Dawno nie zaczynałem cytatem, więc tym
razem chyba mogę. Pisze Anna Katarzyna Wiśniewska: „pociągi/ spóźniają się
coraz bardziej/ wiersze/ zawsze przychodzą na czas” (Chronologicznie). Istotnie, zdążając do sedna wiersza, debiutantka
nigdy się nie spieszy, nie spóźnia; a to, co ma do powiedzenia, mówi we
właściwej chwili.
Tematyczną dominantą debiutanckiej
książki Wiśniewskiej są trudy bycia kobietą, zwykle graniczące traumą,
naznaczone nieodwołalnym tragizmem. Kobiecy dyskurs jest tutaj historią bez happy endu. Samą kobiecość postrzeganą w
optyce jej wierszy można określić jako odrębny status egzystencjalny, z którego
właściwie wyzwolić się nie sposób. Modele zachowań określanych jako kobiece,
oczekiwania społeczne, idee, ideologie,
nawet systemy represji i przymusu, mające wpasować żeńską część rodzaju
ludzkiego w usztywnione matryce pojęciowe (Trzeba
się pokazać), wydają się wobec tego statusu-fatum wtórne. Są jego
konsekwencjami. Jak każde fatum także ono jest irracjonalne, choć jego przejawy
dają się opisać w miarę dokładnie. Kobiecość zatem to w pierwszym rzędzie
sytuacja bycia na cenzurowanym oraz mniej odpornym na zło i krzywdę. Brak tej
odporności ma wymiar fizyczny, genetyczny. Zadane rany nie mogą do końca się
zabliźnić, każda zaś blizna przywołuje pamięć kolejnych zranień: „liczę
ślady:// nad wargą – rozpędzone sanki/ trójkąt nad kostką – stłuczony
kieliszek/ nóż wbity w nasadę palca/ szerokie pasmo na łokciu już nie wiem od
czego// będą następne uczę się nosić/ coraz cięższe torby// plaster w portfelu/
ibuprom w kieszeni// nie chcę// mieć córki” – czytamy w wierszu Pamięć recesywna. Tyle przechowała
pamięć ciała. A pamięć duchowa? Przywołuje jeszcze uderzenia ślepego trafu;
szamotanie się w sieci rozczarowań, zawiedzionych nadziei nie tylko na sukces (Rosyjski balet), ale nawet na pomyślne
spełnienie się w macierzyństwie (Trzecie
stadium). Wiersze Wiśniewskiej wołają wielkim głosem o sprawiedliwość dla tych,
które zatrute goryczą nie mają już sił wołać o nic. Zresztą – do kogo wołać, do
jakiej mają odwołać się instancji, gdy w tekstowym świecie tego tomu anioł
Zwiastowania swoim zjawieniem przeraża i wstrząsa (Niebieski parawan), w parafrazie ewangelicznej sceny z Betanii ani
Maria, ani Marta nie zajmuje pierwszego miejsca (Druga)? Niezależnie od tego, czy zgodzimy się rozpoznaniami poetki,
czy też innego pozostaniemy poglądu, musimy stwierdzić, że do żarliwej wiary
raczej nie inspiruje. Prędzej rodzą frustrację i bunt przeciwko zastanym
okolicznościom.
Przed rozczarowaniem czy osamotnieniem
bohaterki tych wierszy nie zdołały uciec ani za wielką wodę (Nowy Świat), ani nie uchroniło ich przed
bólem uwiecznienie na obrazach mistrzów malarstwa. Bo także tutaj niejako
użyczają swojego wizerunku, jako osoby o odrębnej biografii pozostają wciąż na
dalekim tle (por. Elisabeh Siddal – tryptyk).
Wiśniewska osadza swoją poezję także w kontekstach artystycznych i kulturowych.
Spotkamy tu postacie z płócien Olgi Boznańskiej (Poskręcane płatki), Édouarda Maneta (Olimpia, 1863), Amadeo Modiglianiego (Vive la Rose). Towarzyszy im Lolita z powiesci Nabokova i Isadora
Duncan. Zaiste w zajmującym, choć może trudnym przebywamy tu towarzystwie. Ale
autentycznej poezji z łatwizną nigdy nie było po drodze. Powiedzmy jeszcze, że
w lekturze tych erudycyjnych wierszy pomagają przypisy umieszczone na samym końcu
tomu. Nie powiem, przydatne.
Oddawanie
zimna wyrasta z dojrzałego światopoglądu, który umie w sposób wolny od
cynizmu i zbędnej ironii stawiać kwestie istotne. Uwagę tu zwraca innowacyjność
niektórych metafor opartych na synestezji. Kto uważa się za amatora poezji
najświeższej, winien po ten debiut sięgnąć obowiązkowo.
Fragment większej całości przeznaczonej do publikacji w Dwumiesięczniku Literackim "Topos"
Fragment większej całości przeznaczonej do publikacji w Dwumiesięczniku Literackim "Topos"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz