W Muzeum Sopotu rzadko zdarzają się wernisaże tak tłumne jak otwarcie wystawy malarstwa jednego z najwybitniejszych reprezentantów Szkoły Sopockiej - Artura Nachta-Samborskiego. Dla publiczności zabrakło miejsca nie tylko w jadalni, salonie i buduarze Willi Claaszena, ale nawet w sieni robiło się tłoczno. Przyszliśmy do płócien Samborskiego, opowiadających o widzeniu i kreowaniu barwy. Najpiękniejszym, najbardziej esencjonalnym - w martwych naturach owocowych i roślinnych, co gdzieś na dnie wpatrzonego oka pozostawiają gęste zielenie lub esencjonalne żółcie. Tak intensywne, że dobrze zapamiętane, tego wieczora oświetlały powrotną drogę przez jesienny zmierzch.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
Osiemnastowieczna, stojąca w miejscu wcześniejszego dworu, siedziba niegrodowych starostów mirachowskich, miała szczęście do gospodarzy,...
-
Dopiero późnym wieczorem przeczytałem porannego esemesa od AF. Zmarł Andrzej K. Waśkiewicz. Znałem go dobre dwie dekady i coraz bardziej s...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz