W monologach
poetyckiej persony tego zbioru znajdziemy sporo naszych wahań i odkryć,
rozterek oraz rozczarowań wynikłych z konfrontacji ze światem. Świat zaś wciąga
liryczne „ja” i wszystkich innych dookoła w swe niecne gierki. Testuje ich wytrzymałość.
Szydzi z nich. Zaczepia, prowokuje (zob. Dwumecz).
A cała sztuka, sztuka niemała w tym, by skutecznie, acz bez przesady,
skontrować przeciwnika, by z siłami się nie przeliczyć i koniec końców wyjść na
swoje. Znaczy to – nie tyle z nim wygrać, co ocaleć, trochę jeszcze przetrwać.
Podmiot tego zbioru, doszedłszy wieku męskiego, przeszedł do aktywnej
defensywy. Dużo już wie o swoim przeciwniku. Siebie samego zna już nieźle.
Aczkolwiek za jedno ze swoich najważniejszych zadań wciąż uważa docieranie do
siebie, ustalanie, a może nawet konstruowanie własnej tożsamości z codziennych
doświadczeń i potocznych obserwacji; z przemyśleń, których wciąż mu za mało.
Niemniej rozumie, że do samej istoty życia przynależą symulacje czy uniki.
Przyznaje się do tego otwarcie. Tak samo jednoznacznie mówi o swojej
bezradności wobec podstępów świata. Pozwala się nam jednak widzieć w tych
rzadkich momentach, gdy wreszcie przystawać do własnych o sobie wyobrażeń. Lecz
rychło, nagłe a niespodziewane zdarzenie, choćby drogowe ( zob. Sonecie wiejski) uprzytamnia mu, że jest
poddawany nieustannym próbom, gdzie prócz wyćwiczonych odruchów i
egzystencjalnej sprawności, ważną rolę odgrywa przypadek, traf. Dopiero kiedy
zbiegną się ze sobą wszystkie wymienione okoliczności, podmiot zaczyna sobie
uświadamiać, jak niesamowite jest życie. Jego rozpoznanie możemy równie dobrze uważać
za kontrapunkt odczuwanej znacznie wcześniej, potęgującej się potrzeby
istnienia. Może się ona pojawiać nawet w realiach nie nazbyt wzniosłych, ba
nawet ludycznych jak majówkowy festyn. A co? Nie może? Wszak na naszą
dojrzałość pracują nie tylko doniosłe refleksje, a poezja Melanowskiego
dobitnie o tym nam przypomina. Przypomina nam również i o tym, że nie ma
momentów semantycznie pustych. Że rzeczywistość kryje w sobie mnóstwo
komunikatów, ułożonych w znaczące ciągi. Trzeba je odebrać niczym radiową falę,
złamać ich szyfr. Ale często wystarczy je zapisać w intuicyjnym, spontanicznym
układzie fraz i wersów, aby wynikły z nich nowe sensy, by powszednia sytuacja
ujawniła swoją niepowszednia stronę. Poeta nie dąży bynajmniej do jej nicowania
ani do analitycznego roztrząsania. Aczkolwiek z godnym podziwu refleksem chwyta
ją na gorącym uczynku, przykładowo rejestrując rozmowę w galerii handlowej.
Rzec by można, że preferuje mało inwazyjne metody poznawcze. Daleko poezji
szukać nie musi. Sama na niego czeka – na ulicy (Street punk), na parkingu (Zwyrodnienie), na leśnej drodze (Urlop) , w domu kumpla ze studiów (Dobra zabawa), w sąsiedzkich rozmowach (Oś świata). Ceni sobie bowiem rozmaite interakcje
społeczne, nawet te niewerbalne.
Przez cały niemal tom przewija się wątek katastroficzny, manifestuje się w nim
przeczucie jakiegoś kataklizmu. Tyle, że dziwna ta katastrofa – zwieszona, niedokonana
(zob. Lekceważymy apele) albo
rozgrywająca się jako utajony proces: „Możliwe
jednak, że prawdziwy koniec już był,/ i to nie raz, bo zapisy nie są jasne.
Wiele właściwie/ by na to wskazywało. Przedmioty na przykład// co rusz
odnajdują się w zupełnie innych miejscach,/ niż je porzucam, a niektóre wręcz
giną bezpowrotnie.” – czytamy w wierszu Minuty
do wszystkich. Może się jednak równie dobrze objawić jako łagodny zanik, (Quaternion).
Melanowski z powodzeniem posługuje się formami kunsztownymi. Odświeża gatunki
nieco zapomniane (vilanella, retourne, triolet), albo egzotyczne (pantum).
Wszystkie je łączy element powtarzalności, koncentrujący uwagę na
sformułowanym, niekiedy wprost, przesłaniu wiersza.
Żałuję, że tak późno zawarłem bliższą znajomość z wierszami Mateusza
Melanowskiego. Bo Uwagi do chwili to
już trzecia książka tego autora. Książka, która pobudza mój czytelniczy apetyt
na tomiki poprzednie i na kolejne także.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz