piątek, 8 marca 2013

Łukasz Jarosz : Pełna krew, SIW Znak, Kraków 2012.


Nowe wiersze Jarosza stają pośrodku istnienia, które potrafi pięknie i istotnie się spełnić w codziennych czynnościach, krzątaniu się po obejściu, po najbliższej okolic, po rzeczywistości dzielonej na słowa (por. wiersz Dom). Poeta dba, aby słowa te zachowały całą swoją zdolność określania przedmiotów, zjawisk, miejsc. Trzyma je blisko rzeczy, obserwacji, przeżyć. Żywi je powszedniością, co jest jak „ostry / mądry  chleb”  (zob. wiersz Praktyki) przeciwstawiony zawstydzającym subtelnościom pięknoducha. Chciałby zakosztować jak najwięcej tego chleba, dzielić go stojąc pośród oswojonych sprzętów i mitów, wywiedzionych wprost z natury. Doskonale świadom, że codzienność, celebrowana solennie, jak rytuał  może scalać, wewnętrznie integrować, może skutecznie opóźnić moment naszego nieuchronnego rozproszenia, chwilę, gdy „W każdą stronę, po łąkach,  polach, / rozniosą nas uparte, sypkie mrówki”. (z wiersza Przyjmę ziemię). Pył, proch popiół, piasek stanowią ważny element zarysowującego się u Jarosza porządku symbolicznego; przypominają o nietrwałości, na którą skazano człowieka, całego z tego świata. Powiada poeta: „Bóg nas takich zapamiętał: / rozmnożonych jak gwiazdy, / rozrzuconych jak śmieci. / Rozsypanych niczym piach” (Ballada). Pomimo to, a może właśnie dlatego, potrafi się zdobyć na współczucie wobec bliźnich zużytych przez istnienie (Ziemia) albo trawionych lękiem (Zwiastowanie). Skupione, uważne ja, dostępuje niekiedy objawień. Właściwie już mistycznych; bo ostatecznych, przemieniających: „bóg dał ci na chwilę / kruche usta oko /  już to zobaczyłeś/ i powrócisz inny” – czytamy w wierszu Kres 
Jedna z tych lektur, które rzeczywiście mogą nas odmienić. 


Redakcyjna wersja omówienia przeznaczonego do druku w Dwumiesięczniku Literackim "Topos"

O poprzednich zbiorkach Łukasza Jarosza link do notki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz