Podmiot wierszy Burczyka całkiem
dobrze czuje się w towarzystwie duchów. Dla wyjaśnienia wypada mi
jednak napisać, że pojęcie duchów powinniśmy tu zastosować
zarówno do gości z zaświatów jak do czystego ducha, który ich
wyprzedza pojawiając się, na samym początku tomu, z czasem „Coraz
bardziej ludzki/ Coraz bardziej szary/ Coraz bardziej zwykły/ Anioł
w za ciężkich butach” (Coraz
bardziej) i zadaje
poetyckiemu „ja” pytanie o jego wiarę. Ale nie uzyskuje
sformułowanej wprost odpowiedzi. Skazany został na dowody, by tak
rzec, pośrednie, na drobne refleksy nadprzyrodzonego widzenia i na
refleksje, o które w poezji łatwiej na łące (Gietrzwałd)
niż w ciemnawej świątyni (zob. Pusty
kościół).
Zgoła
inaczej ma się rzecz w przypadku gości przybywających z zaświatów.
Wywołani, przywołani mimo chęci i woli budzą umiarkowaną raczej
grozę, no może trochę całkiem zrozumiałej w tej sytuacji
poczucia niesamowitości, konkurującego z zaciekawieniem. Sami są
zresztą ciekawscy, niektórzy dystyngowani, inni dowcipni albo w
obejściu zaskakująco swojscy. Wszyscy nie nazbyt kłopotliwi. Ich
obecność każe się jednak poecie zastanowić nad własną
pośmiertną przyszłością. Mają zresztą umarli, widziani przez
autora trochę po leśmianowsku swoje przyjemności (zob. Świętej
i nieświętej pamięci).
W tym samym porządku wyobrażeń należałoby chyba umieścić
wiersze- świadectwa swoistego kultu przodków, zwłaszcza tych w
linii męskiej, reprezentujących zakorzenienie w odległej
chronologicznie, kresowej genealogii Tak głębokie, że komunikacja
z nią wymaga milczenia wynikłego nie z zakłopotania odwiecznością
antenatów (por. List do
dziadka Jana), tym
bardzie nie z onieśmielenia ich dostojeństwem, ale z bezsłownego
rozumienia związków ze wspólną przeszłością, sprawiającego,
że podmiot nigdy nie przedstawi się jako bezdomny czy wyobcowany. A
gdy na świat spogląda, gdy ten świat (na ogół impresyjnie)
opisze, czyni to z ufnością i cichą, ale pewną swej słuszności
akceptacją. Rzeczywistość ze wszystkimi jej wadami łatwo poddaje
się całkiem bezpretensjonalnemu opisowi, całkiem miłemu w
lekturze. By to sprawdzić, wystarczy poświęcić chwilkę uwagi
wierszom Diament
czy „Sen kota”. Naprawdę chwilkę – bo zwięzłe są,
lapidarne. Chyba, że wolelibyście skupić się na barwnej impresji
zatytułowanej Światło.
Generalnie mam wrażenie, że z debiutu Burczyka mówi do nas ktoś,
kto potrafi kontentować się prostym szczęściem pod warmińskim
dachem, kto ceni sobie skromność, a z otoczeniem chciałby
przestawać w jak najżyczliwszej relacji. Skłonnością do
poprzestawania na małym debiutant z Warmii może zaskarbić sobie
sporą sympatię. Prosiłbym go tylko, aby pozostał już przy dobrze
odmierzonych proporcjach prostego widzenia i skomplikowania metafor.
Osiągnął już bardzo delikatną równowagę dyskursu, który
poszukując za dalszej prostoty, w pościgu za jeszcze większą
oczywistością mógłby zupełnie niepotrzebnie naruszyć,
ześlizgując się w banał.
Fragment większej całości przeznaczonej do publikacji w Dwumiesięczniku Literackim "Topos"
Szanowny Autorze - miesięcznik Akant przysłał mi pański tomik "Z ukrycia" do recenzji. Proszę łaskawie odpisać, czy w powyższym piśmie ukazała się wcześniej recenzja z tej książki. Z góry dziękuję - Ludwik Filip Czech.
OdpowiedzUsuń