sobota, 13 grudnia 2014

Mariusz Jagiełło, człowiek z brudnopisu, Fundacja Duży Format, Warszawa 2014.

Debiut Mariusza Jagiełły czytało mi się z początku dość mozolnie. Perswadowałem sobie, że  trzeba dać mu szansę.  Że nie należy pochopnie osądzać lirycznego „ja” tej poezji. Pozwolić mu wyjść ze stadium szkicu, projektu.  Poczekać,  aż dojrzeje. Pierwszy sygnał,  że niebawem się tego doczekam,  dała poetyka. Nieskomplikowana może,  acz przejrzysta. Wszystko inne zjawiło mi się niejako w ślad za nią. Forma przekonała mnie skuteczniej niż artykułowane tu z początku tęsknoty za poezją mocną; taką, co nie da zaczerpnąć tchu, bije po oczach, trafia w szczękę, powala swym przesłaniem (Przesłanie powinno być). „Jak powala, skoro nie powala?” – zastanawiałem się, studiując zbiorek po raz czwarty. Jakże mają  nas nokautować wynurzenia osobnika, który zrazu wydaje się uważać swoje nieukształtowanie za atut czy cnotę?  Co masz nam do powiedzenia chłopcze trzydziestoletni, co sam wyznajesz :„chcę być człowiekiem/ z pierwszych stron brudnopisu” (wiersz tytułowy), a jeszcze wcześniej powiadasz „jestem kandydatem na pacjenta/ oddziału patologii dojrzewania” (nominacja)? Czy to kokieteria? Może raczej – i tu zaczęło mi się cokolwiek wyjaśniać — monologi kogoś, kto kiepsko wypada w roli „normalsa”, określanej przez społeczne standardy. Bynajmniej ich nie lekceważy. Buntuje się przeciwko nim raczej umiarkowanie. Rad byłby może pokojowo się ze światem ułożyć. Lecz już wie, że tenże, choć twardo egzekwuje swoje wymogi, sam waha się pomiędzy faktycznością ulicznych scen (bystro przez poetę podpatrzonych choćby w wierszu stacja metra centrum) a fikcją gazetowych dyskursów (zob. wiersz Odpromiennik osobisty). Od razu zauważa, że wszystkie te przekazy starają się go uformować, lub raczej – sformatować na wymiar idealnego zasobu ludzkiego zmuszonego do „wysiłku/ zgodnego z kodeksem pracy” (Nocami nie żałuję Moritza Erhardta). Wpierw próbuje uciekać w ekscesy (Lubię gołe cycki), w auto-mitologie (Nic mi o tym nie wiadomo), albo we wspomnienia młodości (zob. Palcem po albumie).  Na koniec dochodzi do całkiem słusznego wniosku, że są sprawy, które nie mając redakcji brulionowej,  każą się przeżywać w wersji  ostatecznej z całym swoim ciężarem i ostrością. Należy do nich miłość. Także ta  burzliwa, skażona brakiem empatii (Kiedy znikasz) lub  chadzająca własnymi drogami, daleko od stereotypowych wyobrażeń (por. W Pradze podzielimy się obietnicą). Jeszcze silniejszy impuls skłaniający go ku dojrzałości , daje mu rodzicielstwo, ojcostwo, podporządkowanie się woli potomstwa, co ledwie ujrzało świat, a już ustanawia własne zasady. Ba, odbiera nawet lirycznemu „ja” prawo wypowiedzi;  przywłaszcza sobie jego głos, jak  w wierszu Nina postanawia się ujawnić. A to dopiero początek procesu wychowania dorosłego przez dziecko, uświadamiającego nie tylko cały zakres powinności, ale i konieczność ciągłego rozwoju, zmagań z ułomnością lub choćby jej dostrzegania. Proces ten zapewne nie pozostanie bez poetyckich następstw. Bo teksty, pisane z ojcowskich doświadczeń, pokazują, że refleksyjność zrównoważona z (niechby nawet ironiczną) konfesyjnością może dawać rezultat znakomity. Czy powalający? Teraz to już naprawdę sprawa zdecydowanie drugoplanowa. 
Warsztatowa wersja tekstu większej całości przeznaczonej  do publikacji w Dwumiesięczniku Literackim "Topos".

2 komentarze:

  1. "Nieskomplikowana może, acz przejrzysta". i na tym bym może skończyła. Na cholerę robić komuś niedzwiedzią przysługę? No chyba, że lubi się karmić żmiję własną piersią. Znakomity? Powalający? Tylko w marketingu. Wystarczy luknąć na stronę fb, żeby przekonać się czym pachnie poetyckość Króla Jagiełły.

    OdpowiedzUsuń