Źródłem dumy wyartykułowanej w debiutanckim zbiorze Malety wydaje się przede
wszystkim odkrycie, że w każdej, bez wyjątku, przedstawicielce płci pięknej (a
wszystkie z definicji są piękne!)
tkwi niezmierzony potencjał twórczy, dojrzałość zaś potencjał ten zwiększa. Kobieta
dojrzała – bo z takiej perspektywy podmiotka wierszy Malety spogląda na świat –
nie musi już niczego udowadniać. Po prostu jest całą swoją pełnią – pełnią
zebranych przez lata doświadczeń i pełnią przeżywanych właśnie pragnień.
Głównie miłosnych; powiedzmy wprost – erotycznych. (Znaczna część tego zbioru
to właśnie zgrabne erotyki.) Liryczne „ja” chętnie eksponuje seksapil (zob.
wiersz szczególnie jesienią). Swoją
kobiecość celebruje, pielęgnuje, trochę też nią się bawi. Bywa przekornie zalotna, kusi, intryguje
zagadkami i wyznaniami. Prawda, bywa sentymentalna. Lecz z wdziękiem. Czasu
tracić nie lubi. Zmysłowe konkrety, dane jej tu i teraz, ceni bardziej niż
pełne wahań aspiracje, więc zdecydowanie nakazuje: „od dziś przestań odkładać
jutro na później” (tylko marzysz) Dookolną rzeczywistość przeżywa
uważnie, całą sobą, zatem zapunktują u niej ci, co wykażą zrozumienie dla
dramatu rzeczy drobnych jak zagubiony pechowo i bezpowrotnie guzik od czarnego
płaszcza (zaspała). Kto podziela taki
świato-ogląd, może być pewny jej przychylności lub nawet czegoś więcej.
Kobietom zaś, które chciałaby ją naśladować, niczym wytrawna reżyserka pomaga wydoskonalić
kunszt rozpalania męskich afektów (bez
żenady), tłumacząc im, i przy okazji sobie, sens miłosnego performance’: „jesteś kobietą i wiesz
kiedy/ poruszyć zmysły uczciwie/ używając energii – dopóki działa./ życie
kreowane emocjami// to taka twórczość sytuacyjna.” (nauczona doświadczeniem). Cały dowcip tej poezji, a przynajmniej
znaczna jego część, zasadza się na kontraście pomiędzy poczuciem
ekspansywności, sprawczości, skuteczności wypracowanych taktyk, perfekcyjnie
opanowanych prawideł damsko-męskiej rozgrywki a konwencjonalnym rekwizytorium
traktowanym z niejakim dystansem. Przyznaje poetka: „mogę być kopciuszkiem
królową śniegu/ słowikiem i dziadkiem do orzechów//pasują mi świece nostalgia i
wino” (w białym cieniu nocy). Rytuał
oprawny w kwiecie, w podgwiezdne srebro, w psychodeliczną purpurę (noc) oraz w innych barw rozmaitość, odnosi
skutek. Ale najciekawsze jest to, że namiętności, pasje, wymowne gesty dłoni,
pocałunki, w najlepszej zgodzie koegzystują tutaj z całkiem tradycyjnymi
wartościami rodzinnymi (w uroczystej bieli) oraz mocną wiarą w
dobro (przyjdź). Czyżby dlatego, iż w
odróżnieniu od poetek-feministek Maleta nie na eksces stawia, a na finezję?
Fragment większej całości przygotowywanej do druku w dwumiesięczniku literackim "Topos".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz