sobota, 13 maja 2017

Franciszek Kamecki,Gniew. Czytanie Miasta, Galeria Autorska, Bydgoszcz 2017.

Czytanie  miasta  jest dla  Franciszka Kameckiego  także jego pisaniem, ściślej – zapisywaniem jego unikalnego charakteru i urody.  Pomieszczone w tym wyborze wiersze pozwalają się odczytywać w trojakim kontekście lekturowym: autobiograficznym, regionalnym i metafizycznym. Gdy ma się głębszy wgląd w liczące ponad pięć dekad dzieje twórczości księdza-poety, można stwierdzić, że wiersze powstałe w gniewskich latach (1966—1974), poprzedzających, przyjęty z uznaniem, jego debiut książkowy (Parabole Syzyfa, 1974), zawierają wszystkie wątki obecne w  tomach kolejnych.  Zainteresowanie kondycją człowieka zmagającego się z wyzwaniami współczesności, z rozmaitymi postaciami biedy, wyróżnia wiersze Franciszka Kameckiego na tle zjawiska nazywanego przez badaczy poezją kapłańską, chętnie odprawiającą rytuał wzniosłego słowa. Liryczne alter ego Kameckiego woli być – posłużmy się tu tytułem późniejszego zbioru – bratem opuszczonych, do których chętnie zwraca się językiem osadzonym w realiach ich codzienności. Nadbudowuje nad nimi dyskurs przesycony ekspresyjnymi przenośniami, gdzie nawiązania biblijne sąsiadują z elementami baśniowymi, a poglądy (nie tyllko pobożnych) myślicieli kontrapunktują zapisy osobistego obcowania z dziełami sztuki, często współczesnej.
*
 Sporą część tego  wyboru zajmują wiersze odwołujące się do średniowiecznej i nowożytnej historią miasta; zwłaszcza do  liczącego prawie trzydzieści lat okresu, kiedy od roku 1667 aż do końca swego życia (1696),  tutejsze starostwo dzierżył Jan Sobieski,  marszałek wielki koronny, potem hetman, wreszcie król, który, nim okrył się chwałą zwycięzcy spod Chocimia (1673), dał się tutaj poznać jako nadzwyczaj dbały gospodarz.  Z czasem Gniew stał się jedną z rodzinnych siedzib Sobieskich,  gdzie przeżywali smutne, ale i radosne chwile. Jeden z wierszy Franciszka Kameckiego nawiązuje do tych z całą pewnością radośniejszych. Lokalna pamięć przechowała przede wszystkim postać królowej Marysieńki.  Jej przybycie poeta przedstawia z rozmachem i barokową fantazją, podobną do tej, z którą Andrzej Stech sportretował królewską parę na  jednym z obrazów zdobiących  klasztorne krużganki niedalekiego Pelplina. Tworzy tu poeta fresk, niby ilustrację do baśni, która koniecznie musi skończyć się dobrze. Bo niezmiennie wierzy w dobro, które stanowi przeciwwagę dla dramatycznych pytań, dla zatroskania o sens istnienia jednostek i zbiorowości, z których największą jest  „my” całego ludzkiego rodzaju. Od takich dylematów poezja Kameckiego nigdy nie uciekała, przypominając wciąż, że kiedy dociekania wnikliwego intelektu wywołują poczucie egzystencjalnej bezradności, z pomocą przychodzi wiara, wypróbowana sojuszniczka wszystkich przerażonych światem

(PWL, Bliska memoryja. Z notatek redaktora. /fragmentt posłowa/)








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz