sobota, 12 października 2019

Adrian Tujek, Niebieskie nie schnie, WBP i CAK, Poznań 2019.




Kto chce dotrzymać kroku poezji Adriana Tujka, ten już na samym początku musi zawrzeć z jej podmiotem pakt, w którym bezwarunkowo rezygnuje z racjonalności i zgadza się na postrzeganie świata według narzuconych przez poetyckie “ja” arbitralnych, ekstrawagancko nieprzewidywalnych reguł. Wobec inwencji debiutanta wszelki opór jest daremny. Rzadko też się zdarza debiutancka książka tak równa, jednocześnie prowadząca język na najdalszy kraniec abstrakcji. Ową abstrakcyjność najłatwiej zauważyć, przyglądając się użytym w niej nazwom geograficznym, toponimom (zob. Krótko o Alpach) wbudowanym w tok monologu, ale pozbawionym właściwej im funkcji oznaczania elementów przestrzeni. Ich więź z desygnatem podtrzymuje jedynie wątła nić domysłu lub skojarzenie. Bo język, ściślej zaś, wykreowany przezeń światoobraz, podlega tu całkowitemu przemodelowaniu. Wiersz staje się tu poniekąd filtrem zmieniającym nasze postrzeganie. Tempo, zwłaszcza głębokość, tych zmian może zrazu dezorientować, wprawiać w lekki popłoch. Zwłaszcza, że poeta chętnie odwraca związki pomiędzy elementami tekstowej układanki, pozbawia je jednoznaczności (przykład, dosłownie pierwszy z brzegu: „Jest nadzwyczajnie śliczna dziewczyna/ w roztropnej książce./ Po omacku odwróć ją na grzbiet:/ śliczna książka jest w tej dziewczynie.” wiersz Szkatułka).   Tujek mało się jednak przejmuje harmonizowaniem kolejnego, dodanego do monologu obrazu z jakimkolwiek zewnętrznym porządkiem. Wewnątrz tekstu wyobraźnia działa nad wyraz dowolnie. Znaczenie, jeśli wygeneruje się mimochodem, drepcze o pół kroku za wizją. Bynajmniej nie utrudnia to odbioru pod warunkiem, że będziemy dotrzymywać warunków lekturowego paktu. Jeszcze ciekawiej mają się sprawy, gdy na plan pierwszy wysunie się element narracyjny, gdy wyruszymy na wędrówkę przez zdarzenia, czasem po znakach, wciąż w nieznane. Należy nadto pamiętać, że nawet zmierzając do oznaczonego punktu, zawsze dążymy tam ścieżkami przygodności (por. Ring). Choć wypada zauważyć, że taka dynamika raczej nie służy stabilności związku z lirycznym „ty”. Przeżywa on swoje trochę cieplejsze, czulsze chwile (Jesień jest smutna, nawet kiedy zbierasz dwa kasztany, żeby przynieść mi je do pracy), zanim w pewnym momencie wygaśnie, przekształci się w roz-wiązek (Historia). Oparcia nie daje również osobista mitologia. Próżno w jej przekazie szukać jakiegokolwiek pozytywnego przesłania (Potworna). Z niestałością świata podmiot zdążył się już oswoić; nauczył się już nawet wykorzystywać energię przepływu obrazów podobnie jak siłę ekspresyjną kolokwializmów rzuconych nieomal mimochodem w zakończeniu wierszy Kadencja czy Potworna. To właściwie jedyne odwołania do używanych powszechnie rejestrów mowy. Gdyż również w zakresie języka debiutant dąży do skonstruowania oryginalnego idiomu opartego na zaskakującej metaforze (przykład: „Kiedy dziecko jest oczkiem w głowie./ wszyscy przez nie patrzymy. ” – z wiersza Mrożone jagody w kształcie zamkniętych oczu) oraz na niesłychanym porównaniu; co znać choćby po: usta pełne i ciężkie jak stado jaskółek.

  Tytułowy kolor można tu potraktować jako barwny leitmotiv występujący w również w odcieniach granatu czy błękitu. Można go tutaj uważać za barwę widzenia oraz  wszechobecnej w tym zbiorze wody: żywiołu i substancji pospolitej płynnie przybierającej rozmaite formy. Moje subiektywne skojarzenie podpowiada mi, że monologi Adriana Tujka są ciągle mokre, nasiąkłe. Może wilgotne środowisko najlepiej służy jego imaginacji. Aczkolwiek eksplorowanie go wymaga zaawansowanego wyposażenia tudzież porządnego (czytelniczego) treningu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz