Podmiotka, respektując niegotowość
świata, nieustanie próbuje się do niego przymierzyć. Otwartość istnienia,
zaciekawia ją, budzi przeczucie niespodzianki lub przynajmniej obietnicy czegoś
nowego, dotąd nieznanego; czegoś, co się dopiero kształtuje lub ujawnia (lubiła przymiarki). Lub wychodzi spośród
rodzinnych opowieści o czasach zamierzchłych o czasach zamierzchłych,
tragicznych jak dawna wojna, w których roztrząsania historiozoficzne muszą
ustąpić przed doświadczeniami zapisanymi w pamięci surowo, bezpośrednio (por. pieczęć ; na to trzeba stu lat). Zresztą w tym zbiorze od samego początku
często rozbrzmiewają cudze głosy, przede wszystkim głos starszej kobiety
(babki? archetypicznej pramatki? animy?) kontrapunktowo zestrojone z jego
tonacją. Takie rozwiązanie pozwala spotkać różne perspektywy i sądy. Siłą
rzeczy – subiektywne. A chociaż podmiotka szuka własnego, odbicia w
obserwowanych przedmiotach (w ilu dnach),
koniec końców musi przyjąć do wiadomości, że jej wiedza o sobie, pochodzi spoza
niej; z cudzych sądów. „z ludzkiego
gadania/ z narosłych komentarzy/ do źródła poczęcia/przypadku wolnej woli rozgrywek
szachisty/ determinantów wszelkiej maści” (przechodzi
się z ust do ust). Bynajmniej nie wpływa to na ustawienia jej wewnętrznego
barometru wrażliwości (wyczuję pod
stopami) ani nie osłabia determinacji, z jaką łączy ciało lub materię z
wypowiadanym czy zapisanym słowem (por. wiersz tytułowy) i krystalizuje ją w
zupełnie nową jakość: „ujmuję w/ nawias/ treść węższą/ to co wypada/ z wiązadeł
ogniwa łańcucha/przekładnie duszy” –
takie trochę technologiczne wyznanie streszcza nieomal wszystkie założenia
warsztatowe debiutantki Poetycki rytuał rozgrywa się tutaj w uwarunkowanej
cyklami natury przestrzeni wiejskiej, gdzie jakby łatwiej trafić na rozstaje
życia i śmierci, a także – na rozstaje języka (zob. chodzenie po ziemi). Zawsze daleko od sielankowej czy arkadyjskiej
mitologii, natomiast blisko pierwotnego wyobrażenia domu (z dziejów zabudowy chłopskiej) lub czynności na wskroś powszedniej
jak przerób mięsa po uboju (ruchome
cienie).
Jasna sprawa: otrzymujemy tu ledwie
próbkę talentu. Ale na takim już poziomie, że debiut Aleksandry Francuz wolno
nam uważać za zapowiedź zbioru podebiutanckiego. Mam nadzieję, że będzie
obszerniejszy.
Fragment większej całości przeznaczonej do publikacji w Dwumiesięczniku Literackim "Topos"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz