sobota, 5 sierpnia 2017

Paulina Korzeniewska, Pogodna biel dobrego samopoczucia, Dom Literatury w Łodzi, SPP oddział w Łodzi, Łódź 2016 .


Poprzedni tom Pauliny Korzeniewskiej (Usta Vivien Leigh, 2011), pozwalał się czytać między innymi jako zapis wchodzenia podmiotki w kobiecość. Tematem głównym swego drugiego tomu uczyniła Korzeniewska model męskości tak dalece, że. mężczyzna wypowiada się tu jako podmiot większości wierszy. Świadoma siebie kobieta chciałaby teraz mieć u boku godnego jej towarzysza. Problem stary jak świat i jak literatura. (Ongiś dowcipnie rozwiązał go Boy pointą humorystycznego poemaciku o Stefanii.) Wszak wymagający ponownego przemyślenia, zwłaszcza na tle teorii genderowych.  

Zatem najpierw metodycznie i empirycznie ugruntowana diagnoza. Solidnie oparta o rejestrację męskich wyznań naznaczonych egotyzmem, umiłowaniem wygody. Ten symptom niedojrzałości uważa poetka za grzech główny synów Adama. Jednakże już na samym początku stwierdza, że po części wynika on z matczynej nadopiekuńczości (por. wyjście ze strefy komfortu obrośniętej wewnątrz chwastami), aczkolwiek daleka pozostaje od w jego usprawiedliwiania. Bo droga i bolesna to wygoda. Taka konstatacja stanowi dopiero preludium rozmaitych rozczarowań. Mężczyzna przedstawia w tym tomie kliniczny obraz niepozbierania. Jego istnienie podtrzymuje i wzmacnia na dobrą sprawę tylko interakcja z żeńskim „ty”, do czego przyznaje się otwarcie, acz bez cienia wstydu, w wierszu nie jestem rezolutnym trzydziestolatkiem. Wygląda na to, że łatwiej go zaprogramować niźli wyedukować (por. tarantino). Nawet starannie zaprogramowany wymaga stałego nadzoru; chwila nieuwagi i traci emocjonalną stabilność (troll frankensteina). Podobnie mizernie prezentuje się od strony intelektualnej, wygłaszając dosyć zdziwione sądy w kwestii feminizmu (miałem już tego nie robić) lub – o zgrozo – słabo rozeznaje się w zagadnieniu parzystości damskiej bielizny (muszę to z siebie wyrzucić). Za to nałogowo formułuje poglądy, których arogancja idzie w zawody z ignorancją („za noc, za trzy, choć nie dziś”). Wizerunek ten, mocno przerysowany, wpędza mnie w konfuzję, i każe zapytać, ile w nim bezpośredniego doświadczenia, a na ile stanowi on odbicie złośliwych stereotypów czy projekcji. Czynnikiem rozstrzygającym wydaje się tu język, bezbłędnie podsłuchany, sprawnie przetworzony kod samczego dyskursu. Ta parafraza demaskuje , odsłania, wyostrza, mało subtelny sposób myślenia. Pomimo wątpliwości, które budzi we mnie zbyt uproszczona, kreska męskiego wizerunku, zaryzykowałbym przypuszczenie, że sposób budowania lirycznej akcji rozpisanej na monologi i epizody, prowadzi do skonstruowania modelu bazującego raczej na doświadczeniach niż ilustrującego założoną z góry tezę. Że jest on karykaturalny, przez co dyskusyjny, bynajmniej mnie to nie oburza. Bliższy feminizmowi byłby może wiersz do bardzo martwej anne sexton, trawestujący baśń o Czerwonym Kapturku, gdzie główna bohaterka pada ofiarą męskiej niecnoty. – Ale i on zachował samodzielność za sprawą oryginalnego pomysłu na osadzenie opowiadanej historyjki w korporacyjnych realiach. 

  
Teksty nie tworzące ściśle motywu przewodniego zbioru, pozostają z nim w związku, jeśli nie tematycznym, to przynajmniej stylistycznym. Warto na nie osobno zwrócić uwagę, bo znajdują się wśród nich wiersze bez wątpienia mocne – jak oniryczny broadway show. Przedstawicielom płci brzydszej lektura tomiku Pauliny Korzeniewskiej samopoczucia pewnie nie poprawi. Lecz umiejętność przyjmowania krytyki (niechby nawet niesprawiedliwej), należy również do cech prawdziwego mężczyzny. 


Warsztatowa wersja tekstu przeznaczonego do publikacji w Dwumiesięczniku Literackim "Topos".


P.S. Po dzisiejszej notce robię przerwę wakacyjną. Do zobaczenia, do poczytania na początku września. (pwL)