Przed kilku laty, w zupełnie innym miejscu, opisywałem dom, gdzie wychowywał się Bronisław Malinowski, lekkoatleta, złoty medalista na Olimpiadzie w Moskwie (1980). W ostatnim czasie ponowni odwiedziwszy jego rodzinne okolice, stwierdziłem ze smutkiem, że w Rulewie, ginie o nim pamięć, czego dowodem jest nie tylko zaniedbane obejście, ale i brak pamiątkowej tablicy. Oczywiście, jeden z najwybitniejszych Pomorzan ma swój pomnik przed grudziądzkim Stadionem Centralnym. Ale czy nie zasłużył na wdzięczność również po kociewskiej, zachodniej, stronie Wisły?
środa, 29 stycznia 2014
sobota, 18 stycznia 2014
Piotr Stankiewicz, Elementarz, MaMiKo, Nowa Ruda 2013.
Poezja
Piotra Stankiewicza potrafi zauważać rzeczy przeoczone. O przeoczenie, wiadomo,
najłatwiej w tłumie. Chociażby na Times Square, gdzie uwadze ujść może nawet oś
kosmosu, pępek ziemi. W tych uważnych, wrażliwych wierszach manifestuje się spór pomiędzy realizmem a
złudnością postrzegania. Ich podmiot,
świadom że nie może ostatecznie rozstrzygnąć tej kontrowersji na korzyść
żadnej ze stron, oddawszy sprawiedliwość zarówno zwolennikom twardych faktów i
obiektywnych reguł (por. wiersz Stało się)
jak amatorom nietrzeźwych szaleństw („należy mieszać napoje nałogi i następstwa
rzeczy/ należy przepijać jedne drugimi” – z wiersza Kawa, Red Bull i inne napoje), zaproponował kompromis: „póki my żyjemy//
wino mieszajmy w proporcjach jak należy/ jedna część wina/ dwie części wiosny”
(Z myślą o Kazimierzu Wierzyńskim).
Równie ciekawy jak konkluzja rozważań, jest sposób dochodzenia do niej przedstawiony
w sąsiadujących ze sobą wierszach Teoria
poznania. Półżartem. i Teoria
poznania. Półserio, będących skróconymi traktatami epistemologicznymi. W
drugim z nich przejawia się potrzeba jednoznaczności poznania. Chęć spisania
kompletnej listy bezpiecznych, niezaprzeczalnych definicji; stworzenia atlasu
świata „bez tajemnic wyrwanych stron/ białych plam czarnych dziur […] żeby
prowadził i objaśniał/ wskazywał drogę/ przez naszą powszednią plątaninę/
ciemną a wspaniałą// w której nie wiemy/
do jakich krajów tęsknimy/ o czym śnimy/i huk czyich bębnów// narasta”. Co do
prawdopodobieństwa zaistnienia takiego atlasu, nie żywi poeta poważniejszych
nadziei. W pojedynkę wodzi się i wadzi z rozmaitymi, zawsze natrętnymi i
złośliwymi odmianami banału, raz po raz stającymi mu na drodze. Z banałem
domowym i banałem weekendowym, po którym „wracamy/ pod pręgierze wyrzutów/ w
wytarte objęcia/ kolein” (City break);
z banałem poniedziałkowym (Chłodna 25), banałem podhalańskim (W górach). Pewnie dlatego z rzadka zaprzątają poetę problemy
poważniejsze, takie jak na przykład zanik wyobraźni religijnej (Widzenie z malowidłem) lub przedawnianie
się mitologii (Zero night stand).
Rozczarowany do polityki (Republika)
wybiera dumną postawę outsidera. Na razie cyfrowego. Odciął się od
komunikatorów i wirtualnych społeczności, tłumacząc: „stronię od was/ by wyjść
między wami/ na kogoś// wracam między was/ żeby pokazać/ że mogę nie wrócić” (*** „kiedyś/ musiałbym być eremitą”). Tę
deklarację suwerenności proponowałbym traktować serio. Ociepla ją jednak
umiejętność wydobywania humoru z nagłych sytuacji (zob. Haiku na opak) albo dostrzega bliskość socjalnych więzi w
okolicznościach cokolwiek mroźnych (Arktyczne
powietrze znad Skandynawii). Stankiewicz całkiem zgrabnie obrabia surowe
tworzywo wrażeń. Umie sobie poradzić ze wspomnieniami końca dzieciństwa (Syzyfowa praca) lub z nostalgią
wyobrażeń o roku „pańszczyźnianym gomułkowskim” i przebojach „Filipinek” (Batumi, ech, Batumi…). Poetyckie
rzemiosło opanował na poziomie – nomen omen – elementarnym. Dopracowania wymagałyby pointy, tutaj często
rozpraszające energię tekstu miast w finale tekstu zatrzymywać ją i koncentrować .
Przydałoby się poecie sięgnąć czasem do słownika. Przykładowo – po to, by się
przekonać, że rzeczownik „katakumby” ma jedynie liczbę mnogą. W sprawach
gramatyki nie radziłbym zdawać się na inspirację muz.
Warsztatowa wersja omówienia przeznaczonego dla Dwumiesięcznika Literackiego "Topos"
sobota, 11 stycznia 2014
Mateusz Maciej Kolbus EC, Znak w Popiele, Wydawnictwo „Bernardinum”, Pelplin-Bieniszew 2013.
Z
noty na ostatniej stronie okładki dowiadujemy się, ze autor od blisko dekady jest
pustelnikiem w eremie kamedułów. Po
przeczytaniu tego, obszernego nie tylko jak na debiut zbioru, można jednak
dojść do wniosku, że nawet życie podległe ścisłej regule klasztornej nie musi
oznaczać całkowitego odwrócenia się od świata. Skutkuje jednak postrzeganiem go
pod całkiem nowym kątem, umieszczaniem go w innych niż dotąd kontekstach (por.
wiersz Złoty wiek). Postawę podmiotu
lirycznego kształtuje zawierzenie Mądrości Bożej reprezentującej pozytywny
pierwiastek żeński.
Duchowość poezji Kolbusa liczy się z dramatyczną naturą istnienia. Zaważa trudność docierania do Boga – Innego, którego moc może się objawić zarówno temu, kogo porywa ogrom mistycznej wizji, jak i temu, kto tkwi właśnie w pułapce niemocy (Codzienność). Poezja Kolbusa opowiada o przeżywaniu Boga-Emmanuela, skupionym wokoło Eucharystii jako prawdy prawd (Serce dnia), ześrodkowującym całość doświadczenia bóstwa, co nawet dla najbardziej żarliwych wciąż pozostaje tajemnicą, splotem paradoksów.
Język najbardziej wizyjnych wierszy z jego emfazą i pogonią metafor może się wydawać nieco nadekspresyjny. (Przykład: „Miły jest mi ten podwójny pryzmat łona/ z których jeden bez skalania ani smugą czysty/ czyni wszystko, by osłodzić cierpkość Oddzielenia./ Drugi ma nabrzmiałość wzdętej wilgocią gruszy, / i tak bardzo kocham jego obolałe wnętrze/ które niemal po szyję się zanurza; biedne.” – z wiersza: Nienarodzone). Załóżmy jednak, że jak każdy mistyk, podmiot Kolbusowej poezji stara się wypowiedzieć to, co możliwości języka przekracza (por. Fragment, czego się nie da powiedzieć.
Skrócona wersja omówienia przeznaczonego dla Dwumiesięcznika Literackiego "Topos"
Duchowość poezji Kolbusa liczy się z dramatyczną naturą istnienia. Zaważa trudność docierania do Boga – Innego, którego moc może się objawić zarówno temu, kogo porywa ogrom mistycznej wizji, jak i temu, kto tkwi właśnie w pułapce niemocy (Codzienność). Poezja Kolbusa opowiada o przeżywaniu Boga-Emmanuela, skupionym wokoło Eucharystii jako prawdy prawd (Serce dnia), ześrodkowującym całość doświadczenia bóstwa, co nawet dla najbardziej żarliwych wciąż pozostaje tajemnicą, splotem paradoksów.
Język najbardziej wizyjnych wierszy z jego emfazą i pogonią metafor może się wydawać nieco nadekspresyjny. (Przykład: „Miły jest mi ten podwójny pryzmat łona/ z których jeden bez skalania ani smugą czysty/ czyni wszystko, by osłodzić cierpkość Oddzielenia./ Drugi ma nabrzmiałość wzdętej wilgocią gruszy, / i tak bardzo kocham jego obolałe wnętrze/ które niemal po szyję się zanurza; biedne.” – z wiersza: Nienarodzone). Załóżmy jednak, że jak każdy mistyk, podmiot Kolbusowej poezji stara się wypowiedzieć to, co możliwości języka przekracza (por. Fragment, czego się nie da powiedzieć.
Cenię wszystkie jego starania płynące z
autentycznej gorliwości ducha. Doceniam odwagę debiutowania poezją metafizyczną.
Aczkolwiek za znacznie ciekawsze uważałbym teksty silniej oparte o doświadczenie
rzeczywistości zamieszkałej zarówno poza klasztorną klauzurą (Miejska powiastka) jak i wewnątrz niej (Czas sadzenia). Cechuje je większa
przejrzystość w
literackiej komunikacji uważana za jedną z ważniejszych cnót. Dostaje
tym wierszom pokory. Prostota dykcji pomogłaby je znacznie udoskonalić.
Skrócona wersja omówienia przeznaczonego dla Dwumiesięcznika Literackiego "Topos"
sobota, 4 stycznia 2014
Łucja Dudzińska: z mandragory, Stowarzyszenie Literackie im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Łódź 2013.
Przez
wiersze Łucji Dudzińskiej wartko płyną mocne strumienie obrazów. Tylko się w
nich zanurzyć i płynąć, płynąć wraz z nimi, gdzieniegdzie docierając do gruntu,
do dna, a może do sedna, ruchliwej materii, która dopiero teraz natrafia na
swoją formę, lub ostatecznie degraduje się, gdy „Przeszczepy szczęścia, które
się nie przyjęły,/ odpadają od kości, razem z żywą tkanką” (Dno). Płyniemy w ciemno, płyniemy w
ciemne. Po chwili snu przytomniejemy i widzimy, że w tej pozornej entropii
pracuje jakaś energia zmierzająca do porządkowania skojarzeń i spostrzeżeń.
Energia? A może magia, nad którą absolutną władzę sprawuje podmiot-szamanka,
podległa, jak się można domyślać, jedynie miłości (zob. Czary. Niech się toczy). Zastanawia już sama kreacja podmiotu. Liryczne
„ja” pewnie nawiguje pomiędzy światami żywych i umarłych, łączy wielkomiejskie asocjacje
z egzystencjalnymi dywagacjami; a temu, co „Błądzi po cudzej stronie jak
modlitwa/ niewysłuchana do końca.” (Przepływy. Idealizm) służy za medium.
Godzi się z dziecięcymi zapamiętaniami, nawet tymi przykrymi (Skórka. Gdy jego nie ma). Funkcjonuje w
symbiozie ze złudą albo sennym zwidzeniem (Przeżycie).
Nie lęka się wyobraźniowych dysonansów (Bogactwo
duszy. Schizofrenia). W intymnym muzeum gromadzi dawne sekrety (zob. Kolekcja. Znaki). Tajemnice są jej
domownikami na takich samych prawach jak powszednie nawyki i rutyna
codzienności, która czasem niespodzianie przechodzi w obrzęd braterstwa krwi (Świadomość). Osiągnąwszy zaś stan szamańskiego transu zyskuje kontakt z
przyszłymi wcieleniami (Reinkarnacja).
Dziw bierze, że przy całym zagęszczeniu symboli i struktur, przy nader zmiennym
przebiegu dyskursu oraz ustawicznych przesunięciach perspektyw i horyzontów,
poetka zachowuje szerokie spojrzenie (por. Równo(od)ległość).
O krok od chaosu, fragmentaryczne wizje, zwielokrotnione refleksy (Szósty zmysł) układa w odrębny
mikrokosmos.
Oryginalna – również stylistycznie i formalnie – poezja Dudzińskiej chciałaby niekiedy określić swój związek z literacką tradycją. Czyni to w sposób osobliwy: nadbudowuje wiersz nad cytatem (np. z C.K. Norwida), który w innym układzie graficznym byłby mottem. Pozwala, aby wiersz przejrzał się, może wybrzmiał, w przywołanym wyimku.
Sprzeczność pomiędzy ekstazą a poczuciem niedosytu debiut Łucji Dudzińskiej rozwiązuje zawsze na naszą korzyść.
Oryginalna – również stylistycznie i formalnie – poezja Dudzińskiej chciałaby niekiedy określić swój związek z literacką tradycją. Czyni to w sposób osobliwy: nadbudowuje wiersz nad cytatem (np. z C.K. Norwida), który w innym układzie graficznym byłby mottem. Pozwala, aby wiersz przejrzał się, może wybrzmiał, w przywołanym wyimku.
Sprzeczność pomiędzy ekstazą a poczuciem niedosytu debiut Łucji Dudzińskiej rozwiązuje zawsze na naszą korzyść.
Skrócona wersja omówienia przeznaczonego dla Dwumiesięcznika Literackiego "Topos"
środa, 1 stycznia 2014
Notacje 2013 (2)
16/06
Przypomnienie nie wiadomo skąd. Kiedyś
hodowałem drzewko pomarańczowe. Za doniczkę służyła mu
puszka po piwie przemyślnie pozbawiona wieczka przy pomocy otwieracza do
konserw.
22/06
1. Redagowanie cudzych tekstów bywa lekcją
pokory. Bo ma się czasem niemal pewność, że daną rzecz samemu napisałoby się znacznie lepiej. Ale tekst, nad
którym pracujemy, trzeba przyjąć takim, jakim jest. I podążać za myślą autora,
nie szukając swego.
2. Kolejny temat do przemyślenia. Natura i obłęd nieodżałowanego Zygmunta
Kubiaka. Ciekawe, na ile ten esej koresponduje ze stanem ducha współczesnego Europejczyka
dotkniętego dziś skutkami fałszywej lewicowej antropologii, trochę podobnymi do
tych, które przez dekady deprawowały umysły poddanych w komunistycznych
satrapiach.
24/06
Oglądam i czytam informacje o awanturze,
jaka wybuchła wkoło wrocławskiego wykładu prof. Baumana. Zastanawiam się,
jakich metod użyją hunwejbini tolerancji, aby wbić wszystkim do głowy jedyne
słuszne, czyli lewacko-liberalne poglądy. Bauman – Heideggerek PRL-u?
04/07 1.Smutek rozproszenia. Uciec z duszą
na listek...
2. W samochodzie słucham audiobooka
z powieścią Jerzego Pilcha "Wiele demonów". W tej prozie
stylistycznie brzmiącej tak, jakby Gombrowicza pomieszać Schulzem, czuje się obecność
Złego hulającego po luterskiej dziedzinie.
3. Popołudniowy deszcz. Krople
odbijają się od asfaltu leniwie, jak gdyby bez przekonania.
13/07
1. Jeszcze o demonem podszytej powieści Jerzego Pilcha, czarnej luterskiej
grotesce. Po jej przeczytaniu zdecydowanie lepiej się
rozumie, dlaczego Reformator na zamku w Eisenach rzucił, tyleż przerażony co
pewnie zirytowany natarczywością Złego, rzucił w niego kałamarzem.
27/07
1. Był już czymś, co nauczyło się milczeć.
2. Drobne przedmioty: szpilki,
guziki, części zabawek, pionki gier, szklane kulki, znajdowane w szparach
podłóg, za starymi meblami. Są świadkami życia, umieją przekonać emocje
szybciej niż solenne archiwalia.
28/07 [Kaszuby] 1 Łupiny po tekstach: fiszki, zapiski, korekty.
2. Niedzielna poobiednia wieś w
napięciu czeka na burzę jak student na trudny egzamin.
03/08 [Puszcza Białowieska]
Rezerwat pokazowy żubra, do którego
drałowaliśmy przez puszczę cztery kilometry w jedną stronę, nie zwiódł moich
oczekiwań. Więcej — przeszedł moją wyobraźnię rozległością już nie zagród, ale
całych sektorów dla jeleni, żubroni i samych żubrów. Te ostatnie jakby od
niechcenia pozowały turystom do fotografii. Ba, miałem wrażenie, że żubrze stadko wyznacza
któremuś ze swoich członków swego rodzaju dyżur fotograficzny. Osobnik, na
którego przypadła kolej, spaceruje blisko ogrodzenia, skubie trawę nie zważając
na trzask migawek, podczas gdy cała reszta ma czas na swoje sprawy, do których
absolutnie nie wypada mieszać publiczności.
11/08 [znowu Kaszuby]
1. Krystyna Lars: Naprawdę żywe jest
tylko/ miejsce nieistnienia/ otwarte po zniknięciu duszy.2. Język jako psychotrop.
21/08
Na przedostatnim tego roku pelplińskim
koncercie czekał mnie dodatkowy bonus: zwiedzanie z panią konserwatorką
przestrzeni za Ołtarzem Mariackim, gdzie od tyłu można było oglądać jedną z
najcenniejszych pereł polskiego malarstwa – słynny "Pokłon pasterzy"
Hermana Hana, namalowany na grubej dębowej desce, idealnie prostej, jak w
chwili jej montażu, czyli około roku 1620. Potem, zapaliwszy halogen, przez
dobry kwadrans studiowaliśmy typy antropologiczne bohaterów obrazu, dochodząc
wspólnie do wniosku, że takie figury i twarze można dziś jeszcze spotkać w
mojej rodzinnej okolicy. Bo niby gdzie miał malarz szukać swoich modeli?
Malował tych, których widział dokoła siebie – jak chodzą za pługiem, handlują
na straganach, piją piwo po karczmach, modlą się po klasztorach i żebrzą na
odpustach. Rasowe mieszanki słowiańskich Pomorzan i ich germańskich
sąsiadów z północy. Sam zresztą jestem taką mieszanką i czuję, że dosyć szybko
byłbym się z nimi dogadał.
23/08
Nauczyłem się, że gdy prowadzę wieczór
autorski, powinienem się strzec nawet najbardziej nieśmiałych prób
polemizowania z bohaterem spotkania, zwłaszcza jeśli jest on literacką gwiazdą.
Publiczność będzie po stronie gwiazdy, choćby ta plotła piramidalne bzdury.
03/09
Rose Ausländer
(1913–1988)
Najpiękniejsze
Uciekam
do twego czarodziejskiego namiotu
miłości
do twego czarodziejskiego namiotu
miłości
w oddychającym
lesie
gdzie czubki traw
składają ukłon
gdzie czubki traw
składają ukłon
bo nie ma
niczego piękniejszego
niczego piękniejszego
Subskrybuj:
Posty (Atom)
-
Osiemnastowieczna, stojąca w miejscu wcześniejszego dworu, siedziba niegrodowych starostów mirachowskich, miała szczęście do gospodarzy,...
-
Dopiero późnym wieczorem przeczytałem porannego esemesa od AF. Zmarł Andrzej K. Waśkiewicz. Znałem go dobre dwie dekady i coraz bardziej s...