Poznawanie Kazimierza Hoffmana. Filozoficzno-kulturowe źródła i konteksty. Pod redakcją Roberta Mielhorskiego i Marka K. Siwca, Wydawnictwo Wyższej Szkoły Gospodarki, Bydgoszcz 2011.
Autor każdego z jedenastu szkiców poświęconych poezji Kazimierza Hoffmana (1928-2009) nastawia perspektywę badawczą na własną odległość. Czasem skraca dystans osobistym wspomnieniem, jak Janusz Drzewucki, co bynajmniej nie zakłóciło mu rzeczowego rozbioru stylistycznego (s. 100-101) Z kolei Robert Mielhorski, w którego własnych wierszach zaznaczają się wyraźnie hoffmanowskie inspiracje, zaprezentował tutaj regularny, ściśle uporządkowany wykład podstawowych cech oraz kategorii składających się na paradygmat Hoffmana. Przy czym – tu cały czas pozostajemy na przedłużeniu wniosków Melhorskiego – pojęcie paradygmatu równej mierze trzeba odnieść zarówno do postawy podmiotu (zwłaszcza jego odniesienia do transcendencji czy fenomenu samoświadomości twórczej) oraz do cech języka czy wreszcie – do kontekstów, w którym liryka ta ustawicznie się wpisuje. Jakie to konteksty?
Po pierwsze – konteksty filozoficzne. Związkom poezji Hoffmana z dwudziestowiecznymi nurtami myślowym bodaj najwięcej miejsca poświęca Piotr Matywiecki, zamykając swoje rozważania następującą konkluzją: Wydaje mi się, że był on fenomenologiem, ale fenomenologiem o niezwykłych zainteresowaniach. Nie tyle chciał dociekać istoty każdej rzeczy i każdego człowieka, co uprawiał fenomenologię ich ograniczenia, kolizji, ich dramatów (s.29). Dwie strony dalej Leszek Szaruga skupia się na medytacyjnej postawie podmiotu, którego milczenie epistemologiczne powoli przechodzi w milczenie metafizyczne (Milczenie domyka akt poznania, jakim jest życie – domyka i dopełnia […]; s.32). Rozważania Szarugi prowadzą korespondują z podjętym przez Grzegorza Kalinowskiego zagadnieniem obecności religijnie rozumianej transcendencji w poetyckim światoobrazie autora Znaków. Pisze badacz: W losie dopełnionym wielkiego poety, a takim poetą był Kazimierz Hoffman, wszystko jest znakiem, zaś poezja, która pozostaje, staje się świadectwem nieustannego zmagania i rozpoznawania nieprzeniknionej materii świata, form przejawiania się widzialnego i niewidzialnego, w niepojętej scenerii […] (s.70-71).
Po drugie: konteksty literackie. Interpretatorzy nie tylko bezbłędnie rozpoznali związki z twórczością Fryderyka Hölderlina i Rainera Marii Rilkego czy dostrzegli polemiki z poglądami Miłosza, Szymborskiej, Różewicza lub Larkina; zauważyli również kontekstotwórcze funkcjonowanie wierszy Hoffmana, objawiające się w strategii tworzenia quasi-parafraz wierszy autorów fikcyjnych: Berta Moebego, Milana Kundy, Edmuda Jabèsa.
Po trzecie: konteksty wizualne. Właściwie niezbędne dla właściwego zrozumienia procesu przemiany wzrokowego wrażenia w werbalny znak wiersza. Proces ten uważnie śledzi Jacek Łukasiewicz łączący jednostkowe, fragmentaryczne postrzeganie (bezpośrednie, naoczne, lub zapośredniczone przez malarską wizję) z wiecznym, boskim Okiem Absolutnym: Bez świadomości tamtego oka – oko Hoffmana – nie byłoby takie same. Widoki by się rozsypały i rozpełzły, a tak tylko umacniają się, uwyraźniają albo bledną, nikną (s.19). Analizy Łukasiewicza znajdują dopowiedzenie w rozprawie Iwony Smolki Spójność kadencji.
Tylko tak trudno, tak smutno pisać o Hoffmanie w czasie przeszłym. Całe szczęście, że zostawił po sobie Znaki i całe mnóstwo innych znaków.
Pełna wersja omówienia ukaże się na łamach Dwumiesięcznika Literackiego "Topos"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz