poniedziałek, 31 grudnia 2012

2012/2013


lodowata noc
po końcu świata - znowu
się nam upiekło?



W ostatnich godzinach starego roku ogarnia mnie zwykle melancholia pomieszana z niedowierzaniem. Melancholia - wiadomo: znowu jestem starszy. Tego dojmującego faktu nie zagłuszą najgłośniejsze petardy ani race. Zaraz potem przychodzi niedowierzanie: że  jednak przetrwałem! I że przetrwało go ze mną tylu dobrych, ważnych dla mnie ludzi. Kiedy zaś pomyślę, ilu znajomościami,  przyjaźniami, książkami, rozmowami zostałem obdarowany w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, wówczas miejsce melancholii zajmuje wdzięczność; taki rodzaj wdzięczności, co graniczy już ze szczęściem. Bo przecież bezpowrotnie mija tylko czas źle wykorzystany. Czas,  dobrze spożytkowany zostaje z nami. Takiego właśnie czasu życzę Wam, dołączając swoje najnowsze haiku.

piątek, 28 grudnia 2012

Barbara Piórkowska: International, Oficyna Wydawnicza Tysiąclecia, Gdańsk 2012.



Zastanawiam się: kto wytrzyma z bohaterką nowych wierszy Barbary Piórkowskiej, zdystansowaną zarówno do oswojonych przez popkulturę modeli kobiecości, jak i do wzorca szczęśliwej, spełnionej singielki? Kto polubi ją bezdomną, usiłującą czuć na własny rachunek? Bo jej życie jest marszem przez zasadzki i zagadki, podobne włóczęgom po mrocznym mieście (Nocne chodzenie). Dotarłszy do rejonów poza topografią, penetruje przestrzenie, gdzie wielu innych zajrzeć się nie ośmiela (zob. ***,  zakradam się/ do cudzego mózgu…). Diagnozuje swoje problematyczne położenie pomiędzy rozpaczą a depresją. Próbuje oddzielić fakty od przeżyć (por. Psychologia) i przyjrzeć się im okiem nieuprzedzonym. Nawet jeśli taka introspekcja nie służy zrazu jej samej, pozwala czytelnikowi dostrzec siłę pracujących tutaj napięć. Ich działanie widać po nakreślonych tu ostrą kreską wizerunkach mężczyzn. Przy czym mówiąca tutaj postać do pewnego momentu decyduje się raczej trwać w dramatycznej relacji otwarcia na swego partnera niźli definitywnie ją zerwać. Przyczyn zerwania miałaby aż nadto, jeśli uwierzyć historiom urazowych związków opowiedzianym w pierwszej części zbioru odważnie zatytułowanej LOVE-lager. Jakkolwiek dotąd jej mężczyźni byli martwi jak święty nieudrzewiony/Złośliwi jak skrzep rdzy na wannie, a Świat (również egoistycznie męski, jak przekonuje nas wiersz Wykwintne ) obchodzi się z nią obcesowo, ona nie rezygnuje bynajmniej z prób szkicowania planu pokojowego, mogącego zakończyć tę wojnę płci wynikłą z jakiegoś tajemniczego  fatalizmu i – kto wie – może także z przekonania, że egzystencja pojedyncza, czy też sparowana z inną egzystencją, rodzi podobne kłopoty. Wszak wszystko jedno/czystość sztuka żarło/ nie ma takiego na stuletnie tarło – stwierdza dosadnie. Co uczyniwszy, zmienia temat. Na przykład podaje w wątpliwość mit etnicznej jednorodności narodowych wspólnot, w swojej plemiennej przeszłości blisko obcujących z innymi, mniej albo bardziej sobie podobnymi . Stąd – jak można wnosić z tekstu tytułowego – najpewniejszą, może nawet najciekawszą, wersją dziejów pozostaje ta, zapisana w człowieczych genach.    
Na poetycki warsztat Piórkowskiej z pożytkiem oddziałało jej doświadczenie prozatorskie, ułatwiające budowanie spoistych mikronarracji (zob. Smutny wiersz) albo zwięzłych, zmetaforyzowanych opisów.
Dostał się nam porządny kawał poezji: komunikatywnej i bezceremonialnej.


Pełna wersja omówienia ukaże się na łamach Dwumiesięcznika Literackiego "Topos"

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Gdy się Chrystus rodzi


Gwiazdkowa szopka w pelplińskiej bazylice katedralnej (fotografia: 2011).
Z  katedrą tą od czterech lat wiąże mnie prowadzenie koncertów festiwalu muzyki organowej. Festiwalu, który  wciąż obdarowuje mnie coraz to nowymi artystycznymi odkryciami i inspirującymi spotkaniami z wymagającą lecz wdzięczną publicznością.

Dlatego na Boże Narodzenie i na cały kolejny rok wszystkim twórcom życzę, aby nigdy nie brakło im wrażliwych, utalentowanych odbiorców. Natomiast czytelnikom, widzom, słuchaczom - życzę wartościowych, godnych  przemyślenia dzieł. 

piątek, 21 grudnia 2012

Drogie sercu każdego Prusaka (Zachodniego).

Wywodzić się z moich ojczystych Prus Zachodnich, przeciętych pośrodku Wisłą, nie jest wstydem. Tym bardziej, że ich nowożytna świetność ma swój  początek w polskich Prusach Królewskich, o czym pamięta dziś niewielu. Na sztychach wyeksponowanych w Muzeum Sopotu wyglądają one naprawdę przyjemnie: jako bezpretensjonalna kraina flisaków, rybaków, kupieckich miasteczek i pokrzyżackich zamków. Nawet Gdańsk i Toruń, choć rozległe, jakoś dyskretniej demonstrują swoją zasobność, zaś częściej - piękno wywiedzione z ducha miejsca, zapamiętane przez rytownika. 
Jako że zachodniopruski temat domaga się kontynuacji, namawiam usilnie   twórców wystawy, aby następnym razem spróbowali pokazać nadwiślańskie miasta, a zwłaszcza miasteczka, ujrzane obiektywem dziewiętnastowiecznych fotografów, którzy u schyłku tamtego stulecia zastąpili sztycharzy.  

wtorek, 18 grudnia 2012

Notacje (lipiec/sierpień 2012)

Dopiero późnym wieczorem przeczytałem porannego esemesa od AF. Zmarł Andrzej K. Waśkiewicz. Znałem go dobre dwie dekady i coraz bardziej szanowałem za literackie doświadczenie i ogólną erudycję. Prócz socjaldemokraty Bolesława Faca należał do najsympatyczniejszych lewicowych literatów, jakich gdańska ziemia nosiła i jacy w niej na koniec spoczną.

Kròlestwo Niebieskie trzeba zdobywać gwałtem. Królestwo ziemskie - cierpliwością.

"Niedokończona" Schuberta na pelplińskim koncercie wykonywana przez szwajcarskiego organistę. Słucha się jej tak, jakby się chodziło po ciemnym lesie.

Co mam przeciwko lewicowej wizji świata, mogę wyłożyć w dwóch zdaniach.
1. Rozmaici przedstawiciele lewicy, zwłaszcza nowej, uważają,że człowiek jest z natury dobry.
2. A mimo to dalej próbują go ulepszyć, czując się upoważnionymi do jego naprawy przy pomocy wszystkich dostępnych środków, których repertuar nawet Machiavellego wprawiłby w pełne zgrozy zdziwienie.

Wiem, to pewnie mało odkrywcze. Ale czasem warto sobie uświadomić istotę "błędu założycielskiego"  lewicowych ideologii, sprawiających, że każda z nich ostatecznie musi zbankrutować, pozostawiając toksyczną "masę upadłościową".

Krucha radość dzieciństwa: wiatraczki ze słomy robione dla mnie przez rodziców. Radość ta jakoś przetrwała całe dziesięciolecia.

Przed południem w S. Kiedy wchodzę do zegarmistrza, wraz z wybiciem południa zaczyna się koncert zegarów, przypominający występ niezbyt jeszcze zgranej orkiestry. Jedne chronometry wchodzą w jakieś allegro. Inne, o dobry krok za nimi dostają zadyszki. W tym wszystkim, jak recytatyw, głos radiowego spikera relacjonujący podpisanie katolicko-prawosławnej, pojednawczej deklaracji. Najbardziej mnie zastanawia: kto jest jej stronami. Bo na razie wolno sądzić, że najbardziej zadowoleni z niej są hierarchowie. Wierni, przynajmniej w Polsce, wydają się skonsternowani, pogubieni lub chłodno zdystansowani. W najlepszym przypadku. Sam zajmuję postawę wyczekującą. Działania pojednywaczy poznamy po owocach, a po wynikach je sądzić będziemy. - Że użyję tu odrobiny biblijnego patosu.


W mojej ulubionej torbie z zielonego brezentu, trochę podobnej do Stedowego chlebaka: zeszyty, tomiki i...ładowarka tudzież kable do komórki i tabletu. Pendrive’y. Torba nomada epoki cyfrowej.

Chyba już wiem, po co żyję: żeby się nie dać

piątek, 14 grudnia 2012

Adriana Szymańska: Księga Objawień i inne lektury. Szkice literackie, Oficyna Wydawnicza Łośgraf, Warszawa 2011.

Z prawie sześcsetstronicowego zbioru recenzji i szkiców Adriany Szymańskiej zatytułowanego Księga objawień dałoby się wykroić trzy pokaźne książki a pewnie zostałoby jeszcze coś na czwartą. Pomieszczono tu recenzje i omówienia (głównie) poetyckie przez dwadzieścia z górą lat ogłaszane drukiem na łamach prasy. Uzupełniają je teksty powstałe z doraźnej potrzeby wygłoszenia wstępu do spotkania autorskiego lub wykładu, dobrze wkomponowane w tok dyskursu. Pomimo pozornej ulotności poetyckiej materii, całość zredagowano precyzyjnie, koncentrując się wokoło czterech kręgów tematycznych. Pierwszy skupia teksty traktujące o dotykaniu istoty rzeczy. Drugi –  poszukujące wzoru istnienia. Trzeci – wypowiadające głód życia w jego doczesnym i wiecznym wymiarze. Czwarty wreszcie opisuje sposób, w jaki współczesna poezja dociera do zasady świata. Doświadczenie profesjonalnego czytelnika-redaktora, erudycja, rozległość poznawczych horyzontów, z całą pewnością pozwoliłoby napisać Szymańskiej regularną, zapewne ogromnie interesującą, historię poezji ostatniego ćwierćwiecza. Lecz tworząc swoją krytyczną księgę, Szymańska wolała posługiwać się kategoriami filozoficzno-metafizycznymi. Zrobiła tak może w przeczuciu, że dyskurs metafizyczny potrafi pomieścić w sobie znacznie więcej autentycznego ludzkiego doświadczenia niźli skażony doraźnością, narażony na szybką dezaktualizację dyskurs historycznoliteracki.
Osobne teksty poświęciła Szymańska blisko pięćdziesięciu poetom. Indeks osobowy zajmuje tutaj dwanaście gęsto zadrukowanych stron. Do twórczości wybranych autorów (przykładowo: Zbigniew Herbert, Joanna Pollakówna, Piotr Szewc, Wojciech Kudyba) powraca Szymańska dwu- lub nawet trzykrotnie. Jakby jej było mało, jakby chciała uwidocznić jeszcze to,   czego nie ukazała poprzednio.     Szymańską interesuje duchowość, przemawiająca przez teksty. Przy czym od razu należy zauważyć, że wiersza nie traktuje jako ilustracji powierzchownych faktów czy domniemań.  Postrzega go bardziej jako krystalizację najbardziej intymnych przeżyć i doświadczeń, zapisywanych wówczas, gdy poeta najintensywniej obcuje z samym sobą, gdy dojrzewa do siebie, gdy buduje własny model porozumienia ze światem rzeczy widzialnych i – bodaj bardziej – rzeczy niewidzialnych, objawionych. Niekiedy ów zapis przyjmuje kształt zgodny z wyobrażeniami chrześcijańskimi, jak u Wojciecha Kudyby. Aczkolwiek równie dobrze może przybrać formę ekscentrycznego proroctwa jak w wierszach  Bartłomieja Mazla (s. 542nn), lub łagodnych refleksji nad metafizyką przestrzeni i czasu zauważalną u Wojciecha Kassa (s. 485nn). Niezależnie jednak od jej formy, czy obszaru w jakim transcendentna rzeczywistość zechce się przejawić, wszystkie rodzaje doświadczenia mistycznego, mają jedno źródło – jest nim sacrum. Może się ono manifestować na wiele sposobów. Może wielo-znaczyć. Zawsze stanowi najważniejszy punkt odniesienia poetyckiej wyobraźni. Przede wszystkim jednak uświęca:  wprowadza piszącego i czytającego w krąg wartości stałych, wiecznych.


Fragment obszerniejszego omówienia przeznaczonego dla Dwumiesięcznika Literackiego "Topos".

wtorek, 11 grudnia 2012

Notacje (kwiecień/maj 2012)

Wyszedłem z zimy jak z ciężkiej choroby. Ale jeszcze nie odbyłem rekonwalescencji.

Psalm nas poucza, że ten padół łez jest jednocześnie padołem łaski. Bo jakże inaczej mógłby istnieć?  Że o możliwości jakiegokolwiek  naszym tutaj działaniu nie wspomnę.

Wbrew wszystkim zabieganiom i zobowiązaniom zafundowałem sobie dłuższą chwilę bezinteresownej lektury. "Ulica jednokierunkowa" Waltera Benjamina. Niektóre jego uwagi, sposób formułowania myśli blisko mi się kojarzą z krótkimi prozami Ernsta Jüngera.

Benjamin: "Bycie szczęśliwym to zdolność do uświadamiania sobie siebie bez trwogi”.

Chłód w Sopocie. Wyletnieni wczasowicze w t-shirtach i wczasowiczki w minispódniczkach owinięci w polarowe koce. Kiedy się tak promenują deptakiem , przypominają  napoleońską Wielką Armię wracającą spod Moskwy.

Napisał powieść, bo chciał być gdzieś indziej.

Dźwięki długiego weekendu. Kiedy siedzę na balkonie, o kilka kroków ode mnie przeciąga cała przyjezdna Polska. Klnie podpitym głosem. Troska się o coś. Tłumaczy się z czegoś do komórkowego telefonu.  

Coraz rzadziej używany zwrot: "jak należy". Zawsze ogólny, ale obiecujący solidność wykonania tego, czego się podejmujemy.Może fakt, że dzisiaj zwrot ten wydaje się już zapoznany, świadczy o naszym zadwalaniu się byle czym i skłonności do wszelkiej łatwizny?



Notacje w poprzednim blogu: czytam

piątek, 7 grudnia 2012

Zbigniew Milewski: Zagrabki, Wydawnictwo Książkowe IBIS/ Akademia Poezji, Warszawa 2012.



Bohater szóstego tomu poezji Zbigniewa Milewskiego wyruszył w przestrzeń zamiejską. Może trafniej byłoby stwierdzić, że raczej do niej powrócił jak gdyby z wielkomiejskiej emigracji. Z naturą rozumie się od pierwszego słowa niby ze starą przyjaźnią,  co nie rdzewieje. Nawet wtedy, gdy oboje  milczą. Milczą zresztą rzadko, bo przecież tyle tu się dzieje: i pory roku (Odwilż), i pozimowa melancholia drzew (Powrót do sadu jak smutek.), i przemijanie będące bardziej pełnym majestatu odchodzeniem w czas zaprzeszły (Skowronek) niźli nerwowym znikaniem z życia. Dzieje się kobiecy rozkwit dziewczyny (Zaskoczeni pełnią). Bujnie rozrasta się miłosny zielnik. W tym krajobrazie, bynajmniej nie idyllicznym, jak przekonuje nas wiersz Konina,  poeta odnajduje poeta swoje źródła. Jego droga zaprowadziła go do miejsc, gdzie w starych domach mieszka ocalała odwieczność, wciąż możliwa, przybliżana kiedyś przez babkę Władysławę, wskazująca bohaterowi jego przeznaczenie do nieśmiertelności (Landszaft za szkłem). Przedtem ta sama babka wprowadza go również w sacrum: baśniowe, przeżywane ekstatycznie. O tym ostatnim wtajemniczeniu; powie poeta: byłem jak radosny szaleniec/ który nie wie, czy Pan mój i Bóg mój// i dobrą nowiną łamie się z drugimi   (Odwiedzałem z babcią świątynie).    Małe miasteczko, sąsiadujące z tymi cudami jawi się tutaj jako przestrzeń osobna, jakby powstała po to, aby znajdowały w niej swoje lokalne realizacje biblijne czy mitologiczne scenariusze (por. hi hi), albo snuły się prowincjonalne legendy (W mitenkach).  Zaś ci, którym nie wystarczają atrakcje sobotniej dyskoteki, mogą sobie zafundować happening graniczący z rekonstrukcją historyczną (Nie stać nas na Egipt!).
Nic zatem dziwnego, że po spotkaniu ze światem tak oswojonym metropolia może nabrać rysów katastrofalnych: pustoszy ją wiatr i ulotność; chociaż przy odrobinie szczęścia jakaś Genesis może o pół kroku wyprzedzić Apokalipsę (zob. W butach z Arkadii).  
Polubiłem nowe wiersze Milewskiego: powściągliwe, oszczędne, stabilne formalnie. Że niemodne, mało awangardowe? Furda mody! O poezję idzie. Tej zaś mamy tu pod dostatkiem. Nawet jeśli to tylko tytułowe pozostałości po obfitym żniwie.  

Skrócona wersja noty przeznaczonej do publikacji w Dwumiesięczniku  Literackim "Topos".

wtorek, 4 grudnia 2012

Anioł Ślązak na Adwent 2012


Angelus Silesius (1624-1677)


CHERUBIŃSKI WĘDROWIEC

z księgi pierwszej

13. Człowiek jest wiecznością

Sam jestem wiecznością/ gdy opuszczę czas/
Ja w Bogu, Bóg we mnie/ streścimy się wraz.


49. Spokój  najwyższym dobrem

Spokój dobrem najwyższym/ nie byłby Bóg spokojem
Ja nawet zamknąłbym na niego oczu swych oboje.


81. Bóg rozkwita ze swych gałęzi

Jeśliś z Boga zrodzony / rozkwita Bóg tobą:
Tak jego boskość twymi sokami, ozdobą.


(tłum. pwL)