Hrynacz dopisał kolejny
rozdział do swego długiego już traktatu o niewygodach istnienia, coraz bardziej
dotkliwych, zadających kolejne cierpienie (traumatyczne czasowniki lub
rzeczowniki stały się już trwałym elementem słownika jego poezji). Spotęgowaną
nadwrażliwość podmiotu kaleczy tutaj: pozimowy poranek, milczenie i kurz; „wiadomości
nie z tego świata” i sny; upiorna żałoba i „niebo z monogramem gryzącego słońca”. Wszędzie może się czaić „niebezpieczny
element w treści życia” (Uwagi). Nad „przepaścią/
świata” podmiot zanuci melodię, o której powie, że „Wydał ją ogień, rozsławił /popiół”`
(Samotna pieśń). Potem trwożliwie zamilknie.
Za chwilę coś szepnie w języku trwogi, pełen najgorszych przeczuć co do swej
przyszłości doczesnej, a pewnie również wiecznej (Tu). Nic więc dziwnego, że smaki redukują się tutaj i zanikają, zanim
na dobre zapamiętają je zmysły znużone próbami łamania szyfrów egzystencji,
odczytywania znaków niezbędnych dla właściwego istnienia. Próbami daremnymi, „bowiem
ostateczna odpowiedź przyjdzie/ w innym porządku”. (Wpław).
Wiele tych tekstów czytam jak próby odczynienia upiornego uroku. Może ich protagonista wszedł w szczególnie ostrą fazę wewnętrznego kryzysu? W którą stronę kryzys ten się przesili? Pośród zgrozy katastrof ledwo w wierszu Zrywając się ze snu zauważam zapowiedź pozytywnego ciągu dalszego. Przedmowa sporo mówi o naszej wspólnej sytuacji egzystencjalnej. Bardzo poważnie, ze świadomością, że tutaj żartów nie ma. Nie ma i już!
Wiele tych tekstów czytam jak próby odczynienia upiornego uroku. Może ich protagonista wszedł w szczególnie ostrą fazę wewnętrznego kryzysu? W którą stronę kryzys ten się przesili? Pośród zgrozy katastrof ledwo w wierszu Zrywając się ze snu zauważam zapowiedź pozytywnego ciągu dalszego. Przedmowa sporo mówi o naszej wspólnej sytuacji egzystencjalnej. Bardzo poważnie, ze świadomością, że tutaj żartów nie ma. Nie ma i już!
Skrócona wersja omówienia przeznaczonego dla Dwumiesięcznika Literackiego "Topos"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz