Naszych twarzy dotknął palec starości. Chciał nam wskazać drogę, którą będzie trzeba
kiedyś pójść.
W Domu Uphagena. Zwiedzanie
ekspozycji planów i realizacji architektonicznych Wolnego Miasta Gdańska
wystawionych. Powersalski Gdańsk, dzisiaj robiący wrażenie państewka-efemerydy
miał poważne plany rozbudowy przeważnie w modernistycznym stylu, jak gdyby
swoją przyszłość liczył co najmniej w dziesięcioleciach, o ile nie w całych
stuleciach. Więc chciał się wznosić w górę przeszklonymi, modernistycznymi
wieżowcami śródmieścia. Wszystkie pozostały marzeniem swoich projektantów.
Gerard Depardieu przyjął rosyjskie obywatelstwo. W stu
procentach uczynił zadość dawnemu określeniu aktora: komediant.
Narratorzy „Filipa” i „Dziennika 1954” Leopolda
Tyrmanda. Łączy ich marginalność egzystencji a jednocześnie - poczucie
indywidualnej wyjątkowości. Oraz spojrzenie na świat z ukosa, pod
ironicznym kątem. "Filip" sprawia ponadto wrażenie powieści
redagowanej w toku pisania. W tekstowej materii nie potrafię się doszukać
jakiegokolwiek dopisywania, wahań, wyborów pomiędzy rozmaitymi rozwiązaniami
stylistycznymi.
Mróz chwycił i się uparł. Przypomina teraz polityka, zabiegającego o wybór na
kolejną kadencję.
Kieszonkowy
zegarek na półce w mojej pracowni. Prezent od śp.
R., człowieka tak dobrego, że nie miało
się do niego pretensji, iż ze swoimi ewidentnymi niedostatkami daleki był
od świętości czy moralnej doskonałości.
Przepysznie złośliwie, finezyjne określenie znalezione u Stanisława Brzozowskiego: Obierzynki sentymentalne.
Była piękna jak miłosny wieczór z muzyką starych płyt w tle.
Ostatni wieczór lutego. Nad Zatoką rozpętał się
późnozimowy sztorm. W godzinie, kiedy papież Benedykt składał urząd, lepiej
było słychać wichurę niż dzwony z niedalekiego kościoła na Morskiej Górze. Mimo
wszystko zawołałem T. do okna i razem przysłuchiwaliśmy się tej historycznej
chwili.
Powrót z N. pod łagodnym słońcem i chmurami lekko wiszącymi na niebie równymi
rzędami. Przedwieczerz zrobił się popielatoróżowy. Ramiona obracających się
wiatraków na polach opodal Pelplina, błyskając, opóźniały zmierzch.
Na koniec któregoś dnia wypisek z „Dziennika”
Jana Lechonia: Nie dając - ubożymy się
bardziej niż przez rozrzutność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz