środa, 9 października 2013

Marek Pacukiewicz: Budowa autostrady, MaMiKo, Nowa Ruda 2012.

Któż by pomyślał, że nader kontrowersyjna inwestycja III RP zaowocuje niebanalnym debiutem? Spore znaczenie ma dlań kreacja podmiotu – eksploratora placów budowy, podejmującego swoje wyprawy z pobudek literackich, wiedzionego chęcią wpisania się w epicką opowieść, choćby jako  świadek epokowych zdarzeń. Chętniej jednak przyjmuje postawę komentatora lub egzegety przemieniającej się przestrzeni. Proces przemiany śledzi w bardzo sposobnym ku temu momencie: gdy odchodzą odwieczne znaki i znaczenia, zastępowane innymi – nowymi, bogatszymi, bardziej atrakcyjnymi. Można chyba zaryzykować hipotezę, że trasy przelotowe, wiadukty, węzły, obwodnice z wolna obrastające infrastrukturą, uważa poeta za zespół sensów, który należy stekstualizować w zapowiedź coraz wspanialszego, bo coraz bardziej mobilnego, świata. Z  poczuciem wyższością myśli o potomnych badaczach, którzy za kilkanaście pokoleń, podczas wykopalisk  spróbują odczytać ślad działań jego współczesnych (zob. wiersz Szczątki). Sam zresztą chciałby, aby owi archeologowie  zaliczyli go w poczet budowniczych autostrad, dołączyli  go do grona skrzętnych tubylców – budowniczych suwerennej autostradowej krainy nieomal po breughlowsku wkomponowanych w odmienione pejzaże (Inny obraz).
  Wędrując obrzeżami, poboczami, podmiot doświadcza prawdziwej  technofanii, nadającej rzeczywistości całkiem nowy kształt, przeobrażającej ją od samych posad i podstaw (por. wiersz Epifania). Swoje afirmacje wypowiada, jak się zdaje, całkiem serio. Łatwo się godzi z faktem przebudowy świata nawet za cenę zakłócenia rytmów natury. Podobnie potraktuje fakt zagłady przedmieść, zaanektowanych przez królestwo już nie z tego świata, „Gdzie rozkład niedoskonałości i plan ideału/Śpiewają zgodnym chórem” (Wyburzanie ogródków działkowych). Znany co najmniej od czasów Psalmisty symbol drogi oznaczający najczęściej jednostkowy sposób życia stał się teraz figurą rozpędzonego funkcjonowania cywilizacji. Zogromniała droga jest jednocześnie jej Wielką Matką, żywicielką, żywotną arterią. Dyktuje wybory etyczne wyrażone choćby poprzez zgodę na pobranie do transplantacji organów potencjalnej ofiary samochodowego wypadku. Formuła takiej deklaracji, jak kiedyś modlitwa lub zaklęcie, została spisana „na kartce schowanej w torebce/ niczym podręczne lusterko/ między dowodem osobistym a prawem jazdy”  (Linie). Nawet lokalny ruch pojazdów nabiera cech liturgii – podobnie jak ona wymaga powtarzalnych, skupionych gestów kierowcy. Może obiecywać swego rodzaj oświecenie, nawet odkupienie wyznawców technologicznego panteizmu (por. wiersze Piątek; Strefa zgniotu). Powstawanie autostrady ma  także wymiar paraartystyczny. Proces jej budowy traktuje  Pacukiewicz jako work in progress, posąg cywilizacji,  pomnik z asfaltu i kruszywa, trwalszy niż ze spiżu, zdolny przetrwać nawet kres dziejów (zob. Koniec świata 2012).
  W zestawieniu z wierszami przetwarzającymi przydrożne obserwacje samotnego wędrowca, teksty autotematyczne, poetologiczne prezentują się trochę mniej okazale: jako preludia, wprawki, próby (udane!) ustawiania głosu lub zawierania wstępnych porozumień z patronami poezji Pacukiewicza: Albertem Camusem, Paulem Celanem, Josephem Conradem, Zbigniewem Herbertem. Często też kładą fundament pod formy rozbudowane, sprozaizowane, bliskie esejom (Rewitalizacja kwartału) lub fragmentom filozoficznym (Tabula). Ale skupiający w sobie wszystkie zalety tych form tekst Wybuch metanu. Zarys poematu sugeruje, że Pacukiewicz z powodzeniem podjąłby zadanie epika, gdyby sztuka opowiadania heksametrem, aleksandrynem albo trzynastozgłoskowcem nagle wróciła do łask.              

Fragment większej całości przygotowywanej dla Dwumiesięcznika Literackiego "Topos".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz