wtorek, 23 października 2012

Zbigniew Wojciechowicz: ORWO, Wydawnictwo Forma, Szczecin, Bezrzecze 2011.

Wojciechowicz pisze jak ktoś, kto nie chce zbyt długo zaprzątać cudzej uwagi. Musi więc operować dykcją lapidarną, oszczędną. Ale w tym przypadku – ogromnie pojemną, obrazową. Jego opowieść przypomina narrację kogoś, kto nagle, w zapomnianej szufladzie znalazł plik zdjęć z epoki dalece przedcyfrowej, zrobionych na enerdowskiej kliszy Original Wolfen. Ale zaskakująco trwałych. Tworzą one zbiorową biografię rodziny. Kompletnej, wielopokoleniowej. Złożonej z kompletnych emocjonalnie ludzi: pośrodku niej stoi para rodziców lirycznego bohatera, powiązana trwale wzajemną, płomienną nawet, czułością (Fotografia XXX). Towarzyszy im dziadek-dżentelmen (dziadkowie w niedzielę/ muszą trzymać fason/ i styl/ przedwojennych amantówFotografia XXVI), babcia – z westchnieniem spoglądająca na fotografię ojca w mundurze ludowego wojska; i wujek, od którego kowbojskiego sznytu mógłby się uczyć sam John Wayne. Do tego brat, obowiązkowo. Bo jakże tak bez rodzeństwa? Z kim lepiej byłoby łasować śmietanę, biegać umorusanym przez cały dzień, tocząc wojny na drewniane pistolety? Zajmować się zabawami odwiecznymi, trochę jak Breughla (Fotografia XXIX). Potem przez moment, po ukradkowym zerwaniu owoców z podwórkowej, zakazanej jabłoni przeżywać pierwsze wtajemniczenia w dobro i zło (Fotografia III). Słusznie poeta żywi dumę ze swego dzieciństwa – było w najlepszym gatunku. Choć przypadło na czasy jaruzelskiego niedostatku, osładzanego czekoladą z mleka w proszku (Fotografia XII) lub surowym, domowym ciastem (Fotografia XXXI), ubarwionego obecnością Bruce’a Lee, twardziela z plakatu. Tęgo się wówczas żyło, intensywnie, całą siłą dzieciństwa! Siłę tę czerpało się również z poczucia ładu, rządzącego nie wyidealizowaną arkadią, a po prostu – solidną rzeczywistością, gdzie wszystko i każdy trwał na swoim miejscu, w obrębie swojej aktualnej roli.
Podarowała mi ta książka cenną chwilę odpoczynku od wierszy o rodzinnych konfliktach i opresjach.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz