Człowiek bez władzy? Albo – od polityki do egzystencji.
Był kiedyś czas, kiedy prawie
wszystko w Polsce było polityczne. Oczywiście – także poeci i ich książki.
Większość z nich ukazywała się w samizdacie. Jesienią roku 1988, przed samym
spotkaniem autorskim znanego podówczas poety, Wiktora Woroszylskiego w gdańskim
klasztorze dominikanów, kupiłem sobie mój pierwszy zbiór wierszy Reinera
Kunzego: Nokturn i inne wiersze przełożony
na język polski przez Ryszarda Krynickiego. Wiersze te, swoją zwięzłością i
czystością poetyki, okazały się dla mnie, wówczas studenta filologii, nową
przestrzenią liryczną. Napisana przeze mnie recenzja w podziemnym czasopiśmie
kulturalnym stała się moim debiutem krytycznoliterackim. W tamtym czasie
interesował mnie przede wszystkim polityczny aspekt tych wierszy, napisanych
przez autora, który w jednym ze swych przemówień, nazwał poetę człowiekiem bez władzy.
Autor może zrezygnować z każdej
władzy. Ale wiersze tak czy owak mają swoją własną moc – budzenia refleksji lub
wyobraźni. I tak przechodzimy do aspektu egzystencjalnego. W moim, całkiem już
dorosłym życiu miałem chwile, a nawet lata, gdy musiałem żyć oko w oko z nicością i absurdem. W
wierszach Kunzego znalazłem wskazówki – jak można w ogóle żyć z absurdem. A
chociaż w roku 2003 napisałem monografię twórczości Kunzego jako swoją rozprawę
doktorską, wciąż jeszcze czytam poezję Kunzego (przede wszystkim poezję!) jak
ten młody człowiek, jesienią, u końca lat osiemdziesiątych. Może tylko
mądrzejszy o wiele cierpienia, o swoje ludzkie
zmartwychwstawanie, o wielką, szczęśliwą miłość.
(Polska wersja tekstu przygotowanego do jubileuszowego numeru czasopisma europäische ideen)
Recenzja tomiku opublikowana w miesięczniku kulturalnym NSZ-impuls, grudzień 1988. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz