Poetycka persona wierszy Xawerego Stańczyka robi wszystko,
abyśmy przypadkiem nie pomyśleli, że młódź nasza niewinną jest. Zastanawiam się
tylko, skąd w tym chłopcu (podmiot Skarbu
piratów wygląda na znacznie młodszy niż metryka autora – rocznik 1985) taka
wiedza na temat natury zła? Najeżony, nastroszony – straszy otoczenie. W rytmie
rapu poucza adresatkę początkowego wiersza: „Wiesz, co się liczy, szacunek
ludzi ulicy,/ kasta miasta, master, z tego się nie wyrasta/ a jak to cię
przerasta, to się idź pochlastać, basta!” (Piekło).
Kilkanaście wersów dalej objaśni: „piekło nie polega na cierpieniu,/ lecz na
zadawaniu cierpienia. Bez litości.” (tamże). Swoim złem się napawa. Nie
podchodź, nie dotykaj niedotykalskiego! W przerwach kontempluje swoją sytuację
nieszczęśliwego pośród innych nieszczęśliwców płci obojga (Dark water). Niekiedy uwzniośla się swoim cierpieniem. Na ogół
jednak przyznaje się do emocjonalnego pokrewieństwa, a to z ogrem-pechowcem –
bohaterem dobranockowej kreskówki (Toadie),
a to z białym misiem opiewanym w discopolowej piosnce. Milsza mu widowiskowa
dezintegracja niźli żmudne podnoszenie się z upadków (Rozpad). Subkulturę emo traktuje niezbyt serio (Słabe),
Nie zamierza cierpieć stadnie. Swoje miejsce, swoją ideę przewodnią, swój
barwny styl życia odnajduje daleko od centrów czy mainstreamów, zasila szeregi
prekariuszy, ludzi niepewnych jutra: Prekariat na zielonej, śmieciowej
wyspie,/ pirackie rejsy, prosto w oko
sieci, surferów w kolorowych pokojach/ wynajmowanych na szaro./ Wdzięk
niekonsekwencji,/ by tańczyć na zerwanych łączach tęczy” (Niemądre, ale fajne wiersze).
Skąd wzięła się taka postawa? Po części z obserwacji znaków
czasu, o czym jeszcze za chwilę. Motywuje ją także lęk przed dorastaniem,
ściślej – przez wmanewrowaniem w dorosłość (por. Kolejny tom wykładów Michaela Foucault) przez jakąś złowrogą siłę.
Dlatego najlepiej zakląć ją wierszem wzmacnianym bluzgami. Albo też
zadeklarować się jako osobisty wróg publicznego porządku, ładu i składu. I dalejże epatować burżuja! Z braku burżuja
można wziąć na celownik całkiem sympatyczną panienkę zatrudnioną w korporacji (Robaczki).
Zastanawia mnie wszakże, że tak przenikliwy w kwestiach krytyki społecznej poeta,
gdy podejmuje problematykę polityczną,
zaczyna żonglować przewidywalnymi stereotypami; czuje się w obowiązku
przypomnieć o tradycyjnym polskim” antysemityzmie oraz obśmiać katastrofę smoleńską tudzież
prezesa pewnej partii, posiadacza kota. Jak godzi fajnopolacką eksploatację
tych klisz z deklaracjami o kontrkulturowej, anarchistycznej, niezawisłości własnego światopoglądu (Demonstracje), pozostaje zagadką.
Doceńmy wszakże jego wiersze około-miłosne. Ich metaforyka
zachowuje ekspresyjność, artykulacja się jednak uspokaja. Wtedy do głosu
dochodzi melancholia rozstań (Którą mam)
albo pragnienie czułości (Pocałunki).
Taki szorstki liryzm, bardziej do mnie przemawia niż rozgadane tyrady,
efektowne za sprawą brawurowych nawiązań do poszyj autorów rozmaitych (przykładowo:Władysław
Broniewski, Krzysztof Kamil Baczyński, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Julian
Tuwim, Bruno Jasieński) . Zręczny ze Stańczyka majsterkowicz. Montażu wiersza Poor little rich girl (składam wiersz z
twoich słów) mógłby pozazdrościć sam Adam Słodowy. Dlatego ma Stańczyk chyba większą szansę
sprawdzić się jako liryk niż jako publicysta.
Warsztatowa wersja większej całości przeznaczonej do publikacji w Dwumiesięczniku Literackim "Topos".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz