Zbiór
swoich opowiadań uzupełniony tekstem dialogowanym, Grzegorz Wróblewski
opublikował w serii ilorazy ironii. Ów
iloraz w tym przypadku jest wyjątkowo wysoki. Autor Ciamkowatości życia wziął właśnie na ostrze światopogląd mieszkańców
przesyconej rozmaitymi ideologiami, cywilizacji Zachodu. Obywateli lepszej
Europy cechuje tu gotowość wyznawania każdej idei pod warunkiem, że będzie
odpowiednio poprawna, a w swej poprawności szalona i uwolni ich od obowiązku
przytomnej refleksji. Tym samym wpadają oni w pułapki ekologii (opowiadanie 800 dzikich gęsi i kot), konfrontują się
ze złudą multikulti, schodzą na
manowce feministyczne, dietetyczne. No i, rzecz jasna, seksualne. Zideologizowana,
a równocześnie zbiologizowana społeczność, przeżywa ostry deficyt uczuć
wyższych. Równie słabo radzi sobie z uczuciami niższymi. Jak gdyby jej
członkowie wyzbyli się ambicji bycia istotami rozumnymi. Zapomnieli jednak, że
człowieczeństwa nie można porzucić bezkarnie. Dlatego niektórzy są już postrzegani
jako porcje białka, humanoidy, samce, samice (por. Leczenie domu). Tracą podmiotowość. Do myślenia służą im eksperci
produkujący obowiązkowe poglądy opakowane najczęściej w pseudointelektualny, zwodniczy
bełkot. Opisany przez Wróblewskiego nieład wzbudza abominację nawet jego
uczestników. Wobec tego stanu rzeczy można jedynie: „Uparcie przebijać się w
dżungli. Na własny rachunek. Samotnie i anonimowo.” (Wielki Erg Wschodni).
Nie zawiódł Wróblewskiego zmysł obserwacji. Jego czujne
ucho wychwyci każdą frazę nadającą się na budulec dialogu albo pololigu, czyli ciągu
nie powiązanych ze sobą, zasłyszanych wypowiedzi (zob. Lenox Avenue/ Macolm X Boulevard). Niezależnie od tego, czy sięgnie
po konwencję fantastyczno-naukową (por. psychodeliczna Cllaaariiiis), czy też realizm przyprawi sporą porcją groteski,
dialog staje się tutaj czynnikiem silnie energetyzującym całą narrację (Stypendyści). Jeśli wierzyć diagnozom pisarza –
nie w przejściowym impasie się
znaleźliśmy, jeno w prawdziwych opałach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz