sobota, 1 czerwca 2013

Tomasz Pietrzak: Rekordy, MaMiKo, Nowa Ruda 2012.



1. Liryczna persona drugiego tomu Pietrzaka, na kartach którego filozofia przyrody co rusz brata się z historiozofią, mówi zza pokoleń, z głębiny geologicznych uwarstwień. Może dlatego dyskurs tych wierszy wydaje się stabilny, pomimo fragmentaryczności wielu tekstów wyglądających na paleontologiczne znaleziska, zachęcające, aby na ich podstawie zrekonstruować całość kopalnego organizmu. Tym, którzy z wielu względów muszą lub chcą wybrać mniej strome  ścieżki odczytania, proponowałbym rozpocząć eksplorację zbiorku od jego śląskiej, górnośląskiej strony. Od widoków z wysokich kondygnacji (Czternaste piętro), gdy „w dole dzieje się miasto”. Zresztą nie tylko się dzieje. Czasem się odezwie w śląskim dialekcie, przypominając, że trafiliśmy do krainy, gdzie na „lufcie tylko baby żyją. Reszta pod ziemią” (Działka Erwina Sówki). Lokalnym kolorytem bawi nas ta poezja krótko, zresztą słusznie. Ma wobec czytelnika poważniejsze zamiary: chce go ustawić na gruncie grząskim, w strefie niepewnej, tam gdzie graniczą ze sobą natura i historia. Graniczą ze sobą tak nieostro, tak niezdecydowanie, że trudno je rozdzielić. Może zresztą bezpieczniej przyjąć hipotezę sygnalizowaną  przez znaczną część pomieszczonych tutaj tekstów, że ludzka historia stanowi przedłużenie procesu ewolucji, że ta sama siła spowodowała zagładę dinozaurów i masową śmierć na polach bitew czy w egzekucjach (Pogłosy XI. Katedra Patologii). Zaś przemiany gatunków lub odradzanie się narodów (Pogłosy IV. Alija Bet, 1943) przebiega według niezmiennego kosmicznego scenariusza, zgodnie z którym, po przekroczeniu terminu przydatności, nastąpi totalna likwidacja zasobów: „Czas wysyła was w końcu na przemiał, żar w proch/ i pył a wiatr – prosto na języki rzek. Po kolei, basta, – jaszczury, potem wy, a tuż za wami – gwarni i żywi, jeszcze w bezsennych betonowych blokach – my.” – konkluduje pozbawiony złudzeń wiersz Basta. Koniec zatem pewny.
2. Lecz przed końcem czeka nas jeszcze solidny kawał roboty, by jakoś doprowadzić do ładu pamięć. Jak na mieszkańca naszej części Europy przystało, poeta wpierw bierze na warsztat pamięć żydowskiej obecności, przedstawiając ją w jej dawnym rozkwicie, nie przeczuwającym jeszcze eksterminacji  (Pogłosy III. Kołysanka dla Kamilki) i  już po wojnie, gdy „Pito na umór,/  opalano się bez  skrępowania, wycieczkowano do Rajczy i na plaże Łeby/ i robiło się te wszystkie przedśmiertne rzeczy, przypominające/ na powrót wtłaczające w nad wyraz ludzkie ciała.” (Pogłosy VI. REKORD: 1946 „Zeznanie”), zaś rozmiar Holocaustu drążył dopiero wspólną świadomość. Świadomość, jak zauważa poeta, dziedziczną, włączoną w obręb porządku metafizycznego (por. Pogłosy IX. Echo). Natomiast na wątki niemieckie natrafiamy trochę głębiej, gdzieś w okolicach pożegnalnych fotografii z umarłymi: Johannem, Ernstem, Martinem, licealistami, uwiecznionymi na kliszy w marcu 1899;  „ a to zdjęcie w ręce nie jest obietnicą, a światłem, /  na nocnym niebie, co mami życiem sprzed eonów” – wyjaśnia wiersz Połów. Jedno, co można dla nich zrobić, to udzielić im  łaski krótkiego spojrzenia. Lecz  ostrożnie. Bo cechuje ich  niemiłe żywym natręctwo: „wystarczy wspomnieć imię, / a przywloką tu swoje dupska; / opowiedzieć o nich przy piwie, a już masz ich przy stole.// Lepiej czym prędzej wykadzić/ wszystkich. Oddzielić plewy./ od tego co będzie wzrastać, ukorzeniać się i sięgać wysoko.” („Następstwo”).
3. Tomik mieści poezję znajdująca się znakomicie w sceneriach nadmorskich (cykl: „Brzegi napotkane”) i śródleśnych. Tomasz Pietrzak potrafił przechwycić, przepracować przekaz zaszyfrowany w każdej przestrzeni, przyodziać go w bujne ciało wiersza. Jednocześnie pozostaje w zgodzie z postulatem piękna (por. 11) oraz inspiracjami zaczerpniętymi ze sztuk wizualnych (Frida Kahlo, Diego Ribera, Watteau, Vermeer, Turner). Posprzęgał je tak, że nawet przypadkowość danych tekstowych zasugerowana poprzez tytuł, wydaje się całkiem starannie zaprojektowana, zgodnie z mottem książki, które w tłumaczeniu na polski brzmi: „Nic się nie gubi, nic się nie tworzy, wszystko się przetwarza”. Czego tu obszernie, na blisko siedemdziesięciu stronach, dowiedziono. 

Skrócona wersja omówienia ukaże się na łamach Dwumiesięcznika Literackiego "Topos"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz