Wchodząc w przestrzeń wierszy Podlipniaka od razu trafiamy w sam środek sennej utopii. Oblepiają nas koszmary. Poeta chętniej eksploruje
je niż zaklina (zob.: Annus horribilis,
7.36 PM). Taka wizyjność otwiera przed nami całą grozę obnażonego istnienia,
najlepiej widoczną na tle leśnych śniegów, gdzie „śmierć, blady koń, ma kopyta/
owinięte w atłas. Stąpa cicho i uważnie,/
obwąchuje ślady po nieprzebranych za nic dniach,/ nocach oraz innych próbach
ucieczki./ Potem zgniata puste listy oparte o szklanki.” (Zimnik).
Druga składową światoobrazu Podlipniakowych wierszy jest gwałt. Przemoc, przedstawiona jako dominanta dziejów. Spektakl zgłady rozgrywa się tutaj w doborowej obsadzie alianckich lotników z bombowego dywizjonu (Ave Lancastria gratia plena!) oraz obsługi działek przeciwlotniczych (Karmel. Eau de Getsemani). Czasem batalistyczne widowisko przechodzi w frenetyczną liturgię. Jeden z jej uczestników wyznaje: „Nasi bogowie noszą poplamione szaty,/ mieszają w misach napalm. W miedzianych ustach/ gotują dla nas ostateczne rozwiązania. Wypluli letnich,/ wciągnęli gorących, reszta przepadnie w milczeniu.” (Nieśmiertelnik z Minotaurem). Ocaleje z niej tylko ten, kto o każdej porze potrafił ominąć miejsca niebezpieczne. Bo przecież śmierć to miejsce, nie czas (A teraz ułóż mnie do snu (wiktoriańska galeria pośmiertna)). Przetrwa właściwie tylko po to, aby złożyć raport z ryzykownych ekspedycji; zdać sprawę z bolesnych metamorfoz (Utomlonnyje sołncem II) lub tęsknot za pozostawioną daleko intymnością (Iskrzy bliżej skóry). Takie właśnie tęsknoty pozwalają czytelnikowi stanąć blisko lirycznego „ja”, dotąd chętnie osłaniającego się liczbą mnogą. „Ja” – konfesyjnego, melancholijnie czułego w erotycznym zachwycie (Łasko, łasa łasiczko) albo wzruszającego, gdy przywoła bezradne matczyne umieranie (Faberże 4.ość).
Karmageddon stanowi także wyraz zainteresowania, nawet fascynacji, kulturą anglosaską; recepcji przetwarzającej wątki popkulturowe z jej sztubackimi fantazmatami (Elegia dla misiz robinson), ale przede wszystkim – ukierunkowanej na dialog z wierszami Anne Sexton (M.Street; M. Street II). Emocjonalna temperatura tego dialogu nasuwa pytanie: czy nazwiskiem poetki nie nazwał Podlipniak animy, żeńskiego pierwiastka swej lirycznej persony uwięzionej, pośród znikliwych archetypów (Annopol) pomiędzy ciemnością a ciemnością. Pewnie dlatego te wiersze, pełne agresywnie rozpędzonych obrazów, do ostatka bronią swojej tajemnicy. Tanio skóry nie sprzedadzą.
Druga składową światoobrazu Podlipniakowych wierszy jest gwałt. Przemoc, przedstawiona jako dominanta dziejów. Spektakl zgłady rozgrywa się tutaj w doborowej obsadzie alianckich lotników z bombowego dywizjonu (Ave Lancastria gratia plena!) oraz obsługi działek przeciwlotniczych (Karmel. Eau de Getsemani). Czasem batalistyczne widowisko przechodzi w frenetyczną liturgię. Jeden z jej uczestników wyznaje: „Nasi bogowie noszą poplamione szaty,/ mieszają w misach napalm. W miedzianych ustach/ gotują dla nas ostateczne rozwiązania. Wypluli letnich,/ wciągnęli gorących, reszta przepadnie w milczeniu.” (Nieśmiertelnik z Minotaurem). Ocaleje z niej tylko ten, kto o każdej porze potrafił ominąć miejsca niebezpieczne. Bo przecież śmierć to miejsce, nie czas (A teraz ułóż mnie do snu (wiktoriańska galeria pośmiertna)). Przetrwa właściwie tylko po to, aby złożyć raport z ryzykownych ekspedycji; zdać sprawę z bolesnych metamorfoz (Utomlonnyje sołncem II) lub tęsknot za pozostawioną daleko intymnością (Iskrzy bliżej skóry). Takie właśnie tęsknoty pozwalają czytelnikowi stanąć blisko lirycznego „ja”, dotąd chętnie osłaniającego się liczbą mnogą. „Ja” – konfesyjnego, melancholijnie czułego w erotycznym zachwycie (Łasko, łasa łasiczko) albo wzruszającego, gdy przywoła bezradne matczyne umieranie (Faberże 4.ość).
Karmageddon stanowi także wyraz zainteresowania, nawet fascynacji, kulturą anglosaską; recepcji przetwarzającej wątki popkulturowe z jej sztubackimi fantazmatami (Elegia dla misiz robinson), ale przede wszystkim – ukierunkowanej na dialog z wierszami Anne Sexton (M.Street; M. Street II). Emocjonalna temperatura tego dialogu nasuwa pytanie: czy nazwiskiem poetki nie nazwał Podlipniak animy, żeńskiego pierwiastka swej lirycznej persony uwięzionej, pośród znikliwych archetypów (Annopol) pomiędzy ciemnością a ciemnością. Pewnie dlatego te wiersze, pełne agresywnie rozpędzonych obrazów, do ostatka bronią swojej tajemnicy. Tanio skóry nie sprzedadzą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz