środa, 25 grudnia 2013

Notacje 2013 (1)

19/04
1.”Notatnik duszy”? Eee, tam od razu…

2. W PGS na wernisażu dziwiętnastowiecznych, barwnych drzeworytów japońskich z kolekcji muzeum w Osnabrück, ktöre przysłało nawet swojego przedstawiciela: jowialnego jegomościa nazwiskiem Philipp, z dyskretnym kolczykiem w uchu. Ale mówił naprawdę zajmująco, a krótko, czym zaskarbił sobie sympatię zebranych, którym spieszno już było do oglądania bogatych w szczegóły, mieniących się barwami, prac. Najbardziej zaintrygowały mnie ukiyo-e, obrazy świata przepływającego wartko, nawet gwałtowanie, wraz z gejszami, aktorami kabuki, demonami i katastrofami.

3. Na sali wystawowej dłuższa rozmowa z dwójką moich maturzystów - Grzesiem Z. i Magdą G., która, odkąd ją znam, zawsze chodziła własnymi drogami. Wybrała sobie zawód muzealnika. Teraz jeszcze imponująco wypiękniała.

02/05 [Kaszuby]
1. Rzadki, bardzo rzadki dar: rozłożysty, wieczorny spokój, świeżo zaparzona mate; wiele nocnych godzin na czytanie i pisanie.

2. Bezlistna wiosna tutaj robi przygnębiające wrażenie. Lecz krzepi na duchu zachód słońca zapowiadający na jutro świąteczną pogodę.

3. Doczytuję trzeci tom dziennika Jana Lechonia napisanego jak gdyby obok planowanej przez niego arcypowieści.  To jego "Poszukiwanie straconego czasu", albo lepiej: czasu, który się mu zatracił. Zdenerwowane, jak na neurotyka przystało, zrozpaczone, czasem zachwycone lub zadumane, kreślone coraz zamaszyściej i coraz trafniej,  zapiski kończą się arcymądrą uwagą: Można zawsze znaleźć w swej inteligencji, woli, sercu, coś, co pomoże nam w walce z życiem, z ludźmi. Ale na walkę ze sobą - jest tylko modlitwa (29.maja 1956)Kilkanaście dni później uznał się za pokonanego w tej walce. Wyskoczył z okna hotelu "Hudson".  

4. Dobrze pamiętam, kiedy zacząłem lekturę "Dziennika": w  Boże Narodzenie 1992 spędzane u Rodziców w N. Dostałem go pod choinkę od Byłej, kiedy pisałem na polonistyce swoje magisterium o Lechoniu. Jeszcze przed wszystkimi katastrofami. Była spodziewała  się już naszego dziecka.

5. Zakładki, bilety, kwity włożone pomiędzy kartki książek stają się po latach integralną częścią ich treści. Podobnie jak wizytówki, które pozostawiam zawsze w kieszonkach po wewnętrznej stronie kolejnych notatników.

6. Dom dobrze ogrzany i dalej noc. Teraz myślę, że mógłbym tu zostać na dłużej pośród książek i notatek. Siedziałbym w moim biurkowym kąciku strzeżonym przez ikony św. Onufrego i św. Piotra. Lektury wystarczyłoby mi do późnej jesieni.Za dnia piłbym wodę, wieczorem wino, przed samym snem miód, aby przywołać najsłodsze sny, a te złośliwe  trzymałbym z daleka od mojego posłania.  Krzątałbym się wokoło swojego gospodarstwa słów, odziany skromnie, w spraną, dżinsową bluzę. Martwiłbym się mało. Słuchałbym na okrągło paru płyt: głównie jazzu lub Bacha wykonywanego przez Glenna Goulda lub Jacquesa Loussiera. Mam poczucie, że po miesiącu nocna cisza głębokiego nieba zaczęłaby mnie nawracać prawie samorzutnie. 

03/05  [wciąż Kaszuby]
Daleki spacer na Zamkową Górę, skąd widać wszystkie pięć jezior. Bezlistne wciąż lasy robią przygnębiające wrażenie. Ale buczyny na kurhanowiskach rozwijają się jakby mimo wszystko, z uporem.  

13/05
Wieczorem MK zabiera mnie na czytaną w Teatrze przy Stole sztukę Thomasa Bernhardta "Pozory mylą". Obsada: Krzysztof Gordon i Jarosław Tyrański. Sztuka o braterskiej Hassliebe, z wyraźnymi cechami czarnej komedii, w warstwie słownej pełna repryz i repetycji.

27/05
Nad ranem niewygodny sen. Mam wygłosić referat na jakiejś sesji naukowej. Ale gubię tekst. Próbuję coś mówić z pokreślonych notatek. Wypada mizernie.
Zaraz potem sen o pogrzebie w piękny, letni dzień.

01/06 [Kaszuby]
Nie jestem prawdziwym Polakiem między innymi dlatego, że nie mam „swojego” Żyda. Bo wiadomo, Polak prawdziwy powinien mieć swoich Żydów oraz swoich Niemców. Tych pierwszych mam ponad statystyczną normę. Ale starozakonnych - na lekarstwo.
  

02/06 [dalej Kaszuby]
Pierwsza Komunia w kamienickiej parafii. Widać, że to święto całej wioski z przysiółkami i wybudowaniami. Tłumne, wystawne, a pobożne. Drugoklasiści należycie przejęci i wystrojeni. Świątynia przybrana w biel. Ale kto mi wyjaśni, dlaczego jednym z głównych elementów kościelnej ozdoby był gipsowy amorek, czyniący kokieteryjny  gest posyłania całusa?

09/06
Czarna kotka przenosząca w pysku przez ruchliwą ulicę małe, nastroszone, może ze strachu, kociątko. Spod zaparkowanego opodal samochodu śledziło ją kocie stadko: jeden bury, reszta koloru smoły. Pewnie rodzina.

15/06
Wesołek metafizyczny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz