sobota, 20 stycznia 2018

Anna Pawlak-Łacina, Koraliki na rzemyku, Powiatowa Biblioteka Publiczna w Wieluniu, Wieluń 2017.

 
Nanizała poetka koralików. Przeważnie drobnych. Wszystkie lakoniczne, gdzieniegdzie pobłyskujące celnością spostrzeżeń. Oraz prostotą. Czytając te teksty, zastanawiam się, czy zawarte w nich przemyślenia można by wyrazić jeszcze prościej, jeszcze bardziej bezpośrednio. Trzeba się bardzo starać, aby debiutantkę w tym prześcignąć. Ale przecież nie o stylistyczne popisy tu chodzi, a o manifestujące się tutaj zaufanie do własnego słowa i pozytywne nastawienie do świata. Liryczne „ja” tych wierszy poszukuje spokoju. Szuka tego, co stabilne, uporządkowane, mieszczące się (dlaczego nie?) w tradycyjnym kanonie wartości, czegoś, co da oparcie w czas burzliwy (***, tonący brzytwy się chwyta…). Wszystko to znajduje. Bo kto potrafi być skromny w swoich wymaganiach, aż nazbyt często bywa obdarowany ponad własne oczekiwanie. Na przykład – pragnieniem prawdy, z której bierze się nieśmiertelność (***,  nie umiera to…). Podmiotka tego tomu ceni szczęśliwe Dziś. Z pespektywy jak najbardziej aktualnej spogląda na przeszłość. Pozwala sobie wtedy na chwilę sentymentalnego wzruszenia uperlonego łezką, ba, na całe dwadzieścia wersów nostalgii (W Warszawie). Nie wydziwiajmy, nie oburzajmy się zanadto. Postaci tak mocno żyjącej teraźniejszością należy się przecież moment odetchnienia. Warto także zauważyć, że tym, którzy chcieliby podzielić z nią intensywnie przeżywany czas, stawia jasno określony warunek: Sama uważna, żąda uwagi dla siebie: „zamknąłeś/ niedoczytaną/ przerzuciłeś zaledwie parę kartek/ rzuciłeś w kąt/ oceniając/ nieprzeczytaną// tak się nie robi/ z Człowiekiem” (***, zamknąłeś…). Chyba nic nie jest jej bardziej obce niż powierzchowność ocen i międzyludzkich kontaktów. Trudno jej także wyobrazić sobie miłosny związek bez gotowości do skrócenia dystansu i do odkrycia w adresatce afektów żywej osoby. Swego płochliwego wielbiciela na poły strofuje, na poły zachęca: „dziwna to miłość/ kochasz mnie tylko/ z oddalenia/ z onieśmielenia/ nie jestem obrazem w ramach/ lecz Człowiekiem/ mnie można kochać/ z bliska” ( ***, dziwna to miłość… ). Niezależnie od tego czy miłujemy, tęsknimy czy też przenika nas przerażenie albo zdziwienie, autentyzm, przypominają wiersze Anny Pawlak-Łaciny, autentyzm to podstawa. Jak zło konieczne traktuje poetka konwencjonalne formy międzyludzkich kontaktów (Maskarada). Krygowanie się, kreowanie – to nie jej żywioł,  nie jej wolność. Stała w przekonaniach i uczuciach równoważy emocje i refleksje, próbuje odpowiedzieć na Śmieszne pytania o wcale nie-śmieszne sprawy. Ceni sobie aforystyczną zwięzłość, dającą do myślenia fragmentaryczność (***, i tylko Cisza…), Zastanawia mnie wszakże zbyt częste użycie wielkiej litery. W poezji, odwołującej się do pojęć z najwyższej półki, zasadniczych, nie zachodzi chyba konieczność potęgowania ich do kwadratu? Zbyt zintensyfikowane tracą naturalność, kłócą się z przejrzystością i serdecznością wyrazu, którą łatwo polubić.
   
Fragment większej całości przygotowywanej do druku w Dwumiesięczniku Literackim "Topos".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz