sobota, 28 października 2017

Nadmorze # 7. O wierszach Anny Goławskiej z tomu "Środek komunikacji" (Sopot 2017)




Recenzja tomiku Anny Goławskiej, "Środek komunikacji" (Sopot 2017), wiersz
w autorskim nagraniu (live). 


Tło muzyczne: Dee Yan-Key,  With Ease, utwór na licencji Creative Commons, 
(CC BY-NC-SA 4.0)

Linki:
http://bookbusters.audio
http://www.podsluchane.pl/czytuczytu/podcast
http://freemusicarchive.org/music/Dee_Yan-Key/The_Unbearable_Lightness_of_Being/02--Dee_Yan-Key-With_Ease

sobota, 21 października 2017

Georg Trakl (1887-1914)

Gródek

Wieczorem brzmią jesienne lasy
Echem śmiertelnej broni, złote równiny
I błękitne jeziora, nad nimi słońce 
Przetacza się mroczniej, noc bierze w objęcia
Konających wojowników, dziką skargę
Ich strzaskanych ust.
Lecz cicho zbierają się na pastwisku
Czerwone chmury, mieszka w nich gniewny bóg,
Przelana krew,  księżyczny chłód;
Wszystkie drogi uchodzą w czarny rozkład.
Pod złotymi gałęziami nocy i gwiazd
Zatacza się cień siostry, przez milczący gaj,
By pozdrowić duchy bohaterów, krwawiące głowy,
I cicho brzmią w trzcinach ciemne flety jesieni.
O dumniejsze smutki! wasze spiżowe ołtarze
Gorący płomień ducha podsyca dziś potężny ból,
Nienarodzone wnuki.

(Bitwa pod Gródkiem Jagiellońskim - wrzesień 1914. Ostatni wiersz Trakla. - przyp. tłum.)


[szkic wiersza]

Śnieżna noc!
Wy, ciemni Śpiący
Pod mostem 
Z rozbitego czoła
Ścieka wam krystaliczny pot


[z aforyzmów]

Wrażenie w momentach bycia podobnego śmierci: wszyscy ludzie są warci miłości.
Budząc się, czujesz gorycz świata; jest w tym wszystka twoja nieodpuszczona wina;
twój wiersz - niedoskonała pokuta. 

[1914]
Tłum. P.W.L.

sobota, 14 października 2017

Radosław Jurczak, Pamięć zewnętrzna, Dom Literatury w Łodzi/ SPP o w Łodzi, Tłocznia Wydawnicza Ach Jo, Łódź - Kraków 2016.



Jeśli ktoś szukałby u Radosława Jurczaka łatwo przyswajalnego liryzmu, powłóczystych nastrojów czy rozmaitych poetyzmów, nie uświadczy ich ni grama. Co ja piszę? Ani miligrama! Kto jednak szuka nowatorskiej poezji, ten ją znajdzie.  Z jego debiutanckiego zbioru mówi do czytelników cyfrowy tubylec, reprezentant generacji, która językiem cybersieci włada natywnie, zaś cyberprzestrzeń uważa za swoje środowisko naturalne oraz za obszar, skąd można czerpać wzorce interpretacji świata. Tekstowy sobowtór poety  Śmiało porusza się po styku wirtualu i realu. Rad zapuszcza się w ich głąb. Obie te sfery traktuje komplementarnie, jako dwie części tej samej rzeczywistości znajdującej się w jednym polu poznania, scalane percepcyjnie przez jeden umysł. Poetycka zaś kreacja, zwłaszcza jeśli zestawimy ją z drastycznymi opisami doświadczeń naukowych zawartymi w wierszu #introduction_to_cognitive_science (1), wydaje się najmniej inwazyjną formą penetrowania oraz opisu procesów poznawczych i nabywania języka przez niemą z początku istotę. Gdybym już teraz mógł się poważyć na generalizacje, napisałbym, że głównym tematem tego zbioru jest świadomość oraz jej funkcjonowanie w przestrzeni sterowanej przez system. Nie polityczny ale informatyczny. Politykę zastąpiły tu zespolone technologie, tworzące macierz obdarzoną cechami transcendentnymi, zdolną za pośrednictwem medialnego przekazu zglobalizować lokalne albo regionalne wydarzenie tak, że wyrywa je z pierwotnego kontekstu. Bowiem być w medialnym przekazie, to jednocześnie być wszędzie i nigdzie (zob. Ta elegia nie jest o Palestynie). 

   Skłonność do percypowania wytworzonych obrazów, myślowych reprezentacji, lub wręcz projekcji, zamiast przedmiotów i zjawisk samych w sobie, sugeruje poeta, należy do przyrodzonych właściwości rodzaju ludzkiego, stwierdzając: „nigdy nie wyszliśmy poza symulakrum/ w przegrywarce gatunków, w przezroczystych kulach głów” (#Darwin). Diagnoza postawiona z powagą i z lekkim odcieniem rezygnacji. No bo jak nadal ćwiczyć odwagę niepodległego bycia, gdy każde kolejne rozpoznanie dowodzi, że indywidualnie i zbiorowo pozostajemy w mocy gotowego algorytmu, programu, według schematu zerojedynkowego rekombinującego dane zawarte w zewnętrznej pamięci (zob. Europa; PL.exe)?  Niejednorodny leksykalnie i składniowo dyskurs tych wierszy wciąż pozostaje zwierciadłem krytycznie odbijającym współczesność zachodniej cywilizacji: podatnej na obietnice zbawienia przez konsumpcję (#jakością_Biedronki (loop dla Jana Kalwina)), obarczonej poczuciem winy za występki kolonizatorów, bezradną wobec migracji (18 elegii dla Aylana Kurdiego) i pełnej obaw przed islamem. Debiutant ani nie udaje, że wierszem można ocalać narody, ani tym bardziej nie popada w interwencyjną publicystykę. Zresztą nie pozwoliłyby mu na to zmysł formy, temperament eksperymentatora oraz oczytanie,  roz-czytanie w twórczości Czesława Miłosza (notabene ongiś  również przedstawiciela awangardy) oraz imponujące osłuchanie w przeróżnych rejestrach języka. 

Fragment większej całości przygotowywanej do druku w dwumiesięczniku literackim "Topos".

sobota, 7 października 2017

Bogumiła Maleta, wiedziona, Fundacja Otwartych Na Twórczość, Poznań 2017.


Źródłem dumy wyartykułowanej w debiutanckim zbiorze Malety wydaje się przede wszystkim odkrycie, że w każdej, bez wyjątku, przedstawicielce płci pięknej (a wszystkie z definicji piękne!) tkwi niezmierzony potencjał twórczy, dojrzałość zaś potencjał ten zwiększa. Kobieta dojrzała – bo z takiej perspektywy podmiotka wierszy Malety spogląda na świat – nie musi już niczego udowadniać. Po prostu jest całą swoją pełnią – pełnią zebranych przez lata doświadczeń i pełnią przeżywanych właśnie pragnień. Głównie miłosnych; powiedzmy wprost – erotycznych. (Znaczna część tego zbioru to właśnie zgrabne erotyki.) Liryczne „ja” chętnie eksponuje seksapil (zob. wiersz szczególnie jesienią). Swoją kobiecość celebruje, pielęgnuje, trochę też nią się bawi. Bywa przekornie zalotna, kusi, intryguje zagadkami i wyznaniami. Prawda, bywa sentymentalna. Lecz z wdziękiem. Czasu tracić nie lubi. Zmysłowe konkrety, dane jej tu i teraz, ceni bardziej niż pełne wahań aspiracje, więc zdecydowanie nakazuje: „od dziś przestań odkładać jutro na później” (tylko marzysz) Dookolną rzeczywistość przeżywa uważnie, całą sobą, zatem zapunktują u niej ci, co wykażą zrozumienie dla dramatu rzeczy drobnych jak zagubiony pechowo i bezpowrotnie guzik od czarnego płaszcza (zaspała). Kto podziela taki świato-ogląd, może być pewny jej przychylności lub nawet czegoś więcej. Kobietom zaś, które chciałaby ją naśladować, niczym wytrawna reżyserka pomaga wydoskonalić kunszt rozpalania męskich afektów (bez żenady), tłumacząc im, i przy okazji sobie, sens miłosnego performance’: „jesteś kobietą i wiesz kiedy/ poruszyć zmysły uczciwie/ używając energii – dopóki działa./ życie kreowane emocjami// to taka twórczość sytuacyjna.” (nauczona doświadczeniem). Cały dowcip tej poezji, a przynajmniej znaczna jego część, zasadza się na kontraście pomiędzy poczuciem ekspansywności, sprawczości, skuteczności wypracowanych taktyk, perfekcyjnie opanowanych prawideł damsko-męskiej rozgrywki a konwencjonalnym rekwizytorium traktowanym z niejakim dystansem. Przyznaje poetka: „mogę być kopciuszkiem królową śniegu/ słowikiem i dziadkiem do orzechów//pasują mi świece nostalgia i wino” (w białym cieniu nocy). Rytuał oprawny w kwiecie, w podgwiezdne srebro, w psychodeliczną purpurę (noc) oraz w innych barw rozmaitość, odnosi skutek. Ale najciekawsze jest to, że namiętności, pasje, wymowne gesty dłoni, pocałunki, w najlepszej zgodzie koegzystują tutaj z całkiem tradycyjnymi wartościami rodzinnymi (w uroczystej bieli) oraz mocną wiarą w dobro (przyjdź). Czyżby dlatego, iż w odróżnieniu od poetek-feministek Maleta nie na eksces stawia, a na finezję?

Fragment większej całości przygotowywanej do druku w dwumiesięczniku literackim "Topos".