Nowe wiersze Doroty Ryst spinają trudny
do wyobrażenia dystans dzielący Saską Kępę od boskiego Buenos (zob. niedzielne popołudnie). Dokonują tego za
sprawą tanga, smutnej myśli, którą się tańczy, tutaj nawet – boso na śniegu (soledad). Swój smutek, swój niepokój,
namiętną tęsknotę, umie poetka zrytmizować. Kiedy potrzeba, ujmuje ją w układ
zmysłowych figur; gdzie trzeba, robi nagły zwrot (milonga). Ceni sobie jednak
tonacje umiarkowane. Nie podnosi głosu, nie zniża go do szeptu. Przy naprawdę
bogatym repertuarze środków ekspresji wystarcza jej ton nieledwie konwersacyjny,
acz doskonale ustawiony. Podmiotka jej wierszy, doświadczona i dojrzała, szuka
dystansu do rzeczywistości – także tej uczuciowej, do „ty”, partnera wspólnych
i osobnych przygód. Szuka możliwości rozpoznania roli oraz wagi przeżywanego
właśnie momentu, który równie dobrze może coś otwierać, jak zamykać, lecz
zawsze zastyga w konglomerat wrażeń i zapamiętań oraz znaczeń, sugestii
zaszyfrowanych w metaforyce (por. od
końca). One trwają; podczas gdy „ja” , „ty” jak również
to, co dzieje się pomiędzy nimi i na ich stryku ze światem, płyną, przepływają,
przechodzą metamorfozy. Najskuteczniejszym mediatorem pomiędzy dwojgiem jej
mieszkańców okazuje się eros. Ale i jemu trudno zaprowadzić trwały pokój.
Miłosne zbliżenie upodabnia się tu do zbrojnego konfliktu: „broń od dawna
ustalona/ przewidziana w konwencjach/ odgłosy bitwy zakłócą spokój
ościennym// w ruch pójdą paznokcie i
zęby/ wnikną w nieszczelny pancerz// wyrwą zbyt głośny krzyk// korzystając z
naszego wyczerpania/ sen ogłosi rozejm/ na białej fladze zostanie ślad spermy”
(wiersz batalistyczny). Od erosa
trudno oczekiwać gwarancji bezpieczeństwa (zob. przez wersję). Bo kobiece miłowanie, całkowicie nieobliczalne, w
swojej totalności może prędko osiągnąć wręcz fizjologiczne ekstremum (miłość (według sary kane)) lub zatracić
tożsamość wygaszoną bolesnym zasmuceniem. Z drugiej zasię strony
nad uczuciem obmyślonym, umieszczonym na tle uporządkowanych dekoracji
miejskiej jesieni, zawisa widmo nudy (banalny
wiersz o miłości). Tego podmiotka
zdecydowanie sobie nie życzy. Prędzej wybierze każdy rodzaj ryzyka. W
niekłamany podziw wprawia sprawność, z
jaką poetka łączy ze sobą, sampluje – brawurowo – fragmenty wierszy Eliota i
Celana ze strzępami tekstu modnego ongiś przeboju oraz liturgicznej formuły. Hybrydyczny modelunek
tekstowej materii okazał się najlepszym ekwiwalentem jej nader złożonego
świato-odczucia.
Fragment większej całości przygotowanej do druku w dwumiesięczniku literackim "Topos".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz