sobota, 1 grudnia 2018

Szymon Babuchowski, Jak daleko, Arcana, Warszawa 2018.


1. Znaczna część wierszy z nowego tomu Szymona Babuchowskiego, zatytułowanego Jak daleko. próbuje odpowiedzieć na pytanie rozlegające się u początków Księgi Rodzaju, skierowane do pierwszego mężczyzny: „Gdzie jesteś?” (Rdz. 3,9) przytoczonego jako motto tomiku. Fakt że adresatem pytania jest mężczyzna nie pozostaje bez znaczenia. Bo tak jak w zbiorach wcześniejszych śledziłem wiersze młodzieńca poszukującego swej drogi, a przy okazji – szczęśliwej miłości, tak teraz wglądam w refleksje dorosłego, co znalazłszy swą miłość z całym przekonaniem realizuje powołanie małżonka, ojca i, ma się rozumieć, poety,. 
Poeta szczęśliwy – czy to możliwe? Możliwe, gdy założymy, że szczęście dylematów duchowych nie wyklucza. Jest szczęściem z zasady szczęściem zadanym, zależnym od moralnej konsekwencji oraz umiejętności rozeznawania znaków czasu charakterystycznych dla określonego etapu rozwojowego, na którym podmiot poezji Babuchowskiego właśnie się znalazł.

2. Krytyczna samoocena młodzieńczych błędów młodości od dawna stała się już toposem. Szymon Babuchowski idzie wszakże pod prąd tego zwyczaju. Jego liryczne „ja” młodość uważa za czas wiary mocnej, czystej, pokornej. Dorosłość, poplątała ścieżki wiary, zawiodła ją na dalekie manowce, w chaszcze, zatrzymała w krainie, w której „wszystko upadło na głowę/gdzie czarne znaczy białe/ a białe różowe” (wiersz tytułowy); uwikłała ją w różne rodzaje nieautentyczności, z duchową na czele. Zatem obrachunek wieku męskiego wypada tu stanowczo niekorzystnie. Bilans ten prowadzi do rachunku sumienia. Bez niego nie potrafi żyć życiem prawdziwym, co znaczy: zyć życiem-z-Bogiem, życiem-w-Bogu. Warto zaznaczyć od razu, że jest to Bóg obu Testamentów – Starego – jako Stwórca, Nowego – jako zmartwychwstający Zbawiciel (zob. ***, Tej nocy miałem nasłuchiwać…). Wyjaśnijmy także, że religijność poezji Babuchowskiego nigdy nie była religijnością powierzchownych wzruszeń. Zawsze głęboko przeżywana, także w aspekcie moralnym, (nie należy go mylić z doraźnym moralizatorstwem). Owszem, bywała, bywa chyba nadal, emocjonalna, ale zawsze wolna od taniej egzaltacji. Trochę po liebertowsku traktuje wiarę w kategoriach wybru wiary dokonanego wbrew własnym zbłądzeniom czy ułomnościom.

3. Ścieżki metafizyki i mistyki schodzą się tutaj jakby trochę rzadziej niż kiedyś. Liryczna persona pielgrzymuje przez rzeczywistość czterech ziemskich żywiołów, po czym wstępuje w żywioł piąty – w eter, którego oddziaływanie pomaga subtelniej widzieć sprawy dziejące się dookoła i jak najbardziej realne osoby: „nasze cienie na drodze wysokie jak drzewo/ połączeni w pochodzie: mama – tata – dziecko/ w pomarańczowym świetle tuż przed przyjściem nocy/ swoją małość codzienną zamieniamy w gotyk// i płynie ta katedra po wodach osiedla// i światło nas podnosi i słońce nas jedna/ zanurzeni w poświacie od stóp po horyzont/ żeglujemy tą łodzią – a świt coraz bliżej” (***, nasze cienie na drodze wysokie jak drzewo…). Ale rzeczy świata tego, mimo takich wysubtelnień, pozostają takie, jakimi były przedtem i pewnie zawsze. Ból strudzonych wędrowaniem nóg – jest dalej bólem, zaś intymność małżonków otwierających się na siebie nie traci żadnego ze swych wymiarów, zaszyfrowanych w sugestywnych metaforach (zob. ***, Bóg zepsuł nam telewizor…). Bo poetycka dorosłość w przypadku Szymona Babuchowskiego oznacza także zdolność do uwewnętrzniania coraz szerszego spektrum doświadczeń, poszerzania obszaru współczucia, z którym pochyla się tu wiersz nad martwym ciałem trzyletniego Alana Kurdi. Temat to w dzisiejszej poezji już nienowy. Lecz poeta wyjął go z wszelakich ideologicznych czy publicystycznych kontekstów, kładąc akcent na czysto ludzką stronę niewinnej śmierci – skandalu, rzucającego wyzwanie tak wierze, jak chrześcijańskiej nadziei (***, chłopczyku wyrzucony na brzeg greckiej wyspy…).

4. Poezja Babuchowskiego mocno  trzyma się tu rzeczywistości. Patrzy na nią. Chce ją widzieć, co owocuje wierszami takimi tak
Thassos czy Apokryf. Ogarnia atmosferę londyńskiego śródmieścia (London Calling) albo uduchowioną, choć chłodną pustkę wybrzeża północnej wyspy (Ballada farerska). Utrwala nieomal w ostatniej chwili to, co pozostało jeszcze z coraz bardziej oddalonego w czasie dzieciństwa (***, to miasto jest tu jeszcze ale całkiem inne…). Szlak doświadczeń, wiodący także przez jego śląskie okolice pozwala podmiotowi wyjść z duchowego impasu, zorientować się co do właściwego kierunku istnienia. Zaś na elementarne pytanie gdzie jest, gdzie się właśnie znalazł, odpowiedziałbym: tam, gdzie kryzys wieku średniego z całą pewnością mu nie grozi.


1 komentarz: