sobota, 5 kwietnia 2014

Jakub Głuszak: Moje przesłanie do pokolenia współczesnych trzydziestolatków, Staromiejski Dom Kultury, Warszawa 2013.

Kiedy czytam wiersze wykazujące chęć mówienia do zbiorowości i poniekąd w jej imieniu, przeżywam pewne zdziwienie, dość często połączone z szacunkiem dla tego, kto podejmuje kolektywną tematykę wbrew rozpowszechnionemu poglądowi, że w obiecywanym nam liberalnym kapitalizmie jedynie indywidualność oraz indywidualizm się liczy. Zanim liryczne „ja” Głuszaka uderzy w tony społeczne, chce, chociażby krótko, zdać czytelnikowi sprawę z przebiegu swego dojrzewania. Fakt, studenckie początki na pograniczu stuleci były trudne: „ciemna jesień grochowska;/ pierwsza dorosła jesień. Nieznane trasy tramwajów,/ rozmiękłe pierogi w stołówce niewyprasowana koszula,/ zimno i deszcz za kołnierzem niemodnej nagle kurtki.” – wspomina podmiot wiersza Być mężczyzną. Lecz nawet obrzydzenie fizologiczno-higienicznym konkretem zużytej podpaski (tamże) zdołał przemóc siłą charakteru. Wyćwiczony, zahartowany staje oko w oko z epoką, kiedy nic się z niczym nie zgadza, a każdy element rzeczywistości pełznie po swojemu w swoją stronę. Pewnym można być już tylko tego, co się samemu opowiedziało, wy-wierszyło lub przynajmniej… ucyfrowiło i wprowadziło do obrotu. Trzeba by zatem – sugerują wiersze Głuszaka – zapomnieć o urokach bezinteresownego poezjowania; nawet: o jakimkolwiek wyższym celu wiązanej mowy. Ostatnie słowo nie do wiersza tu należy, a do sloganu. „Czymże bowiem jest reklama,/ jeśli nie poezją, która znalazła swój cel?” – zapytuje poeta w przewrotnej polemice z przekonaniem Czesława Miłosza o ocalającej mocy poezji zatytułowanej Oto ćwiczenie warsztatowe, wiersz, który nie ocali. Zgoda. Idąc na ustępstwa jeden tekst mógłbym uznać nawet za poetycką wprawkę. A resztę? Za filipiki, za bezceremonialne rozprawy z modnymi poglądami o konieczności ciągłych przewartościowań, reinterpretacji, zmian narracji tożsamościowych. Chociaż pozbawiony najmniejszych dostrzegalnych (przynajmniej czytelniczym okiem) zadatków na konserwatystę, zauważa potrzebę fundamentalnych, acz minimalnych ustaleń, także w sferze języka. Apeluje: „Drodzy poeci! Dziś wchodzi w życie ważna zmiana w terminologii:// wprowadzone niedawno skurwysyńskie mechanizmy selekcji będziemy nazywać/ skurwysyńskimi mechanizmami selekcji — może wreszcie zrodzi/ się z tego jakieś dobro.” (Jeśli twoje nazwisko zaczyna się na jedną z liter). Odczuwa pilną potrzebę zaprowadzenia porządku środkami niekonwencjonalnymi: sarkazmem, drwiną, groteską. Nie posądzałbym go może od razu o chęć uszczęśliwienia ludzkości. Wystarczyłoby mu, gdyby uwolnił swoich rówieśników („Pokolenie pracy w banku kontra pracy w reklamie”) od ciążenia desperackiego dyskursu. Desperackiego, bo nacechowanego brakiem alternatywy czy zwykłej nadziei (por. Ma osoba odkryła swą męską stronę). Głuszak unika formułowania konkretnych  rozwiązań, ideologii czy programów. Jako poeta chciałby jednak stworzyć „wiersz, który wszystko wyjaśni”. I jeśli efekt jego usiłowań wszystkiego może nie tłumaczy, wyjaśnia sporo, streściwszy cały wywód w lapidarnym przesłaniu: „Żądasz czystości? Zachowaj ją sama./  Zostaw świat w taki stanie, w jakim go zastałaś” (Oto drugie podejście; wiersz, który wszystko wyjaśni). To przesłanie, wypowiedziane językiem dalekim od moralistycznego namaszczenia sytuuje poetę w obrębie etyki ogólnej przyzwoitości. Zrozumiałej zarówno dla zatrudnionych na etacie, jak dla prekariuszy. Niektóre rozwiązania formalne z anarchiczną patchworkową dykcją oraz nawiązaniami okołoreligijnymi (zob. Jeżeli kochasz Boga i jezyk angielski, jakie będzie) należałoby jeszcze krytycznie przedyskutować Nastąpić to powinno wtedy, kiedy dzisiejszy debiutant zechce nas zapoznać z kolejnym zbiorkiem, Ale usterki ortograficznej ze strony 0.3 już teraz mu nie daruję: stróżka (pisana przez „u”) to żona stróża lub kobieta-stróż. A nie mała struga.

Warsztatowa wersja większej całości przeznaczonej do publikacji w Dwumiesięczniku Literackim "Topos".



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz