Zbiór wierszy a zarazem zgrabny albumik zawierający prace Romany Klinkosz w technice mieszanej (akryl i suche pastele). Przedstawiają one w bardzo różnych odsłonach ujętą odrobinę groteskowo żeńską postać imieniem Troda. Zadaniem zaś czytelnika pozostaje odkrywanie punktów wspólnych pomiędzy obrazu a tekstem będącym zazwyczaj swobodną wariacją na motywach wizualnych.
Jakie zatem cechy kobiece wysuwa poetka
się na plan pierwszy? Przede wszystkim nieprzekraczalną, radykalną inność
psychofizyczną i społeczną. Problematyczną, w skaranych przypadkach przeklętą,
będącą istnym dopustem bożym. przyczyną cierpień na wszystkich etapach życia,
od lekkomyślnej młodości aż po starcze zniedołężnienie. Gdyby poprzestać na tej
konstatacji, można by stwierdzić, że Salmonowicz brnie w publicystyczne
stereotypy. Szczęśliwie ocala ją konsekwentnie przyjęta strategia, którą można
by porównać do studium przypadku, widzianego z bardzo bliska, w wielu
wycieniowanych szczegółach. Zbiera więc kobiece losy, syntetyzuje je, trochę
typizuje, skupiając się na ich determinantach. Bodaj najważniejszą z nich pozostaje
życie w przykrym rozdźwięku pomiędzy oczekiwaniami otoczenia a własnymi
potrzebami, ciągłe skazanie na mityczny moment „później”, kiedy mają się
spełnić najtajniejsze, najbardziej własne życzenia, gdy wreszcie będzie można
„chwytać w dłonie/ promyki codziennych słońc/ albo wiązać w naszyjniki/ lśniące
ogony gwiazd” (Wizje). Inną
okoliczność decydującą stanowi tu wewnętrzna sprzeczność dążeń zamieszkujących
tę samą osobowość (zob. Jeden znak).
Emocjonalne zagmatwania zwiększają ryzyko pomyłek, błędów w rozeznawaniu kierunków
istnienia. Sytuację kobiety komplikuje jeszcze ustawiczna potrzeba kochania (Jak modliszka), ciężko doświadczana
deziluzjami (Róże).
Na uwarunkowania psychologiczne
nakładają się uwikłania społeczne, nawet instytucjonalne, z małżeństwem na
czele. Zostaje ono zaprezentowane jako najbardziej dotkliwa forma zniewolenia oraz
wyzysku ugruntowana w źle pojętej tradycji (por. „Bo najpierw został stworzony Adam”). W wierszach dotykających tej
materii umiejętność operowania szczegółem, widzianym z ukosa konkretem, po raz
kolejny broni poetkę przed popadnięciem w gazetowy schemat. Wypada też zauważyć,
że oskarżenia pod adresem męskiej części rodzaju ludzkiego formułuje raczej
rzadko i w przypadkach już z daleka wyglądających na uzasadnione.
Omawiając kiedyś na tych łamach debiut
elbląskiej poetki (BoSa, 2014)
zwróciłem uwagę na jej zamiłowanie do metafor dopełniaczowych. W trzeciej jej
książce daje ono jeszcze o sobie znać, choć znacznie dyskretniej niż kiedyś. Niemniej
uważam Femoglobinę za tom wart
zauważenia i dyskusji. Zagadnienie poetyckich reprezentacji kobiecości jest bowiem
zbyt poważne, aby pozostawiać je na pastwę feministek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz