Eseje? Pogadanki?
Filozofujące fragmenty poukładane w wersy? – Zastanawiałem się po raz pierwszy
wertując debiut Marka Stachowiaka. Bo za ewidentnymi przejawami poetyckości
trzeba się po tym tomiku trochę rozejrzeć. Proponuje nam autor poezję
antypoetycką, apoetycką może? W pewnym sensie retoryka jego tekstów pochodzi
wyraźnie spoza poezji, z publicystyki, używającej słowa jako wehikułu treści
dyskursywnych, co daje się zauważyć, zwłaszcza tam, gdzie podmiot opowiada o
sobie oraz o swoim środowisku. Stylizuje się to na jednego z tłumu, zwykłego
pomiędzy zwykłymi, to na intelektualistę, sięgającego daleko ponad lokalne
horyzonty. Właśnie pomiędzy tymi dwoma biegunami oscyluje tożsamość podmiotu
Penetruje on zakamarki niezbyt powabnej codzienności, pozwalając sobie jednocześnie na marzenia o odwróceniu
biegu dziejów (Rzekami od rzeczy do
rzeczy); lub toczy literackie dyskusje w klubie miejskiej kultury (Mój 19101 dzień w mieście G.). Nie myślę
odmawiać mu prawa do udziału w nich, wszak mają spory potencjał terapeutyczny.
Pozwolę sobie jednakże stwierdzić wprost, że znacznie mniej sympatyczne
wrażenie robi na mnie budowanie poczucia elitarności na obecnych już w
dziesiątkach wierszy, całkiem przewidywalnych, niechęciach do domniemanego
faszyzmu, tradycji narodowej i oraz do tzw. mitologii smoleńskiej (zob. np. Strach). Nic nowego pod słońcem,
księżycem oraz innymi ciałami niebieskimi. Niech mi tylko ktoś mądry powie,
dlaczego zapamiętali orędownicy demoliberalizmu tak rzadko umieją wznieść się
ponad poziom zjadliwych docinków i wiecowych deklaracji, a tak często sprzedają
czytelnikowi bogoojczyźnianość à rebours.
Trzeba wszakże stwierdzić, oddając
poecie sprawiedliwość, że taki przykładowo wiersz-reportaż z peryferyjnego
marginesu popegeerowskiej wsi, znakomicie łączy spostrzegawczość z
umiejętnością selekcji oraz kondensacji wrażeń. Do końca utrzymuje się w nim
napięcie pomiędzy doświadczeniem a symbolicznymi sugestiami. Podobnie skuteczną
strategię zastosował poeta w wierszu Donos
z ulicy Grobla, gdzie realizm zyskał odniesienie religijne. Agnostykiem pozostaje jednakże przekonanym i zatwardziałym, bo stosunki z
rzeczywistością wymykającą się zmysłom, poukładał sobie w sposób nader
skomplikowany a niedopowiedziany, co chwilami nie przeszkadza mu przyjmować w
wierszu perspektywy boskiej i to nie tylko w kontekście procesu twórczego (Trzydziesta trzecia kreacja w Times New
Roman na A4). Określenie Zajścia
w tytułach rozdziałów pozwalają sądzić, że poezja stała się dla debiutanta
przestrzenią, gdzie wyrównuje swoje niezałatwione jeszcze porachunki ze światem,
czego nie powinniśmy mu mieć za złe, nawet jeśli sposób ich załatwiania budzi odczucia
ambiwalentne. Jest jednakże taki obszar rzeczywistości, gdzie poezja
Stachowiaka zdecydowanie wygrywa. Mam tu na myśli relację ojciec–syn. Dobrą
relację. Bowiem podmiot doskonale, bardzo szczęśliwie identyfikuje się z rolą
ojca, który sporo uwagi poświęca rozpoznaniom syna co do natury świata (zob.
wiersz Nadzieja Jakuba) i równie
uważnie towarzyszy mu, gdy stawia pierwsze kroki w najbliższym otoczeniu.
Ojcowskie zadania, podejmuje ochoczo. Tam, gdzie liryczne „ja” mówi o swoim
ojcowaniu znika wrażenie wielosłowia. Ogólnie biorąc, należałoby zalecić poecie
trochę ćwiczeń na zwięzłość. Może ponowny namysł nad wyborem retorycznej
strategii pomógłby mu doprowadzić do, by tak rzec, zoptymalizowania rozmiarów
poetyckiego monologu?
Fragment większej całości przeznaczonej do publikacji w Dwumiesięczniku Literackim "Topos"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz