Wystawa, otwarta niedawno w Muzeum Sopotu, odzwierciedla w pierwszym rzędzie gust kolekcjonerów do wizerunków Gdańska, do jego zakątków, bliższych oraz dalszych. Do wedut ze sztafażem i małych, kameralnych pejzażyków, do widoków wnętrz i dekoracyjnych scen mitologicznych.
Z doboru prac wynikać by mogło, że taki na przykład portret, albo akt, a nawet martwą naturę gdańscy malarze w niewielkim mieli poważaniu. Prędzej sceny rodzajowe z flisakami na wiślanym brzegu, w sam raz dla ozdoby salonów na Głównym i Starym Mieście, w Górnym Wrzeszczu i w Oliwie. Nie miejmy im tego za złe. Owszem, wielu reprezentowało ducha konserwatywnego akademizmu; inni cenili sobie realizm; niektórych jednak było stać na przykład na impresjonistyczne eksperymenty ze światłem Północy. Ale miastu, dokąd trafiali z wyboru lub zawodowej konieczności, szczerze podarowali cały swój talent.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz