sobota, 1 kwietnia 2017

Tomasz Pietrzak: Pospół, Instytut Mikołowski, Mikołów 2016.


1. Każdy kolejny zbiór wierszy autora „Umlautów” staram się czytać uważnie. Tym razem mojemu zainteresowaniu towarzyszyło przerażenie odkryciami poety, bezwzględnie ujawniającego to, co jest po-spólne (czyli wspólne) nam, mieszkańcom obszaru środkowoeuropejskiej katastrofy,  rozciągającego się od zgwałconego Śląska aż po skrwawioną Ukrainę. Efektem oddziaływania zdziczałej historii na te ziemie stało się powszechne prze-diablenie tubylców, demonizacja wszystkich, którzy mieli nieszczęście urodzić się tu, żyć i umrzeć.  Lecz nawet śmierć nie zbawia ode złego, jeno przemienia umarłego w groźny fantom. Pietrzak od początku aplikuje czytelnikowi ryzykowną dawkę pesymizmu. Jednocześnie jego wiersze budzą podziw dla odwagi, z jaką mierzy się ze złem. Krwią malowane dzieje, widziane oczami późnego potomstwa ich bezpośrednich uczestników, jawią się jako pełna okropności i potworów frenetyczna legenda (Klechda). Sytuują się na granicy prawdopodobieństwa. Ale uwiarygodnia je utwalona w instynktach i genach pamięć. Pamięć ta, długo tłumiona, może wybuchnąć nagłą, zabójczą chorobą (por. Causa mortis). Zło przeniosło się chwilowo bliżej własnych mateczników, na wschód. Na Śląsku pozostawiło po sobie tragiczne wspomnienie wypisane dekadami bólu w sponiewieranych, okaleczonych ciałach. 
2. Podmiot nowych wierszy Tomasza Pietrzaka uwikłał się w ciężką sieć fantazmatów. Splatają się tu ze sobą wyobrażenia męczeńskich ziem sowieckiego Wschodu, i Rusa, którego, według pouczeń babki,  trzeba nienawidzić jak szczura/ jest gorszy od Niemca, bo Rus ze szklanek wydrapie złoto/ Rus z oczu wydrapie łzy („Pozostałostka”); z nimi zaś się łączą fantazmaty rzezi, wygnania, zabójstwa małych rusków dzieci poczętych z „wyzwoleńczego” gwałtu („Prowody”).  Ogrom nieprawości przerasta człowieczą percepcję. Mała nadzieja, że odprawienie jakiegokolwiek rytuału, nawet Dziadów. Wszystkie znane dotąd zaklęcia i modlitwy straciły swoją terapeutyczną moc. Na szczególną uwagę zasługuje znakomicie tu poprowadzony wątek kobiecy, spojrzenie na wojnę z żeńskiej perspektywy, która nie zawsze jest perspektywą ofiary czy osoby walczącej o przetrwanie. Bowiem obok pokornej Wiery, spotykamy w tym zbiorze Frau Liesel („Furie”),  demona germańskiego okrucieństwa. Wątek ten znajduje swoje najbardziej przejmujące rozwinięcie w zamykającej zbiór, rozpisanej na kilkanaście osobnych tekstów opowieści o Pani Ej, ukraińskiej uciekinierce, powoli odzyskującej swoją kobiecość. Poeta zauważa wynajduje jej zupełnie niespodzianą krewną, bliźniaczą siostrę, to stara Żydówka Tila,/w tobole z getta wyniesiona” (Gemina). W kontekście całego tomu trudno odmówić poecie racji. Zło, zło środkowoeuropejskie nie czyni narodowych  różnic, wszystkich upiornie jedna i zrównuje. Czy wobec tego rozpoznania jest jeszcze jakaś pociecha? Tak, wynika ona z samej natury rzeczywistości:„Przechodni jest świat/ i ziemia bez ustanku przesypuje się:/ledwo śliwę posadzisz, a już kto inny zbiera,/ owoc, ledwo fundamenty wylejesz, a już kto inny wykańcza dach na swoją modłę” (Lokatorzy). W jakichś szczęśliwszych stronach stwierdzenie takie (bezsprzecznie słuszne) brzmiałoby pewnie bardziej pogodnie niż we Lwowie, na Placu Halickim. Ale to już temat na osobne rozważania. 

O innych zbiorach Tomasza Pietrzaka w moim blogu:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz