Gdziekolwiek
spojrzelibyśmy, rozglądając się po debiucie Dagmary Kacperowskiej, tam zawsze
zobaczymy katastrofę umieszczoną przestrzennie lub chronologicznie – w
Hiroszimie (
legenda), w okolicach
Czarnobyla (
słoneczny dzień w Prypeć),
w Aleppo (
filozofia trwonienia), w
Auschwitz (
terminal) w zapomnianym na
końcu świata obozie koncentracyjnym w Lüderitz (
reminiscencja). Ale zauważamy tutaj kataklizmy, nabierające dopiero
kształtu i zyskujące nazwę. Podmiot tomu identyfikuje je i nazywa pierwszy.
Pozwalając sobie na pewne uogólnienie można stwierdzić, że wiersze
Kacperowskiej wyrastają z silnie uwewnętrznionego przeżycia zła postrzeganego
przez poetkę jako siła podobna ognistemu żywiołowi. Zła, co jednocześnie
obezwładnia, ale i zmusza do wyobraźniowej i emocjonalnej z nim konfrontacji,
do ustawicznych autoanaliz, wewnętrznych wglądów i do czujności, mobilizacji
zmysłów oraz wrażliwości, która zagrożenie złem pozwoli wyczuć w
najwcześniejszych, jego przejawach i najbardziej dyskretnych jego nosicielach;
apeluje do siebie: „nie śnij, obudź się!/ w ich mięsie poczuj zapach/ który
dawno sfermentował/ władzą i śmiercią./ myślisz, że to ich przeznaczenie?/ to
nasłuchiwanie śpiewu syren?/ ich głos jest jak drżenie w agonii/ albo podczas
orgazmu nad głowami potępionych// - donośny i zaraźliwy.” (
retrospekcja) Poetka wie, że ze złem żartów nie ma, a każda
interakcja z nim jest śmiertelnie poważna. Także wtedy, gdy manifestuje się ono
w formie mało widowiskowej, wcielone w upodlonego nałogiem alkoholika (
Król prohibicji) albo w miałkość
powszedniego funkcjonowania.
Zadana ze sformalizowanych tradycji nie może stanowić oparcia dla samotnych
zmagań duchowych poetyckiej persony. Surowej krytyce poddaje chrześcijaństwo
ograniczające się do fideizmu (
nieboski
emisariusz) względnie do mało zobowiązujących świątecznych rytuałów (
telenowela). Bo to poezja starająca się
wyartykułować określony światopogląd. Ale wybiera swoich wrogów tak jak
publicyści w co niektórych mediach, skutkiem czego wiersze, anty-ojczyźniane,
anty-katolickie, poziomu całości tomu raczej nie podnoszą. Czy przy tym ogromne zła jest jeszcze jakieś
dobro? Tak, to, sugeruje poetka, które uczynimy sami, przewracając dzielące
ludzi mury, szukając porozumienia i zgody (
wino).
To chyba najbardziej optymistyczne przesłanie debiutu Kacperowskiej.
Pełno w nim erupcji, huków, fraz kończących się wykrzyknikiem. Estetycznie
poetka często jedzie po bandzie i czasem za nią wypada. Przykładowo: „(szum
zwęglonych dźwięków/ pomiędzy rzędami białych lilii./przesypuje cząstki
zmiażdżonych / dziecięcych główek jak kasztany/na placu Pigalle” (
kasztany na placu Pigalle), lub „w domkach
z piernika. leżą/ lukrowane serca i włochate zwierzę/ z rozpalonym prąciem.” (
Domki z piernika). Czytelnik poezji współczesnej gorszy się raczej rzadko,
ale zgódźmy się, że nawet najbardziej szalona w swej ekspresji strofa musi
generować jakiś sens.
Fragment obszerniejszej całości przeznaczonej do publikacji w Dwumiesięczniku Literackim "Topos".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz