Używając liczby mnogiej w tytule swego
zbioru, poeta odjął być może wołyńskiej tragedii jej wyjątkowość, co u
niektórych czytelników może budzić sprzeciw. Lecz przecież nie ujął nic z jej
tragizmu, a opisywaną ze wspomnień kresową zagładę umieścił w podwójnym kontekście:
historycznym i moralnym. Samą zaś rzeź wołyńską, czego chyba mało kto przed nim
próbował, podniósł do rangi uniwersalnego symbolu bezwzględnego zła skutkującego zupełnym spustoszeniem. Być może uprawniona byłaby nawet hipoteza,
że (przy zachowaniu wszystkich proporcji) uczynił z niej symbol człowieczej
tragedii pojęciowo zbliżony do Holocaustu lub Auschwitz. Wołyń, jak sugerują nowe wiersze Roberta
Kani, może zamanifestować się zawsze i wszędzie tam, gdzie zapanuje pogarda dla
człowieka: na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej (Chodelka 1942), w Dhace (Almas),
w Prusach Wschodnich zajętych przez
Armię Czerwoną (palenie 1945),
pewnego listopadowego wieczora w stolicy Francji (Paryż 2015), w Srebrenicy około połowy lat dziewięćdziesiątych
ubiegłego stulecia (z Barańczaka. wołynie).
Pojawia się na ekranie telewizora (przycisk).
Zakrada się do życia małżeńskiego (z
Lowella. wołynie). Infekuje miłosne – niegdyś – związki (po). Naprzeciwko zła stajemy bezradnie
jednostkowi, skazani na niepewne wybory i przypadkowe sojusze (z Krynickiego. wołynie). Wszystkich zaś,
jeśli nie zabija, to okalecza, dewastuje. Niemal każda stronica tego zbioru
dopisuje nową pozycję do listy jego ofiar, którym autorskie „ja”, niby medium, udziela głosu,
ofiarowuje im przestrzeń strofy i swoją uwagę. Jednocześnie zauważa że każdy z lokalnych
przejawów zła buduje odrębny kod, generuje osobną konfigurację znaczeń mało
zrozumiałych dla postronnych (historia).
Z dziejami bowiem trudno dojść do porozumienia. Nie spuszczają swych ofiar z
oka. Gdy chwilowo srożą się gdzie indziej, wówczas nawet w miejscach, które chwilowo pozostawiają w spokoju, przypominają
się pozornie niewinnym doznaniem zmysłów (czereśnie).
Znajdziemy tu wiersze żywo reagujące na
aktualne wydarzenia ( zob. przykładowo poszukiwanie
ciał). Dzień dzisiejszy traktuje poeta jak kontynuację dziejów nie
zamkniętych ostatecznie póty, dopóki żyją jeszcze ich uczestnicy, tacy jak
powstańcy warszawscy (odyseja 1999). Czasem jego refleksja
podprowadza czytelnika ku istotnemu pytaniu o to, jak zachowaliby się jego
współcześni postawieni w obliczu wydarzeń, co niby „obce samoloty przekroczyły
granice// (wyobraźni)” (pierwszego
sierpnia roku dwa tysiące któregoś).
Poetyka wołyni wydaje się wypadkową zainteresowań autora zwięzłą, obrazową formą haiku oraz stylistyką
ogólnie pojętej awangardy ufnej w moc syntetycznej metafory. Szczególnie zaś
zaznacza się tutaj fascynacja językiem Nowej Fali, bliskim powszedniemu
doświadczeniu i doskonale już sprawdzonym w wierszach zaangażowanych publicznie.
Zob. także: recenzja debiutu tom Roberta Kani, Spot (2014).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz