sobota, 8 lipca 2017

Karina Stempel, Noc w Nome, Fundacja Duży Format, Warszawa 2016.


Całkiem niedawno Karina Stempel zadebiutowała obiecującym zbiorem Rok drewnianego konia (2015). Teraz opublikowała tom podebiutancki: mroczny, fantastyczny, fantasmagoryczny. W porównaniu z debiutem to  zbiór jeszcze bardziej wizyjny bardziej obrazowy. Poetka nadal lubi się skrywać za opisem sytuacji, za wypowiedziami rozmaitych person. Tytułowe Nome, początkowo wyobrażone jako siedlisko, może miasto, niby jakieś Thule na najdalszych krańcach cywilizacji, równolegle okazuje się odrębnym stanem ducha oraz wyobraźni. Nic zatem dziwnego że w monologach poetki lęk miesza się z fascynacją. Sama pojawia się w tej przestrzeni raczej jako gość. Na stałe reprezentuje ją tam Matylda, mistrzyni przystosowania do warunków paranormalnych. Początkowo niektóre jej cechy sugerują, że jest ona alter ego lirycznego „ja”. Matylda to jednak ktoś inny, osobny: wygląda zrazu na outsiderkę, cichutką księżniczkę zamkniętą w wieży czasu (por. Lewa strona Matyldy), ale rychło z zadziwiającą łatwością adaptuje się do klimatu tej krainy trudnego zarówno fizycznie jak duchowo. Bowiem długie pod tą szerokością geograficzną wielodniowe noce (zob. wiersz tytułowy) przenika magia splatająca ze sobą sprawczą energię słowa i moc tabu przywiązanego do wymówionego albo przemilczanego, względnie zamilkłego, imienia (ten nominalny kult nadaje przydaje tytułowi zbioru nowych znaczeń). Duchowość Nome sporo ma sporo cech archaicznych, pierwotnych, animistycznych, wyraźnie wzorowanych na wierzeniach ludów Północy (Nie ma niewinnych słów; Tengo miedo). Określają one reguły przetrwania, a respektowanie ich stanowi warunek konieczny zadomowienia się w ciemnościach, gdzie słońce zagląda z rzadka i robi wrażenie zjawiska cokolwiek egzotycznego (Między wierszami). Wszelakie inne formy religijności, z wyjątkiem może swoistego panteizmu zarysowującego się w wierszu Tobą sprawiają kłopot Matyldzie we śnie uwolnionej od grawitacji (Matylda lewicuje). Względny spokój, bezpieczeństwo, zapewniają tylko należycie ułożone stosunki z duchami oraz z imionami, w tym z własnym imieniem. Poezja Kariny Stempel przypisuje im autonomiczny byt, a wyższość nad tymi, którzy je noszą. Bo jak sugeruje tu liryczne „ja” – imię mieści w sobie esencję osoby (Głosy). Chroni niczym amulet; mówi poetka: „Zaśnij spokojnie,/ Matyldo. Póki masz imię/ jesteś, ono cię nie opuści” (Nie ma innych bogów). 
Nome musi przyciągać z magnetyczną siłą, skoro podmiotka porzuca zamysł innej dalekiej wyprawy, żegnając go wierszem. Z nieodbytej podróży do Chile.  Tym większe zaskoczenie ogarnia czytającego w finale zboru, gdy widzi Matyldę wyruszającą (pieszo!) na galaktyczną wędrówkę. Z całą pewnością liryczne „ja” Kariny Stempel podąży za nią. 

Skrócona wersja tekstu przeznaczonego do publikacji w Dwumiesięczniku Literackim "Topos".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz