Podobno
dzieci śnią się na złą wróżbę. Kiedy zaś w wierszu przyśni się dziecko rozwydrzone
aż do bluźnierstwa czy okrucieństwa – jakiż to omen albo prognostyk? Spokojnie
jednak, bez paniki. Dziecko, kluczowa figura wierszy Kulbackiej, daje się po prostu
zidentyfikować również jako nieświadoma, funkcjonującą według osobnych prawideł,
praforma dorosłego, rdzennie umieszczona pomiędzy dojrzałym ucywilizowaniem a biologiczną pierwotnością.
Dlatego szybciej niż inne postacie tej samej osoby wyczuwa śmierć (zob. wiersz Pajac). Może owa wrażliwość wynika z
uczestnictwa wewnętrznego dziecka w tajemnych, jak gdyby gnostyckich, rytuałach,
co sugerowałby wiersz Wąż, który połyka
swój ogon? Jego tytuł odsyła do jungowskiej interpretacji symbolu Uroborosa
oznaczającego wczesną fazę rozwoju „ja”, poprzedzającą rozdział świata na
wewnętrzny i zewnętrzny. Dziecko zamieszkujące wiersze Kulbackiej ignoruje normy
narzucane przez ten drugi; korzysta ze swobody ekstremalnych zabaw ([bóg przychodził do wodopoju]). Nawet obrazy
z pozoru idylliczne, nadmorskie, plażowe, są tu podszyte grozą, niesamowitością
(wściekła ziemia).
Poetka rekonstruuje język wygnany, przedwerbalną mowę symboli. Do tego samego archetypiczno-mitycznego porządku przynależy mitologia choroby – stanu wzmożonego odczuwania. Trudno chwilowo powiedzieć, czy erupcję wyobraźni należy w tym przypadku traktować jako przyczynę, czy jako skutek takiego zaburzenia. Orzec jednak należy, że to uwolnienie radykalne, absolutne rozprzężenie. Rządzi tutaj logika gorączkowego, powikłanego majaku roztaczającego wielopoziomowe fantasmagorie (przesłuchanie z tamtego miasta) lub wypuszczającego szybkie race pojedynczych metafor (przykład: w żarówce gotowało się światło – z wiersza oseski, dygotanie). Dla zwiększenia napięcia poetka podprowadzi czasem swój monolog na granicę chaosu. Kiedyśmy już gotowi zawołać: „więcej porządku!”, tym efektowniej zawraca, wiąże strzępy fraz, przebłyski obrazów, w zupełnie niesłychany paradoks.
Jaką wróżba dla autorki pozwala się wyczytać z jej debiutu? Jak najlepsza. Bo zaprezentowała tu kreatywność, odwagę imaginacji. Wpada ją jednak przestrzec przez skutkami brawury, która sprawia, że poetyka nie nadąża za wyobraźnią, a czytelnik – za wierszem. Zgubić swego czytelnika, doświadczonemu poecie doprawdy nie wypada.
Poetka rekonstruuje język wygnany, przedwerbalną mowę symboli. Do tego samego archetypiczno-mitycznego porządku przynależy mitologia choroby – stanu wzmożonego odczuwania. Trudno chwilowo powiedzieć, czy erupcję wyobraźni należy w tym przypadku traktować jako przyczynę, czy jako skutek takiego zaburzenia. Orzec jednak należy, że to uwolnienie radykalne, absolutne rozprzężenie. Rządzi tutaj logika gorączkowego, powikłanego majaku roztaczającego wielopoziomowe fantasmagorie (przesłuchanie z tamtego miasta) lub wypuszczającego szybkie race pojedynczych metafor (przykład: w żarówce gotowało się światło – z wiersza oseski, dygotanie). Dla zwiększenia napięcia poetka podprowadzi czasem swój monolog na granicę chaosu. Kiedyśmy już gotowi zawołać: „więcej porządku!”, tym efektowniej zawraca, wiąże strzępy fraz, przebłyski obrazów, w zupełnie niesłychany paradoks.
Jaką wróżba dla autorki pozwala się wyczytać z jej debiutu? Jak najlepsza. Bo zaprezentowała tu kreatywność, odwagę imaginacji. Wpada ją jednak przestrzec przez skutkami brawury, która sprawia, że poetyka nie nadąża za wyobraźnią, a czytelnik – za wierszem. Zgubić swego czytelnika, doświadczonemu poecie doprawdy nie wypada.
Fragment większej całości przeznaczonej do druku w Dwumiesięczniku Literackim "Topos".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz