piątek, 28 grudnia 2018

Nadmorze 19. O wierszach Marka Czuku z tomu "Stany zjednoczone" (FORMA, Szczecin Bezrzecze 2018)




Omówienie zbioru Marka Czuku z tomu "Stany zjednoczone" (Forma, Szczecin-Bezrzecze 2018). Książki wręczone i nadesłane.
Linki:
Wydawnictwo FORMA:
http://www.wforma.eu/
Galeria Literacka przy Galerii Sztuki Współczesnej BWA w Olkuszu
https://bwaolkusz.com/galeria/
Strona autorska Jerzego Hajdugi:
http://jerzyhajduga.pl/dobra-cisza-zatrzymac-z-czasu-chwile/

Materiał muzyczny:
Dee Yan-Key, Pleasant_Anticipation
Dee Yan-Key, On Christmas Eve
Z płyty Christmas Album
na licencji Creative Commons



sobota, 22 grudnia 2018

Iwona Młodawska-Waterson, Krucza Góra, Fundacja Kultury AFRONT, Bukowno 2017.



Zbiór wyglądający na efekt zgodnej współpracy autorki i redaktora lub nawet – redaktorów, czy pierwszych czytelników w liczbie pojedynczej lub mnogiej. Uważna, redakcyjna, krytyczna lektura wysokogatunkowego „materiału wyjściowego” zaowocowała debiutem bezspornie udanym, wyróżniającym się na tle innych, podobnych pisanych pod dyktando nastrojów, a więc po prawdzie – z zastosowaniem dość pospolitej strategii eksponującej atmosferę przeżyć . Iwona Młodawska-Waterson łowi je całymi garściami. A może – jest odwrotnie? Może one same przychodzą do niej, one ją wybierają, ufne w jej wrażliwość, w otwartość zmysłów? Nie odrzucajmy i takiej hipotezy. Bo czasami mam poczucie, że poetka tylko czeka, aby je zwerbalizować;  przykładowo w śródmieściu tuż obok ławki „z widokiem/ na gigantyczne liście łopianu” (Botaniczny), na tytułowej podolkuskiej Kruczej Górze , w zimową bezsenną noc (Styczeń); być może właśnie po to bierze na warsztat przypomnienie z dzieciństwa (Imię Róży). Sztukę tworzenia wierszy-emocjonalnych ideogramów wyćwiczyła naprawdę porządnie. Szczęśliwie na tym nie poprzestała. Prawdziwie wzruszające są tutaj te momenty, gdy zapis asocjacji i wrażeń zaczyna ujawniać egzystencjalną treść, kiedy przypomina o głębszych wymiarach bycia: zagubionego metafizycznie (por. Niedziela) uświadamiającego sobie własne położenie pomiędzy dwoma biegunami: miłości i śmierci lub przeżywającego niemożność uwolnienia się od wzorców, scenariuszy dyktowanych przez naturę (Attenborough). Pod koniec tomu nie mamy już wątpliwości, że  to ona narzuca swoją fundamentalną dominację, na której nadbudowują się lub ukorzeniają, wytworzone w świadomości podmiotu bądź zapożyczone z kulturowych narracji struktury mitu (Persefona), baśni (Jack-o’-lantern) lub opowieści przywiezionej z dalekiej, egzotycznej podróży (Starość). Historie, w których mówiące „ja” sytuuje się na przecięciu – nie zawsze oczywistym – różnych porządków lub nie-porządków wywołanych czasem zakłóceniami międzyosobowej komunikacji (Cisza) albo brakiem autentyczności (zob. Nowy nabytek). Bowiem istnienie łączy się tutaj z uwikłaniem w sieć różnorakich napięć, w złowrogie milczenie zwierciadeł (Lustra) lub z zanurzeniem w atmosferze ciężkiej przeddeszczowej nudy (Czarny skrypt). Ale chwile, gdy podmiotce udaje się zawiązać wspólnotę z męskim „ty” niosą ze sobą już coś, co już na pierwszy rzut oka identyfikujemy jako zdolne ustabilizować chybotliwy światoobraz (por. Na wszelki wypadek). 
W przeciwieństwie od całej gromady poetess debiutantka nie szantażuje czytelnika czytelnika swoją kobiecością, nawet jeśli uważa ją za trudną (Legenda) definiowaną przez zawody i utratę (Droga Marianny). Już choćby za to można ją polubić. Aczkolwiek nie tylko. Warto byłoby także docenić również jej umiejętność, nieomal fotograficzną, kadrowania obrazu pełnego niepokojących sugestii : „Amisz/ nie użyje photoshopa/ nie będzie pstrykał/ do setnego razu/ ale i on/ ma swój dowód/ czarno na białym/ oto najpiękniejsza kobieta świata/ w czepcu/ z twarzą wykrzywioną/ bólem albo gniewem/ w ciąży/ stojąca przy zlewie (Tak wyglądasz). Chyba wszystkie wybory stylistyczne debiutantki wydają się skoncentrowane wokoło ekwiwalencji stanów uczuciowo-wyobraźniowych. Jej mocne, świeże metafory (przykład: „księżyc/ biała tłusta baba/ wędrująca donikąd” – z wiersza Ofelia) zachowują jeszcze pamięć o swoim związku z porównaniami w sensie ścisłym (miłość drażni/ jak muchołówka).
Zbiorek raczej z tych szczuplejszych, zatem jeszcze za wcześnie, by stwierdzić, że poetka stworzyła rozpoznawalny liryczny idiom. Na niego jeszcze musi popracować. Lecz naprawdę rzetelnie się stara.



sobota, 15 grudnia 2018

Marek Stachowiak, Tata jest od tego, tercja. com, Poznań – Gorzów 2018.



Eseje? Pogadanki? Filozofujące fragmenty poukładane w wersy? – Zastanawiałem się po raz pierwszy wertując debiut Marka Stachowiaka. Bo za ewidentnymi przejawami poetyckości trzeba się po tym tomiku trochę rozejrzeć. Proponuje nam autor poezję antypoetycką, apoetycką może? W pewnym sensie retoryka jego tekstów pochodzi wyraźnie spoza poezji, z publicystyki, używającej słowa jako wehikułu treści dyskursywnych, co daje się zauważyć, zwłaszcza tam, gdzie podmiot opowiada o sobie oraz o swoim środowisku. Stylizuje się to na jednego z tłumu, zwykłego pomiędzy zwykłymi, to na intelektualistę, sięgającego daleko ponad lokalne horyzonty. Właśnie pomiędzy tymi dwoma biegunami oscyluje tożsamość podmiotu Penetruje on zakamarki niezbyt powabnej codzienności, pozwalając  sobie jednocześnie na marzenia o odwróceniu biegu dziejów (Rzekami od rzeczy do rzeczy); lub toczy literackie dyskusje w klubie miejskiej kultury (Mój 19101 dzień w mieście G.). Nie myślę odmawiać mu prawa do udziału w nich, wszak mają spory potencjał terapeutyczny. Pozwolę sobie jednakże stwierdzić wprost, że znacznie mniej sympatyczne wrażenie robi na mnie budowanie poczucia elitarności na obecnych już w dziesiątkach wierszy, całkiem przewidywalnych, niechęciach do domniemanego faszyzmu, tradycji narodowej i oraz do tzw. mitologii smoleńskiej (zob. np. Strach). Nic nowego pod słońcem, księżycem oraz innymi ciałami niebieskimi. Niech mi tylko ktoś mądry powie, dlaczego zapamiętali orędownicy demoliberalizmu tak rzadko umieją wznieść się ponad poziom zjadliwych docinków i wiecowych deklaracji, a tak często sprzedają czytelnikowi bogoojczyźnianość à rebours. Trzeba wszakże  stwierdzić, oddając poecie sprawiedliwość, że taki przykładowo wiersz-reportaż z peryferyjnego marginesu popegeerowskiej wsi, znakomicie łączy spostrzegawczość z umiejętnością selekcji oraz kondensacji wrażeń. Do końca utrzymuje się w nim napięcie pomiędzy doświadczeniem a symbolicznymi sugestiami. Podobnie skuteczną strategię zastosował poeta w wierszu Donos z ulicy Grobla, gdzie realizm zyskał odniesienie religijne.  Agnostykiem pozostaje jednakże  przekonanym i zatwardziałym, bo stosunki z rzeczywistością wymykającą się zmysłom, poukładał sobie w sposób nader skomplikowany a niedopowiedziany, co chwilami nie przeszkadza mu przyjmować w wierszu perspektywy boskiej i to nie tylko w kontekście procesu twórczego (Trzydziesta trzecia kreacja w Times New Roman na A4). Określenie Zajścia w tytułach rozdziałów pozwalają sądzić, że poezja stała się dla debiutanta przestrzenią, gdzie wyrównuje swoje niezałatwione jeszcze porachunki ze światem, czego nie powinniśmy mu mieć za złe, nawet jeśli sposób ich załatwiania budzi odczucia ambiwalentne. Jest jednakże taki obszar rzeczywistości, gdzie poezja Stachowiaka zdecydowanie wygrywa. Mam tu na myśli relację ojciec–syn. Dobrą relację. Bowiem podmiot doskonale, bardzo szczęśliwie identyfikuje się z rolą ojca, który sporo uwagi poświęca rozpoznaniom syna co do natury świata (zob. wiersz Nadzieja Jakuba) i równie uważnie towarzyszy mu, gdy stawia pierwsze kroki w najbliższym otoczeniu. Ojcowskie zadania, podejmuje ochoczo. Tam, gdzie liryczne „ja” mówi o swoim ojcowaniu znika wrażenie wielosłowia. Ogólnie biorąc, należałoby zalecić poecie trochę ćwiczeń na zwięzłość. Może ponowny namysł nad wyborem retorycznej strategii pomógłby mu doprowadzić do, by tak rzec, zoptymalizowania rozmiarów poetyckiego monologu?



Fragment większej całości przeznaczonej do publikacji w Dwumiesięczniku Literackim "Topos"




sobota, 8 grudnia 2018

Anioł Ślązak na Adwent 2018

Titelholzschnitt





Angelus Silesius (1624-1677)
Cherubiński wędrowiec









[Z księgi czwartej]

161. Wszystko w jednym

W jednym ziarnku gorczycy/ gdy to zrozumieć chcesz/
Jest obraz rzeczy w górze i rzeczy w dole też.


207. Oznaki Bożego synostwa

Ten, kto w Bogu spokojny/ a w nim zakochany,
Bywa zwykle na syna Bożego wybrany. 


tłum. pwL



sobota, 1 grudnia 2018

Szymon Babuchowski, Jak daleko, Arcana, Warszawa 2018.


1. Znaczna część wierszy z nowego tomu Szymona Babuchowskiego, zatytułowanego Jak daleko. próbuje odpowiedzieć na pytanie rozlegające się u początków Księgi Rodzaju, skierowane do pierwszego mężczyzny: „Gdzie jesteś?” (Rdz. 3,9) przytoczonego jako motto tomiku. Fakt że adresatem pytania jest mężczyzna nie pozostaje bez znaczenia. Bo tak jak w zbiorach wcześniejszych śledziłem wiersze młodzieńca poszukującego swej drogi, a przy okazji – szczęśliwej miłości, tak teraz wglądam w refleksje dorosłego, co znalazłszy swą miłość z całym przekonaniem realizuje powołanie małżonka, ojca i, ma się rozumieć, poety,. 
Poeta szczęśliwy – czy to możliwe? Możliwe, gdy założymy, że szczęście dylematów duchowych nie wyklucza. Jest szczęściem z zasady szczęściem zadanym, zależnym od moralnej konsekwencji oraz umiejętności rozeznawania znaków czasu charakterystycznych dla określonego etapu rozwojowego, na którym podmiot poezji Babuchowskiego właśnie się znalazł.

2. Krytyczna samoocena młodzieńczych błędów młodości od dawna stała się już toposem. Szymon Babuchowski idzie wszakże pod prąd tego zwyczaju. Jego liryczne „ja” młodość uważa za czas wiary mocnej, czystej, pokornej. Dorosłość, poplątała ścieżki wiary, zawiodła ją na dalekie manowce, w chaszcze, zatrzymała w krainie, w której „wszystko upadło na głowę/gdzie czarne znaczy białe/ a białe różowe” (wiersz tytułowy); uwikłała ją w różne rodzaje nieautentyczności, z duchową na czele. Zatem obrachunek wieku męskiego wypada tu stanowczo niekorzystnie. Bilans ten prowadzi do rachunku sumienia. Bez niego nie potrafi żyć życiem prawdziwym, co znaczy: zyć życiem-z-Bogiem, życiem-w-Bogu. Warto zaznaczyć od razu, że jest to Bóg obu Testamentów – Starego – jako Stwórca, Nowego – jako zmartwychwstający Zbawiciel (zob. ***, Tej nocy miałem nasłuchiwać…). Wyjaśnijmy także, że religijność poezji Babuchowskiego nigdy nie była religijnością powierzchownych wzruszeń. Zawsze głęboko przeżywana, także w aspekcie moralnym, (nie należy go mylić z doraźnym moralizatorstwem). Owszem, bywała, bywa chyba nadal, emocjonalna, ale zawsze wolna od taniej egzaltacji. Trochę po liebertowsku traktuje wiarę w kategoriach wybru wiary dokonanego wbrew własnym zbłądzeniom czy ułomnościom.

3. Ścieżki metafizyki i mistyki schodzą się tutaj jakby trochę rzadziej niż kiedyś. Liryczna persona pielgrzymuje przez rzeczywistość czterech ziemskich żywiołów, po czym wstępuje w żywioł piąty – w eter, którego oddziaływanie pomaga subtelniej widzieć sprawy dziejące się dookoła i jak najbardziej realne osoby: „nasze cienie na drodze wysokie jak drzewo/ połączeni w pochodzie: mama – tata – dziecko/ w pomarańczowym świetle tuż przed przyjściem nocy/ swoją małość codzienną zamieniamy w gotyk// i płynie ta katedra po wodach osiedla// i światło nas podnosi i słońce nas jedna/ zanurzeni w poświacie od stóp po horyzont/ żeglujemy tą łodzią – a świt coraz bliżej” (***, nasze cienie na drodze wysokie jak drzewo…). Ale rzeczy świata tego, mimo takich wysubtelnień, pozostają takie, jakimi były przedtem i pewnie zawsze. Ból strudzonych wędrowaniem nóg – jest dalej bólem, zaś intymność małżonków otwierających się na siebie nie traci żadnego ze swych wymiarów, zaszyfrowanych w sugestywnych metaforach (zob. ***, Bóg zepsuł nam telewizor…). Bo poetycka dorosłość w przypadku Szymona Babuchowskiego oznacza także zdolność do uwewnętrzniania coraz szerszego spektrum doświadczeń, poszerzania obszaru współczucia, z którym pochyla się tu wiersz nad martwym ciałem trzyletniego Alana Kurdi. Temat to w dzisiejszej poezji już nienowy. Lecz poeta wyjął go z wszelakich ideologicznych czy publicystycznych kontekstów, kładąc akcent na czysto ludzką stronę niewinnej śmierci – skandalu, rzucającego wyzwanie tak wierze, jak chrześcijańskiej nadziei (***, chłopczyku wyrzucony na brzeg greckiej wyspy…).

4. Poezja Babuchowskiego mocno  trzyma się tu rzeczywistości. Patrzy na nią. Chce ją widzieć, co owocuje wierszami takimi tak
Thassos czy Apokryf. Ogarnia atmosferę londyńskiego śródmieścia (London Calling) albo uduchowioną, choć chłodną pustkę wybrzeża północnej wyspy (Ballada farerska). Utrwala nieomal w ostatniej chwili to, co pozostało jeszcze z coraz bardziej oddalonego w czasie dzieciństwa (***, to miasto jest tu jeszcze ale całkiem inne…). Szlak doświadczeń, wiodący także przez jego śląskie okolice pozwala podmiotowi wyjść z duchowego impasu, zorientować się co do właściwego kierunku istnienia. Zaś na elementarne pytanie gdzie jest, gdzie się właśnie znalazł, odpowiedziałbym: tam, gdzie kryzys wieku średniego z całą pewnością mu nie grozi.