Debiut. Objętościowo szczupły, acz z
potencjałem. Wiersze, oscylujące pomiędzy wrażeniami a wizjami. Ta pierwsze są
często jesienne. Te drugie – barwi nokturnowy mrok; niekiedy rozświetlany
gorącym albo chłodnym płomieniem. Śnią się w nich sny na jawie. Pełgają fantazmaty
we śnie. Ogarnia je niepamięć kształtów płynnie przechodząca w przypomnienie miłosnych
szczegółów (zob. wiersz reminiscencja).
Całą poetycką materię widać tutaj w fazie dynamicznego dojrzewania,
przybierania form, strojenia głosu. Chaos zapisany próbuje zafunkcjonować jako
kosmos, „prywatny wszechświat”. Autorka skrzętnie zbiera wszystkie pomysły, spostrzeżenia,
notuje podszepty podświadomości, docenia każdy dar inspiracji. Szyje
patchworki, układa kolaże i patchworki zawsze z tym samym zapałem. Z wdziękiem
przeskakuje od obrazu do obrazu, od zamyślenia do wieszczby, od nostalgicznego
wspomnienia dzieciństwa (Pokarm) do chęci
narobienia rabanu.
Podmiotka tego zbioru mówi na ogół w pierwszej
osobie, konfesyjnie. Testuje własną nadwrażliwość, dotykając każdego „teraz”, w
którym tkwi „świadomość głodu,/ ognia i wojny”; by natychmiast wyznać: krzepi mnie przyczajona wiara,/ że od
krwistych zachodów mam tylko otarty/ naskórek” (aksjomat). Tak wypróbowana świadomość, kiedyś może stać się dla
niej punktem oparcia lub przewodnikiem prowadzącym ją ku bardziej określonej
aksjologii. Na razie liryczne „ja” debiutantki solidnie odrobiło ćwiczenie z
empatii; intuicyjnie, ale konsekwentnie rozpoznaje się w problemach bliźnich, w
ich trudnościach z byciem pod obojętnym niebem (por. logika twarzy; „chodźcie i
spór ze mną wiedźcie”).
Prawdę rzekłszy, bardziej niż puszczone
na zupełną swobodę frazy, ciekawsze wydają mi się tutaj wiersze nieco bardziej zdyscyplinowane.
Po prostu – lepiej koncentrują uwagę. Należą do nich przykładowo (i na przekór
tytułowi) choćby takie rzeczy w nieładzie.
Ale to jeszcze nic! Rasowemu fanowi krótkiej formy prawdziwą frajdę sprawi epigramat
zatytułowany ciało. Zacytujmy go: „dziedziczę
w akcie mowy./ język wraca do stanu skupienia.”. Wraz z tytułem – dziesięć słów.
Plus dwa znaki interpunkcyjne domykające równoległe logicznie stwierdzenia. W
kontekście całego tomiku, postawmy taką hipotezę, można je odczytać jako
najkrótszą ars poetica, postulat
wobec swego przyszłego, sposobu ekspresji. Gdybyż poetce udało się go
urzeczywistnić…
Fragment większej całości przygotowywanej do druku w dwumiesięczniku literackim "Topos".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz