sobota, 14 marca 2015

Robert Kania, spot, Stowarzyszenie Salon Literacki, Warszawa 2014.



Robert Kania należy do poetów z krótkim stażem, choć człowiekiem jest dojrzałym. Za dojrzały należy również uważać jego debiut, o czym najlepiej  przekonuje sposób obchodzenia się poety z inspiracjami, czyli – posłużmy się tu modnym obecnie sformułowaniem – „implementacja dobrych praktyk”.  Mniej mu zależy na zapożyczeniach; bardziej zaś – na dialogu, na rozmowie, której efektem może być osobny tekst (por. dedykowany Stanisławowi Grochowiakowi wiersz  biały), czy też – tylko napomknienie, skojarzeniowa reminiscencja (por. stwarzanie). W dialogu ćwiczy swój własny język. Na samym początku wypowiada fascynację aktem twórczym, kreacją słowną, której impuls daje sama rzeczywistość widziana z bliska, od strony szczegółu lub pojedynczej sceny (przystanek). Niekiedy poeta próbuje przyspieszyć tempo monologu, aby dotrzymać kroku obserwacji. Zawsze stara się pisać bez zbędnych słów. Metaforyzować błyskotliwie i błyskawicznie. Stawia na dużą prędkość przekazu. Woli ekwiwalentyzować emocje niż wyrażać je wprost. Tak obrana strategia pozwala poecie podejmować refleksję na każdy właściwie temat – na przykład przypomnieć pewną zimę z lat młodości naznaczoną „śladami gąsienic/ pod internatem” (stan); nawet cofnąć się jeszcze dalej, w głąb wojennych dziejów, w pamięć historii (gotyk 1939). Przede wszystkim jednak –  utrwalać chwilę teraźniejszą ze świadomością rzeczy ostatecznych (pamiętanie). Kiedy zaś styl należycie okrzepnie, poeta pozwala sobie nawet na odrobinę wzruszenia nad mogiłą Liselotty von Massow (po). Oczywiście –  w starannie odmierzonej proporcji. Gdyż powściągliwość, miara, jest tym, co poezja Roberta Kani ceni sobie bardzo wysoko. Jej stabilność sprawdza się szczególnie wtedy, kiedy przychodzi uchwycić cykl powstawania i rozpadu „nowych stanów związków, obiektów, ciał” (taki czas) albo oddać rozproszoną, fragmentaryczną strukturę pewnego poranka (w domach z b.). Odbiór sygnałów docierających z rzeczywistości, doskonale obywa się bez  cyfrowego instrumentarium. Wystarczy gotowość bycia blisko tego, o czym się pisze.

 Skrócona wersja tekstu przeznaczonego do publikacji w Dwumiesięczniku Literackim "Topos".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz