19/04
1.”Notatnik
duszy”? Eee, tam od razu…
2. W PGS na
wernisażu dziwiętnastowiecznych, barwnych drzeworytów japońskich z kolekcji
muzeum w Osnabrück, ktöre przysłało nawet swojego przedstawiciela: jowialnego
jegomościa nazwiskiem Philipp, z dyskretnym kolczykiem w uchu. Ale mówił
naprawdę zajmująco, a krótko, czym zaskarbił sobie sympatię zebranych, którym
spieszno już było do oglądania bogatych w szczegóły, mieniących się barwami,
prac. Najbardziej zaintrygowały mnie ukiyo-e,
obrazy świata przepływającego wartko, nawet gwałtowanie, wraz z gejszami,
aktorami kabuki, demonami i katastrofami.
3. Na sali
wystawowej dłuższa rozmowa z dwójką moich maturzystów - Grzesiem Z. i Magdą G., która, odkąd ją znam,
zawsze chodziła własnymi drogami. Wybrała sobie zawód muzealnika. Teraz
jeszcze imponująco wypiękniała.
02/05 [Kaszuby]
1. Rzadki,
bardzo rzadki dar: rozłożysty, wieczorny spokój, świeżo zaparzona mate; wiele
nocnych godzin na czytanie i pisanie.
2. Bezlistna
wiosna tutaj robi przygnębiające wrażenie. Lecz krzepi na duchu zachód słońca
zapowiadający na jutro świąteczną pogodę.
3. Doczytuję trzeci tom dziennika Jana
Lechonia napisanego jak gdyby obok planowanej przez niego arcypowieści.
To jego "Poszukiwanie straconego czasu", albo lepiej: czasu,
który się mu zatracił. Zdenerwowane, jak na neurotyka przystało, zrozpaczone,
czasem zachwycone lub zadumane, kreślone coraz zamaszyściej i coraz trafniej,
zapiski kończą się arcymądrą uwagą: Można zawsze znaleźć w swej
inteligencji, woli, sercu, coś, co pomoże nam w walce z życiem, z ludźmi. Ale
na walkę ze sobą - jest tylko modlitwa (29.maja 1956). Kilkanaście
dni później uznał się za pokonanego w tej walce. Wyskoczył z okna hotelu
"Hudson".
4. Dobrze
pamiętam, kiedy zacząłem lekturę "Dziennika": w Boże Narodzenie
1992 spędzane u Rodziców w N. Dostałem go pod choinkę od Byłej, kiedy pisałem
na polonistyce swoje magisterium o Lechoniu. Jeszcze przed wszystkimi
katastrofami. Była spodziewała się już naszego dziecka.
5. Zakładki,
bilety, kwity włożone pomiędzy kartki książek stają się po latach integralną
częścią ich treści. Podobnie jak wizytówki, które pozostawiam zawsze w
kieszonkach po wewnętrznej stronie kolejnych notatników.
6. Dom dobrze ogrzany i dalej noc. Teraz
myślę, że mógłbym tu zostać na dłużej pośród książek i notatek. Siedziałbym w
moim biurkowym kąciku strzeżonym przez ikony św. Onufrego i św. Piotra. Lektury
wystarczyłoby mi do późnej jesieni.Za dnia piłbym wodę, wieczorem wino, przed
samym snem miód, aby przywołać najsłodsze sny, a te złośliwe trzymałbym z daleka od mojego posłania.
Krzątałbym się wokoło swojego gospodarstwa słów, odziany skromnie, w
spraną, dżinsową bluzę. Martwiłbym się mało. Słuchałbym na okrągło paru płyt:
głównie jazzu lub Bacha wykonywanego przez Glenna Goulda lub Jacquesa
Loussiera. Mam poczucie, że po miesiącu nocna cisza głębokiego nieba zaczęłaby
mnie nawracać prawie samorzutnie.
03/05 [wciąż Kaszuby]
Daleki spacer na Zamkową Górę,
skąd widać wszystkie pięć jezior. Bezlistne wciąż lasy robią przygnębiające
wrażenie. Ale buczyny na kurhanowiskach rozwijają się jakby mimo wszystko, z
uporem.
13/05
Wieczorem MK zabiera mnie na czytaną w
Teatrze przy Stole sztukę Thomasa Bernhardta "Pozory mylą". Obsada:
Krzysztof Gordon i Jarosław Tyrański. Sztuka o braterskiej Hassliebe, z wyraźnymi cechami
czarnej komedii, w warstwie słownej pełna repryz i repetycji.
27/05
Nad ranem niewygodny sen. Mam wygłosić
referat na jakiejś sesji naukowej. Ale gubię tekst. Próbuję coś mówić z
pokreślonych notatek. Wypada mizernie.
Zaraz potem sen o pogrzebie w piękny, letni
dzień.
01/06 [Kaszuby]
Nie jestem prawdziwym Polakiem między
innymi dlatego, że nie mam „swojego” Żyda. Bo wiadomo, Polak prawdziwy powinien
mieć swoich Żydów oraz swoich Niemców. Tych pierwszych mam ponad statystyczną
normę. Ale starozakonnych - na lekarstwo.
02/06 [dalej Kaszuby]
Pierwsza
Komunia w kamienickiej parafii. Widać, że to święto całej wioski z przysiółkami
i wybudowaniami. Tłumne, wystawne, a pobożne. Drugoklasiści należycie przejęci
i wystrojeni. Świątynia przybrana w biel. Ale kto mi wyjaśni, dlaczego jednym z
głównych elementów kościelnej ozdoby był gipsowy amorek, czyniący
kokieteryjny gest posyłania całusa?
09/06
Czarna kotka przenosząca w pysku przez ruchliwą ulicę małe,
nastroszone, może ze strachu, kociątko. Spod zaparkowanego opodal samochodu
śledziło ją kocie stadko: jeden bury, reszta koloru smoły. Pewnie rodzina.
15/06
Wesołek metafizyczny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz