Muzyczność
wierszy Anny Kuk realizuje się w bardzo szczególny sposób. Odwzorowują one
muzykę w jej najbardziej skomplikowanych, najbardziej subtelnych, strukturach. Unikają
jej powierzchownego naśladownictwa. Nie zalecają się łatwą melodyjnością. Bo
kompozycje do których się odnoszą, reprezentują na ogół trudniejszą w odbiorze
muzykę współczesną (por. np. sonata
skrzypcowa M. Weinberga – cz I).
Coś, co na użytek niniejszych uwag należałoby nazwać zasadą muzyczną, często reguluje tempo tekstu, albo wprowadza lekki, podobny tanecznemu ruch we wszystkich kierunkach jednocześnie. Kiedy zaś zechce ujawnić się w całej okazałości, wówczas ukształtuje harmonijną frazę (zob. słuchaj Judi, VI). Lekturę wierszy Kuk wspomaga zatem generalne osłuchanie wraz z odrobiną erudycji. Zwłaszcza wtedy, kiedy poetka odwoła się do tajników sztuki kompozytorskiej albo podejmie próbę zbudowania eksperymentalnego wiersza-partytury opatrzonego solidnym opisem wstępnym (soneta polifonica). Ale bez erudycji też można. Bo umie nas poetka ucieszyć formami bardziej przejrzystymi a pełnymi wdzięku. Takimi jak choćby Pieśń poranna, gdzie objawia się nam sens działania muzycznej zasady. Albowiem, jak wolno wnosić, tylko mową dźwięków można objaśnić obecność w stworzonym świecie – i w samym człowieku – osoby transcendentnego Boga. Muzyka zatem najwierniej oddaje istotę wewnętrznego doświadczenia i samego aktu wiary, czyli przekonania, że „istnieją cuda/ co są JEGO mową/ są/ i będą/ tym w co nie mamy odwagi uwierzyć” („***, nie wierzę w morskie latarnie…”). Być może z tej właśnie wiary w cuda wynika metafizyczny optymizm (por. ***, w rozmowach po świt…) i pogoda z jaką mówiąca tu postać wchodzi w sny oraz łagodność, z się budzi. Nawet ogrom stołecznego miasta prędzej ją przejmie zachwytem niż, dajmy na to, przerażeniem (warszawa). Doskonale wyczuwa także dynamiczną naturę rzeczywistości. Dzięki temu potrafi objąć refleksją własne położenie w czasie marnym (tryptyk prenatalny) lub zgłębiać egzystencjalną jakość „teraz” zawieszonego pomiędzy bytem a niebytem (***, gonię obecne…).
Wiersze Anny Karoliny Kuk umieją czytelnika zamyślić. Umieją wstrząsnąć swoją intensywności („***, gdy stary człowiek umiera”).
Zbiór prezentuje bogatą skalę lirycznych możliwości autorki. I nie należy mieć tu żalu o rozgadane gdzieniegdzie metafory („wtopione pazury w dziurawy ser kamienicy” – z wiersza: „***, dźwiganiem chmur brzemienne jaskółki..”). Zrównoważyła ten deficyt oryginalnością porównań lub samodzielnością wykorzystana literackich, głownie biblijnych, inspiracji.
Wierzę w jej talent.
Coś, co na użytek niniejszych uwag należałoby nazwać zasadą muzyczną, często reguluje tempo tekstu, albo wprowadza lekki, podobny tanecznemu ruch we wszystkich kierunkach jednocześnie. Kiedy zaś zechce ujawnić się w całej okazałości, wówczas ukształtuje harmonijną frazę (zob. słuchaj Judi, VI). Lekturę wierszy Kuk wspomaga zatem generalne osłuchanie wraz z odrobiną erudycji. Zwłaszcza wtedy, kiedy poetka odwoła się do tajników sztuki kompozytorskiej albo podejmie próbę zbudowania eksperymentalnego wiersza-partytury opatrzonego solidnym opisem wstępnym (soneta polifonica). Ale bez erudycji też można. Bo umie nas poetka ucieszyć formami bardziej przejrzystymi a pełnymi wdzięku. Takimi jak choćby Pieśń poranna, gdzie objawia się nam sens działania muzycznej zasady. Albowiem, jak wolno wnosić, tylko mową dźwięków można objaśnić obecność w stworzonym świecie – i w samym człowieku – osoby transcendentnego Boga. Muzyka zatem najwierniej oddaje istotę wewnętrznego doświadczenia i samego aktu wiary, czyli przekonania, że „istnieją cuda/ co są JEGO mową/ są/ i będą/ tym w co nie mamy odwagi uwierzyć” („***, nie wierzę w morskie latarnie…”). Być może z tej właśnie wiary w cuda wynika metafizyczny optymizm (por. ***, w rozmowach po świt…) i pogoda z jaką mówiąca tu postać wchodzi w sny oraz łagodność, z się budzi. Nawet ogrom stołecznego miasta prędzej ją przejmie zachwytem niż, dajmy na to, przerażeniem (warszawa). Doskonale wyczuwa także dynamiczną naturę rzeczywistości. Dzięki temu potrafi objąć refleksją własne położenie w czasie marnym (tryptyk prenatalny) lub zgłębiać egzystencjalną jakość „teraz” zawieszonego pomiędzy bytem a niebytem (***, gonię obecne…).
Wiersze Anny Karoliny Kuk umieją czytelnika zamyślić. Umieją wstrząsnąć swoją intensywności („***, gdy stary człowiek umiera”).
Zbiór prezentuje bogatą skalę lirycznych możliwości autorki. I nie należy mieć tu żalu o rozgadane gdzieniegdzie metafory („wtopione pazury w dziurawy ser kamienicy” – z wiersza: „***, dźwiganiem chmur brzemienne jaskółki..”). Zrównoważyła ten deficyt oryginalnością porównań lub samodzielnością wykorzystana literackich, głownie biblijnych, inspiracji.
Wierzę w jej talent.
Fragment większej całości przeznaczonej do druku w Dwumiesięczniku Literackim "Topos"
P.S. Dzisiejszym wpisem przechodzę na wakacyjny tryb blogowania. Nowe notki będą się tu pojawiały raz w tygodniu, najczęściej co środę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz