piątek, 28 grudnia 2018
Nadmorze 19. O wierszach Marka Czuku z tomu "Stany zjednoczone" (FORMA, Szczecin Bezrzecze 2018)
Omówienie zbioru Marka Czuku z tomu "Stany zjednoczone" (Forma, Szczecin-Bezrzecze 2018). Książki wręczone i nadesłane.
Linki:
Wydawnictwo FORMA:
http://www.wforma.eu/
Galeria Literacka przy Galerii Sztuki Współczesnej BWA w Olkuszu
https://bwaolkusz.com/galeria/
Strona autorska Jerzego Hajdugi:
http://jerzyhajduga.pl/dobra-cisza-zatrzymac-z-czasu-chwile/
Materiał muzyczny:
Dee Yan-Key, Pleasant_Anticipation
Dee Yan-Key, On Christmas Eve
Z płyty Christmas Album
na licencji Creative Commons
sobota, 22 grudnia 2018
Iwona Młodawska-Waterson, Krucza Góra, Fundacja Kultury AFRONT, Bukowno 2017.
Zbiór wyglądający na efekt
zgodnej współpracy autorki i redaktora lub nawet – redaktorów, czy pierwszych
czytelników w liczbie pojedynczej lub mnogiej. Uważna, redakcyjna, krytyczna
lektura wysokogatunkowego „materiału wyjściowego” zaowocowała debiutem
bezspornie udanym, wyróżniającym się na tle innych, podobnych pisanych pod
dyktando nastrojów, a więc po prawdzie – z zastosowaniem dość pospolitej strategii
eksponującej atmosferę przeżyć . Iwona Młodawska-Waterson łowi je całymi
garściami. A może – jest odwrotnie? Może one same przychodzą do niej, one ją
wybierają, ufne w jej wrażliwość, w otwartość zmysłów? Nie odrzucajmy i takiej
hipotezy. Bo czasami mam poczucie, że poetka tylko czeka, aby je zwerbalizować; przykładowo w śródmieściu tuż obok ławki „z
widokiem/ na gigantyczne liście łopianu” (Botaniczny),
na tytułowej podolkuskiej Kruczej Górze , w zimową bezsenną noc (Styczeń); być może właśnie po to bierze
na warsztat przypomnienie z dzieciństwa (Imię
Róży). Sztukę tworzenia wierszy-emocjonalnych ideogramów wyćwiczyła naprawdę
porządnie. Szczęśliwie na tym nie poprzestała. Prawdziwie wzruszające są tutaj
te momenty, gdy zapis asocjacji i wrażeń zaczyna ujawniać egzystencjalną treść,
kiedy przypomina o głębszych wymiarach bycia: zagubionego metafizycznie (por. Niedziela) uświadamiającego sobie własne
położenie pomiędzy dwoma biegunami: miłości i śmierci lub przeżywającego
niemożność uwolnienia się od wzorców, scenariuszy dyktowanych przez naturę (Attenborough). Pod koniec tomu nie mamy
już wątpliwości, że to ona narzuca swoją
fundamentalną dominację, na której nadbudowują się lub ukorzeniają, wytworzone
w świadomości podmiotu bądź zapożyczone z kulturowych narracji struktury mitu (Persefona), baśni (Jack-o’-lantern) lub opowieści przywiezionej z dalekiej,
egzotycznej podróży (Starość).
Historie, w których mówiące „ja” sytuuje się na przecięciu – nie zawsze
oczywistym – różnych porządków lub nie-porządków wywołanych czasem zakłóceniami
międzyosobowej komunikacji (Cisza)
albo brakiem autentyczności (zob. Nowy
nabytek). Bowiem istnienie łączy się tutaj z uwikłaniem w sieć różnorakich
napięć, w złowrogie milczenie zwierciadeł (Lustra)
lub z zanurzeniem w atmosferze ciężkiej przeddeszczowej nudy (Czarny skrypt). Ale chwile, gdy podmiotce
udaje się zawiązać wspólnotę z męskim „ty” niosą ze sobą już coś, co już na
pierwszy rzut oka identyfikujemy jako zdolne ustabilizować chybotliwy
światoobraz (por. Na wszelki wypadek).
W przeciwieństwie od całej gromady poetess debiutantka nie szantażuje
czytelnika czytelnika swoją kobiecością, nawet jeśli uważa ją za trudną (Legenda) definiowaną przez zawody i
utratę (Droga Marianny). Już choćby
za to można ją polubić. Aczkolwiek nie tylko. Warto byłoby także docenić
również jej umiejętność, nieomal fotograficzną, kadrowania obrazu pełnego
niepokojących sugestii : „Amisz/ nie użyje photoshopa/ nie będzie pstrykał/ do
setnego razu/ ale i on/ ma swój dowód/ czarno na białym/ oto najpiękniejsza
kobieta świata/ w czepcu/ z twarzą wykrzywioną/ bólem albo gniewem/ w ciąży/
stojąca przy zlewie (Tak wyglądasz). Chyba
wszystkie wybory stylistyczne debiutantki wydają się skoncentrowane wokoło
ekwiwalencji stanów uczuciowo-wyobraźniowych. Jej mocne, świeże metafory
(przykład: „księżyc/ biała tłusta baba/ wędrująca donikąd” – z wiersza Ofelia) zachowują jeszcze pamięć o swoim
związku z porównaniami w sensie ścisłym (miłość
drażni/ jak muchołówka).
Zbiorek raczej z tych szczuplejszych, zatem jeszcze za wcześnie, by stwierdzić,
że poetka stworzyła rozpoznawalny liryczny idiom. Na niego jeszcze musi
popracować. Lecz naprawdę rzetelnie się stara.
sobota, 15 grudnia 2018
Marek Stachowiak, Tata jest od tego, tercja. com, Poznań – Gorzów 2018.
Eseje? Pogadanki?
Filozofujące fragmenty poukładane w wersy? – Zastanawiałem się po raz pierwszy
wertując debiut Marka Stachowiaka. Bo za ewidentnymi przejawami poetyckości
trzeba się po tym tomiku trochę rozejrzeć. Proponuje nam autor poezję
antypoetycką, apoetycką może? W pewnym sensie retoryka jego tekstów pochodzi
wyraźnie spoza poezji, z publicystyki, używającej słowa jako wehikułu treści
dyskursywnych, co daje się zauważyć, zwłaszcza tam, gdzie podmiot opowiada o
sobie oraz o swoim środowisku. Stylizuje się to na jednego z tłumu, zwykłego
pomiędzy zwykłymi, to na intelektualistę, sięgającego daleko ponad lokalne
horyzonty. Właśnie pomiędzy tymi dwoma biegunami oscyluje tożsamość podmiotu
Penetruje on zakamarki niezbyt powabnej codzienności, pozwalając sobie jednocześnie na marzenia o odwróceniu
biegu dziejów (Rzekami od rzeczy do
rzeczy); lub toczy literackie dyskusje w klubie miejskiej kultury (Mój 19101 dzień w mieście G.). Nie myślę
odmawiać mu prawa do udziału w nich, wszak mają spory potencjał terapeutyczny.
Pozwolę sobie jednakże stwierdzić wprost, że znacznie mniej sympatyczne
wrażenie robi na mnie budowanie poczucia elitarności na obecnych już w
dziesiątkach wierszy, całkiem przewidywalnych, niechęciach do domniemanego
faszyzmu, tradycji narodowej i oraz do tzw. mitologii smoleńskiej (zob. np. Strach). Nic nowego pod słońcem,
księżycem oraz innymi ciałami niebieskimi. Niech mi tylko ktoś mądry powie,
dlaczego zapamiętali orędownicy demoliberalizmu tak rzadko umieją wznieść się
ponad poziom zjadliwych docinków i wiecowych deklaracji, a tak często sprzedają
czytelnikowi bogoojczyźnianość à rebours.
Trzeba wszakże stwierdzić, oddając
poecie sprawiedliwość, że taki przykładowo wiersz-reportaż z peryferyjnego
marginesu popegeerowskiej wsi, znakomicie łączy spostrzegawczość z
umiejętnością selekcji oraz kondensacji wrażeń. Do końca utrzymuje się w nim
napięcie pomiędzy doświadczeniem a symbolicznymi sugestiami. Podobnie skuteczną
strategię zastosował poeta w wierszu Donos
z ulicy Grobla, gdzie realizm zyskał odniesienie religijne. Agnostykiem pozostaje jednakże przekonanym i zatwardziałym, bo stosunki z
rzeczywistością wymykającą się zmysłom, poukładał sobie w sposób nader
skomplikowany a niedopowiedziany, co chwilami nie przeszkadza mu przyjmować w
wierszu perspektywy boskiej i to nie tylko w kontekście procesu twórczego (Trzydziesta trzecia kreacja w Times New
Roman na A4). Określenie Zajścia
w tytułach rozdziałów pozwalają sądzić, że poezja stała się dla debiutanta
przestrzenią, gdzie wyrównuje swoje niezałatwione jeszcze porachunki ze światem,
czego nie powinniśmy mu mieć za złe, nawet jeśli sposób ich załatwiania budzi odczucia
ambiwalentne. Jest jednakże taki obszar rzeczywistości, gdzie poezja
Stachowiaka zdecydowanie wygrywa. Mam tu na myśli relację ojciec–syn. Dobrą
relację. Bowiem podmiot doskonale, bardzo szczęśliwie identyfikuje się z rolą
ojca, który sporo uwagi poświęca rozpoznaniom syna co do natury świata (zob.
wiersz Nadzieja Jakuba) i równie
uważnie towarzyszy mu, gdy stawia pierwsze kroki w najbliższym otoczeniu.
Ojcowskie zadania, podejmuje ochoczo. Tam, gdzie liryczne „ja” mówi o swoim
ojcowaniu znika wrażenie wielosłowia. Ogólnie biorąc, należałoby zalecić poecie
trochę ćwiczeń na zwięzłość. Może ponowny namysł nad wyborem retorycznej
strategii pomógłby mu doprowadzić do, by tak rzec, zoptymalizowania rozmiarów
poetyckiego monologu?
Fragment większej całości przeznaczonej do publikacji w Dwumiesięczniku Literackim "Topos"
sobota, 8 grudnia 2018
Anioł Ślązak na Adwent 2018
Angelus Silesius (1624-1677)
Cherubiński wędrowiec
Cherubiński wędrowiec
[Z księgi czwartej]
W jednym ziarnku gorczycy/ gdy to zrozumieć chcesz/
Jest obraz rzeczy w górze i rzeczy w dole też.
Jest obraz rzeczy w górze i rzeczy w dole też.
207. Oznaki Bożego synostwa
Ten, kto w Bogu spokojny/ a w nim zakochany,
Bywa zwykle na syna Bożego wybrany.
Bywa zwykle na syna Bożego wybrany.
tłum. pwL
sobota, 1 grudnia 2018
Szymon Babuchowski, Jak daleko, Arcana, Warszawa 2018.
1.
Znaczna część wierszy z nowego tomu Szymona Babuchowskiego,
zatytułowanego Jak
daleko.
próbuje odpowiedzieć na pytanie rozlegające się u początków
Księgi
Rodzaju,
skierowane do pierwszego mężczyzny: „Gdzie jesteś?” (Rdz. 3,9)
przytoczonego jako motto tomiku. Fakt że adresatem pytania jest
mężczyzna nie pozostaje bez znaczenia. Bo tak jak w zbiorach
wcześniejszych śledziłem wiersze młodzieńca poszukującego swej
drogi, a przy okazji – szczęśliwej miłości, tak teraz wglądam
w refleksje dorosłego, co znalazłszy swą miłość z całym
przekonaniem realizuje powołanie małżonka, ojca i, ma się
rozumieć, poety,.
Poeta szczęśliwy – czy to możliwe?
Możliwe, gdy założymy, że szczęście dylematów duchowych nie
wyklucza. Jest szczęściem z zasady szczęściem zadanym, zależnym
od moralnej konsekwencji oraz umiejętności rozeznawania znaków
czasu charakterystycznych dla określonego etapu rozwojowego, na
którym podmiot poezji Babuchowskiego właśnie się znalazł.
2. Krytyczna samoocena
młodzieńczych błędów młodości od dawna stała się już
toposem. Szymon Babuchowski idzie wszakże pod prąd tego zwyczaju.
Jego liryczne „ja” młodość uważa za czas wiary mocnej,
czystej, pokornej. Dorosłość, poplątała ścieżki wiary,
zawiodła ją na dalekie manowce, w chaszcze, zatrzymała w krainie,
w której „wszystko upadło na głowę/gdzie czarne znaczy białe/
a białe różowe” (wiersz tytułowy); uwikłała ją w różne
rodzaje nieautentyczności, z duchową na czele. Zatem obrachunek
wieku męskiego wypada tu stanowczo niekorzystnie. Bilans ten
prowadzi do rachunku sumienia. Bez niego nie potrafi żyć życiem
prawdziwym, co znaczy: zyć życiem-z-Bogiem, życiem-w-Bogu. Warto
zaznaczyć od razu, że jest to Bóg obu Testamentów – Starego –
jako Stwórca, Nowego – jako zmartwychwstający Zbawiciel (zob.
***, Tej
nocy miałem nasłuchiwać…).
Wyjaśnijmy także, że religijność poezji Babuchowskiego nigdy nie
była religijnością powierzchownych wzruszeń. Zawsze głęboko
przeżywana, także w aspekcie moralnym, (nie należy go mylić z
doraźnym moralizatorstwem). Owszem, bywała, bywa chyba nadal,
emocjonalna, ale zawsze wolna od taniej egzaltacji. Trochę po
liebertowsku traktuje wiarę w kategoriach wybru wiary dokonanego
wbrew własnym zbłądzeniom czy ułomnościom.
3.
Ścieżki metafizyki i mistyki schodzą się tutaj jakby trochę
rzadziej niż kiedyś. Liryczna persona pielgrzymuje przez
rzeczywistość czterech ziemskich żywiołów, po czym wstępuje w
żywioł piąty – w eter, którego oddziaływanie pomaga subtelniej
widzieć sprawy dziejące się dookoła i jak najbardziej realne
osoby: „nasze cienie na drodze wysokie jak drzewo/ połączeni w
pochodzie: mama – tata – dziecko/ w pomarańczowym świetle tuż
przed przyjściem nocy/ swoją małość codzienną zamieniamy w
gotyk// i płynie ta katedra po wodach osiedla// i światło nas
podnosi i słońce nas jedna/ zanurzeni w poświacie od stóp po
horyzont/ żeglujemy tą łodzią – a świt coraz bliżej” (***,
nasze
cienie na drodze wysokie jak drzewo…).
Ale rzeczy świata tego, mimo takich wysubtelnień, pozostają takie,
jakimi były przedtem i pewnie zawsze. Ból strudzonych wędrowaniem
nóg – jest dalej bólem, zaś intymność małżonków
otwierających się na siebie nie traci żadnego ze swych wymiarów,
zaszyfrowanych w sugestywnych metaforach (zob. ***, Bóg
zepsuł nam telewizor…).
Bo poetycka dorosłość w przypadku Szymona Babuchowskiego oznacza
także zdolność do uwewnętrzniania coraz szerszego spektrum
doświadczeń, poszerzania obszaru współczucia, z którym pochyla
się tu wiersz nad martwym ciałem trzyletniego Alana Kurdi. Temat to
w dzisiejszej poezji już nienowy. Lecz poeta wyjął go z wszelakich
ideologicznych czy publicystycznych kontekstów, kładąc akcent na
czysto ludzką stronę niewinnej śmierci – skandalu, rzucającego
wyzwanie tak wierze, jak chrześcijańskiej nadziei (***, chłopczyku
wyrzucony na brzeg greckiej wyspy…).
4. Poezja Babuchowskiego mocno trzyma się tu rzeczywistości. Patrzy na nią. Chce ją widzieć, co owocuje wierszami takimi tak Thassos czy Apokryf. Ogarnia atmosferę londyńskiego śródmieścia (London Calling) albo uduchowioną, choć chłodną pustkę wybrzeża północnej wyspy (Ballada farerska). Utrwala nieomal w ostatniej chwili to, co pozostało jeszcze z coraz bardziej oddalonego w czasie dzieciństwa (***, to miasto jest tu jeszcze ale całkiem inne…). Szlak doświadczeń, wiodący także przez jego śląskie okolice pozwala podmiotowi wyjść z duchowego impasu, zorientować się co do właściwego kierunku istnienia. Zaś na elementarne pytanie gdzie jest, gdzie się właśnie znalazł, odpowiedziałbym: tam, gdzie kryzys wieku średniego z całą pewnością mu nie grozi.
4. Poezja Babuchowskiego mocno trzyma się tu rzeczywistości. Patrzy na nią. Chce ją widzieć, co owocuje wierszami takimi tak Thassos czy Apokryf. Ogarnia atmosferę londyńskiego śródmieścia (London Calling) albo uduchowioną, choć chłodną pustkę wybrzeża północnej wyspy (Ballada farerska). Utrwala nieomal w ostatniej chwili to, co pozostało jeszcze z coraz bardziej oddalonego w czasie dzieciństwa (***, to miasto jest tu jeszcze ale całkiem inne…). Szlak doświadczeń, wiodący także przez jego śląskie okolice pozwala podmiotowi wyjść z duchowego impasu, zorientować się co do właściwego kierunku istnienia. Zaś na elementarne pytanie gdzie jest, gdzie się właśnie znalazł, odpowiedziałbym: tam, gdzie kryzys wieku średniego z całą pewnością mu nie grozi.
sobota, 24 listopada 2018
Nadmorze 18. O wierszach Michała Piętniewicza z tomu "Obiecane miejsce" (Sopot 2018)
Osiemnasty odcinek pierwszego polskiego podcastu o poezji przynosi omówienie tomu wierszy Michała Piętniewicza "Obiecane miejsce" (Sopot 2018), oraz dział "Książki wręczone i nadesłane".
Biogramy poety:
www.sppkrakow.pl/czlonkowie/michal-pietniewicz/
poecipolscy.pl/poezja/prezentacja/michal-pietniewicz/
W audycji wykorzystano utwór Dee Yan-Keya, "Dark days"
na licencji Ceative Commons (CC BY-NC-SA 4.0)
link do utworu:
freemusicarchive.org/music/Dee_Yan-Key/years_and_years_ago/10--Dee_Yan-Key-Dark_Days
Przerywnik: Lobo Loco, "Bigband Jingle A (ID 448)"
na licencji Ceative Commons (CC BY-NC-SA 4.0)
link do utworu:
freemusicarchive.org/music/Lobo_Loco/Jingles_for_films__podcasts/Bigband_Jingle_A_ID_448
Kontakt z autorem podcastu: lorkowski@wp.pl
[Jeśli dźwięk nie odtwarza się samoczynnie, kliknij na przycisk odtwarzania.]
niedziela, 18 listopada 2018
Anita Katarzyna Wiśniewska, oddawanie zimna, Stowarzyszenie Salon Literacki Warszawa 2018

Tematyczną dominantą debiutanckiej
książki Wiśniewskiej są trudy bycia kobietą, zwykle graniczące traumą,
naznaczone nieodwołalnym tragizmem. Kobiecy dyskurs jest tutaj historią bez happy endu. Samą kobiecość postrzeganą w
optyce jej wierszy można określić jako odrębny status egzystencjalny, z którego
właściwie wyzwolić się nie sposób. Modele zachowań określanych jako kobiece,
oczekiwania społeczne, idee, ideologie,
nawet systemy represji i przymusu, mające wpasować żeńską część rodzaju
ludzkiego w usztywnione matryce pojęciowe (Trzeba
się pokazać), wydają się wobec tego statusu-fatum wtórne. Są jego
konsekwencjami. Jak każde fatum także ono jest irracjonalne, choć jego przejawy
dają się opisać w miarę dokładnie. Kobiecość zatem to w pierwszym rzędzie
sytuacja bycia na cenzurowanym oraz mniej odpornym na zło i krzywdę. Brak tej
odporności ma wymiar fizyczny, genetyczny. Zadane rany nie mogą do końca się
zabliźnić, każda zaś blizna przywołuje pamięć kolejnych zranień: „liczę
ślady:// nad wargą – rozpędzone sanki/ trójkąt nad kostką – stłuczony
kieliszek/ nóż wbity w nasadę palca/ szerokie pasmo na łokciu już nie wiem od
czego// będą następne uczę się nosić/ coraz cięższe torby// plaster w portfelu/
ibuprom w kieszeni// nie chcę// mieć córki” – czytamy w wierszu Pamięć recesywna. Tyle przechowała
pamięć ciała. A pamięć duchowa? Przywołuje jeszcze uderzenia ślepego trafu;
szamotanie się w sieci rozczarowań, zawiedzionych nadziei nie tylko na sukces (Rosyjski balet), ale nawet na pomyślne
spełnienie się w macierzyństwie (Trzecie
stadium). Wiersze Wiśniewskiej wołają wielkim głosem o sprawiedliwość dla tych,
które zatrute goryczą nie mają już sił wołać o nic. Zresztą – do kogo wołać, do
jakiej mają odwołać się instancji, gdy w tekstowym świecie tego tomu anioł
Zwiastowania swoim zjawieniem przeraża i wstrząsa (Niebieski parawan), w parafrazie ewangelicznej sceny z Betanii ani
Maria, ani Marta nie zajmuje pierwszego miejsca (Druga)? Niezależnie od tego, czy zgodzimy się rozpoznaniami poetki,
czy też innego pozostaniemy poglądu, musimy stwierdzić, że do żarliwej wiary
raczej nie inspiruje. Prędzej rodzą frustrację i bunt przeciwko zastanym
okolicznościom.
Przed rozczarowaniem czy osamotnieniem
bohaterki tych wierszy nie zdołały uciec ani za wielką wodę (Nowy Świat), ani nie uchroniło ich przed
bólem uwiecznienie na obrazach mistrzów malarstwa. Bo także tutaj niejako
użyczają swojego wizerunku, jako osoby o odrębnej biografii pozostają wciąż na
dalekim tle (por. Elisabeh Siddal – tryptyk).
Wiśniewska osadza swoją poezję także w kontekstach artystycznych i kulturowych.
Spotkamy tu postacie z płócien Olgi Boznańskiej (Poskręcane płatki), Édouarda Maneta (Olimpia, 1863), Amadeo Modiglianiego (Vive la Rose). Towarzyszy im Lolita z powiesci Nabokova i Isadora
Duncan. Zaiste w zajmującym, choć może trudnym przebywamy tu towarzystwie. Ale
autentycznej poezji z łatwizną nigdy nie było po drodze. Powiedzmy jeszcze, że
w lekturze tych erudycyjnych wierszy pomagają przypisy umieszczone na samym końcu
tomu. Nie powiem, przydatne.
Oddawanie
zimna wyrasta z dojrzałego światopoglądu, który umie w sposób wolny od
cynizmu i zbędnej ironii stawiać kwestie istotne. Uwagę tu zwraca innowacyjność
niektórych metafor opartych na synestezji. Kto uważa się za amatora poezji
najświeższej, winien po ten debiut sięgnąć obowiązkowo.
Fragment większej całości przeznaczonej do publikacji w Dwumiesięczniku Literackim "Topos"
Fragment większej całości przeznaczonej do publikacji w Dwumiesięczniku Literackim "Topos"
piątek, 12 października 2018
Nadmorze 17. O wierszach Sławomira Matusza z tomu "za Tobą klucze gęsi i łabędzi" (Sosnowiec 2018).
Siedemnaste wydanie "Nadmorza" przynosi omówienie najnowszego zbioru poezji Sławomira Matusza "za Tobą klucze gęsi i łabędzi" (Sosnowiec 2018), ponadto: wiersze z tego tomu w autorskim wykonaniu, informację o pierwszym polskim czasopiśmie internetowym poświęconym haiku "Papierowy żuraw" oraz dział książek wręczonych i nadesłanych.
Linki:
Fundacja im Jana Kochanowskiego:
http:// fundacjakochanowskiego.pl/
Polskie Stowarzyszenie Haiku/ "Papierowy żuraw":
http://psh.org.pl/papierowy-zuraw/
[Aby odtworzyć podcast, kliknij dwukrotnie na przycisk playera.]
sobota, 6 października 2018
Jerzy Hajduga, jeszcze, tercja, Poznań/ Drezdenko 2018.

Dziwi się recenzent,
gdy sobie uświadomi, że nawet skrótowe omówienie skrajnie minimalistycznego w
swej poetyce, tomu Jerzego Hajdugi, będzie obszerniejsze niż zbiór rekomendowany
uwadze czytelnika. Cóż współczesna poezja chętnie korzysta z prawa do czynienia
skrótów, do syntetyzowania refleksji, do zamilkania w niespodzianych momentach. Umiejętność takiego właśnie
modelowania poetyki mogliśmy zaobserwować na kartach poprzedniego zbioru tego
autora, Odpocząć od cudu (2015). Nowy
tomik został zatytułowany skromniej, najprościej, odrobinę zagadkowo – jeszcze. Tematycznie nawiązuje do
poprzednika, ale stylistycznie, maksymalnie ściszając ton głosu, podąża dalej – pod samą granicę ascetycznie,
monastycznie skupionego milczenia. Poeta przed wielu laty wstąpił do zakonu kanoników
regularnych laterańskich. Lecz ani myśli nawiązywać do idiomu tzw. poezji
kapłańskiej. Skupia się nie na tym, co wynika z jego społecznej roli, nie polega
na eklezjalnej powadze. Jego podmiot eksponuje raczej elementarnie-ludzką stronę
przeżyć. Prędko możemy się przekonać, jak bardzo potrzebują one ciszy, gdyż w
niej dojrzewają do egzystencjalnej prawdy. Aczkolwiek w istnieniu mówiące tutaj
„ja” utwierdza tu przede wszystkim miłość, miłość synowska kierowana ku matce i
miłość macierzyńska obejmująca syna, bardzo już dojrzałego, pewnie kroczącego
obraną drogą. Fakt śmierci matki, przynajmniej początkowo, zmienia tę relację jedynie
w niewielkim stopniu. Jak gdyby łącząca ich miłość zatrzymywała bieg czasu. Jednakże im bardziej przesuwa się ona
w sferę tęsknoty i serdecznej pamięci, tym wyraźniej zaznacza się destrukcyjny
wpływ przemijania. Konieczną pracę żałoby poeta traktuje nieomal jak obrządek,
opisując znaki matczynej nieobecności, choćby tak: „W pokoju u mamy/ zostały
jeszcze/ dwa krzesła// nam wystarczy/ jedno” (Usiąść razem); wcześniej zauważa: „pokój oddycha uwolniony/ od
mebli od łóżka/ z tobą// jeszcze w kącie na czterech nogach// wierne jak pies”
(Na sprzedaż); przeżywa za swym
smutkiem święta roku liturgicznego (Wszystkich
Świętych; Bóg dzieckiem).
Poszukuje oczyszczenia i pociechy we łzie: męskiej i czystej, przypominając,
jak bardzo smutek może być postacią miłości. Oczywistość spraw, które unaoczniają nam wiersze Jerzego Hajdugi nie wymaga
wielu słów. Ale domaga się słów najważniejszych. Ich wybór, wskazanie ich
czytelnikowi to zadanie iście poetyckie. Nie ogranicza się, rzecz jasna, do
wertowania słowników czy lingwistycznych gier (chociaż, gdy przyjrzymy się
wierszowi Samobójca żyje, złożonemu
wyłącznie z powtórzonej dwukrotnie partykuły oraz ośmiu zaimków, stwierdzimy,
że i takie koncepty nie są poecie całkiem obce). Widać tu nieustanną gotowość
do przepracowywania intuicji, doświadczeń oraz nieustanne próby ich
najwierniejszego wy-słowienia; nadto – chęć weryfikacji własnej wypowiedzi,
nawet stwierdzania jej niedoskonałości, niedostateczności w porównaniu z
materią, której wiersz chciałby dotknąć (zob. Jeszcze nie). Zatem tytułowe „jeszcze” sugeruje temporalne
zawieszenie, odwleczenie definitywnego rozwiązania, oczekiwanego skutku. Z
początku w wymiarze poetyckim, ale niebawem – także w wymiarze osobistym. Bo
podmiot tego zbioru jest postacią w owym „jeszcze” bez reszty zanurzoną,
egzystującą po tej stronie życia, wszakże coraz częściej obserwującą oznaki
wychodzenia z siebie (Ból), porzucenia
przez przedmioty (Ostatni guzik), czy
też zjawisko ubywania słów (Żywego więcej).
Stąd może wynikać małomówność wierszy Hajdugi. Jednak przy całej dotkliwości
rozstania, poczucia osierocenia i opuszczenia (zob. Śmierć ci była milsza), trudno byłoby zauważyć tutaj przejawy
pesymizmu. Poeta przeciwstawia mu się bowiem krótko acz stanowczo: „nie bo/ niebo
(Wieczniej). Tego się trzyma,
bynajmniej nie naiwnie. Dlatego też pod koniec tomu, niejako zgodnie z kanonami kompozycyjnymi
żałobnego cyklu, ból utraty oczyszcza się w pocieszeniu.
Hajduga należy do poetów w najwyższym
stopniu antyretorycznych, pokusę gadulstwa na tematy ostateczne poskramia finezyjną
ironią (zob. ćwiczenie mowy pogrzebowej).
Jednocześnie wpisuje się w tradycje poetyki lapidarnej, którą tworzą tak liryki
lozańskie (por. wiersz Stara łza) jak
zeuropeizowana obrazowość haiku (Skradziony
pocałunek).
Prowokacyjne spytam: jak blisko milczenia można podprowadzić wiersz, by go nie
wygasić, nie odebrać mu głosu? O wyciszonej poezji Hajdugi można chyba
powiedzieć, że zmierzając do minimum, osiągnęła już pewne optimum wyrazu. Dalszego
jej zamilkania wyobrazić sobie nie potrafię. Ale nie wykluczam, że nas jeszcze
zaskoczy.
sobota, 15 września 2018
Nadmorze 16. O tomie wierszy Zbigniewa Chojnowskiego "Zawsze gdzieś jest noc" (Wydawnictwo FORMA, Szczecin Bezrzecze 2018)
Podcast po-podróżny. Mówię w nim o nowym zbiorze poetyckim Zbigniewa Chojnowskiego "Zawsze gdzieś jest noc" (Wydawnictwo FORMA, Szczecin 2018).
Książki wręczone i nadesłane.
Linki:
http://fundacjadf.pl/
http://dom-literatury.pl/
http://www.wforma.eu/
Recenzja zbioru Zbigniewa Chojnowskiego "Widny Kres":
https://instytutksiazki.pl/literatura,8,nowosci-wydawnicze,21,poezja,1,widny-kres,60.html
sobota, 8 września 2018
Bogumiła Salmonowicz, Femoglobina, Stowarzyszenie Alternatywni, Elbląg 2017.

Zbiór wierszy a zarazem zgrabny albumik zawierający prace Romany Klinkosz w technice mieszanej (akryl i suche pastele). Przedstawiają one w bardzo różnych odsłonach ujętą odrobinę groteskowo żeńską postać imieniem Troda. Zadaniem zaś czytelnika pozostaje odkrywanie punktów wspólnych pomiędzy obrazu a tekstem będącym zazwyczaj swobodną wariacją na motywach wizualnych.
Jakie zatem cechy kobiece wysuwa poetka
się na plan pierwszy? Przede wszystkim nieprzekraczalną, radykalną inność
psychofizyczną i społeczną. Problematyczną, w skaranych przypadkach przeklętą,
będącą istnym dopustem bożym. przyczyną cierpień na wszystkich etapach życia,
od lekkomyślnej młodości aż po starcze zniedołężnienie. Gdyby poprzestać na tej
konstatacji, można by stwierdzić, że Salmonowicz brnie w publicystyczne
stereotypy. Szczęśliwie ocala ją konsekwentnie przyjęta strategia, którą można
by porównać do studium przypadku, widzianego z bardzo bliska, w wielu
wycieniowanych szczegółach. Zbiera więc kobiece losy, syntetyzuje je, trochę
typizuje, skupiając się na ich determinantach. Bodaj najważniejszą z nich pozostaje
życie w przykrym rozdźwięku pomiędzy oczekiwaniami otoczenia a własnymi
potrzebami, ciągłe skazanie na mityczny moment „później”, kiedy mają się
spełnić najtajniejsze, najbardziej własne życzenia, gdy wreszcie będzie można
„chwytać w dłonie/ promyki codziennych słońc/ albo wiązać w naszyjniki/ lśniące
ogony gwiazd” (Wizje). Inną
okoliczność decydującą stanowi tu wewnętrzna sprzeczność dążeń zamieszkujących
tę samą osobowość (zob. Jeden znak).
Emocjonalne zagmatwania zwiększają ryzyko pomyłek, błędów w rozeznawaniu kierunków
istnienia. Sytuację kobiety komplikuje jeszcze ustawiczna potrzeba kochania (Jak modliszka), ciężko doświadczana
deziluzjami (Róże).
Na uwarunkowania psychologiczne
nakładają się uwikłania społeczne, nawet instytucjonalne, z małżeństwem na
czele. Zostaje ono zaprezentowane jako najbardziej dotkliwa forma zniewolenia oraz
wyzysku ugruntowana w źle pojętej tradycji (por. „Bo najpierw został stworzony Adam”). W wierszach dotykających tej
materii umiejętność operowania szczegółem, widzianym z ukosa konkretem, po raz
kolejny broni poetkę przed popadnięciem w gazetowy schemat. Wypada też zauważyć,
że oskarżenia pod adresem męskiej części rodzaju ludzkiego formułuje raczej
rzadko i w przypadkach już z daleka wyglądających na uzasadnione.
Omawiając kiedyś na tych łamach debiut
elbląskiej poetki (BoSa, 2014)
zwróciłem uwagę na jej zamiłowanie do metafor dopełniaczowych. W trzeciej jej
książce daje ono jeszcze o sobie znać, choć znacznie dyskretniej niż kiedyś. Niemniej
uważam Femoglobinę za tom wart
zauważenia i dyskusji. Zagadnienie poetyckich reprezentacji kobiecości jest bowiem
zbyt poważne, aby pozostawiać je na pastwę feministek.
piątek, 6 lipca 2018
Marcin Królikowski, Opowieść dwunastopiętrowa. Grozy poetyckie, Wydawnictwo Anagram, Warszawa 2017..

Otwieram debiut Marcina Królikowskiego niby drzwi do Archiwum X pełnego ponuro jawiących się tajemnic. Pamięć tragicznej historii niegdyś zgładzonej, zmartwychwstałej potem w innym wcieleniu Warszawy miesza się u niego z wyobrażeniami charakterystycznymi dla science fiction. Podmiot tych opowiastek i wierszy (wyjaśnijmy dla porządku, że teksty narracyjne od poetyckich monologów odróżnia tutaj głównie układ graficzny) przedstawia się jako człowiek z bloku. Żeby tylko z bloku – z wieżowca! Znalazł się poniekąd w punkcie idealnym, pomiędzy kosmosem, skąd przybywają Obcy a warstwami archeologicznymi, które bada z zapałem dociekliwego eksploratora, z konsekwencją detektywa. Wprawdzie „na ramy starych nałożono nowe/ okna, miasto na przepalone fundamenty” (Ostatni dom po Pawiej (71)), lecz śladów przeszłości zatrzeć niepodobna. Bo mają one teraz naturę przede wszystkim psychiczną, może nawet – paranormalną. Dlatego też widmowa Warszawa od razu bierze górę nad rzeczywistym miastem. Tekstowe „ja”, warszawiak nie tylko „zodiakalny”, czyli zrządzeniem sił wyższych skazany na ścisły związek z tą przestrzenią, lecz warszawiak autochtoniczny, reprezentant najbardziej endemicznego gatunku warszawiaków, po labiryntach i zaułkach miasta-widziadła oprowadza nas niczym wytrawny przewodnik. Każdy z tych zakątków wiąże się dla niego z osobnym, osobistym zespołem skojarzeń, emocji, doświadczeń (por. Getto brutto – getto netto). Swoją uwagę koncentruje debiutant na dawnej dzielnicy żydowskiej, Muranowie, jako jeden z tych, których łączy z nią nieledwie fizyczna więź (zob. Zamuranowany), sprawiająca że jego osąd nad pragmatycznym stosunkiem współczesności do dramatu dowódcy ŻOB i jego podwładnych nabiera szczególnej wagi. Wyraźnie wie, co mówi, gdy stwierdza: „Nieczyste sumienie wciąż szuka, pod pretekstem wymiany rur, bunkra Mordechaja, chce do końca wyleczyć miasto z próchnicy, wie jakie postępy poczyniono w kryminalistyce, wie że można po zapachu/ spalenizny odnaleźć sprawcę sprawców,/ ściągnąć czyste prochy prosto z Argentyny” (tamże). Dobrowolnie wchodzi w rolę strażnika pamięci. Jednakże już z przymusu śni sny, których nie mogli dośnić umarli. Mimo woli naśladuje nawet ich zachowania. Zmarli, należycie nie pożegnani, nawiedzają go natrętnie. Dybuki? Kto wie?
Kiedy Marcin Królikowski zaproponuje czytelnikowi udział w swoich dalszych eksploracjach, nie dam się długo prosić.
Fragment większej całości przeznaczonej do publikacji w Dwumiesięczniku Literackim "Topos"
czwartek, 28 czerwca 2018
Nadmorze 15. O tomie poetyckim Dariusza Bugalskiego "Korespondent "Małego Przeglądu""
Audycja nadawana z kaszubskiej checzy na skraju Lasów Mirachowskich. Omawiam w niej zbiór wierszy Dariusza Bugalskiego "Korespondent "Małego Przeglądu". W archiwum żywych głosów Magdalena Cybulska czyta prozę poetycką, za którą otrzymała główną nagrodę w konkursie "O Złote Pióro Sopotu 2018".
Linki:
W audycji wykorzystano kompozycje
Dee-Yan-Keya [strona autorska]
"business trip"
Dee-Yan-Keya [strona autorska]
"business trip"
"wolfgang"
sobota, 16 czerwca 2018
Ewa Frączek, Reorientacja, K.I.T, Stowarzyszenie Żywych Poetów, MBP im. Ks. Ludwika I, Brzeg 2017.
Podmiotka debiutu znalazła się w położeniu nie napawającym optymizmem; wśród jej postanowień na rozpoczynający się rok znajdujemy również takie: „omijać strach, pytania/ o polskę właśnie/ o mentora mistrza nauczyciela/ który przypilnuje bym żyła jeszcze/ lat trzydzieści pięć, gdy bank ogłosi/ że jestem zdolna do metrażu, bo/ mam talent mało zmarszczek przyszłość/ nienaruszone nadgarstki” (noworocznie). Na życie byle jakie, wymuszające rezygnację z wyczytanych w książkach, skądinąd słusznych moralnie ideałów (dopowiedzenie) albo planów (saturn nienasycona), nie ma zamiaru się godzić. Uwierają ją ustępstwa na rzecz powszednich realiów odnotowywanych zresztą bardzo celnie. Doceńmy jej nonkonformizm, zwłaszcza, że stoi za nim, dynamiczna imaginacja, rozkwitająca w całej swej sile sugestywnymi metaforami oraz energia wypowiedzi.
wtorek, 29 maja 2018
Nadmorze 14. Rozmowa z Moniką Milewską o jej powieści "Latawiec z betonu"
W audycji wykorzystano utwór Dee-Yan_Keya "Seagulls" na licencji Creative Commons 4
Show notes:
http://www.e-kalejdoskop.pl/
http://www.zaulekpomylka.pl/
http://www.wbp.poznan.pl/wydawnictwo/
http://www.wforma.eu/
sobota, 5 maja 2018
Piotr Burczyk, Z ukrycia, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Olsztyn 2017.

Podmiot wierszy Burczyka całkiem
dobrze czuje się w towarzystwie duchów. Dla wyjaśnienia wypada mi
jednak napisać, że pojęcie duchów powinniśmy tu zastosować
zarówno do gości z zaświatów jak do czystego ducha, który ich
wyprzedza pojawiając się, na samym początku tomu, z czasem „Coraz
bardziej ludzki/ Coraz bardziej szary/ Coraz bardziej zwykły/ Anioł
w za ciężkich butach” (Coraz
bardziej) i zadaje
poetyckiemu „ja” pytanie o jego wiarę. Ale nie uzyskuje
sformułowanej wprost odpowiedzi. Skazany został na dowody, by tak
rzec, pośrednie, na drobne refleksy nadprzyrodzonego widzenia i na
refleksje, o które w poezji łatwiej na łące (Gietrzwałd)
niż w ciemnawej świątyni (zob. Pusty
kościół).
Zgoła
inaczej ma się rzecz w przypadku gości przybywających z zaświatów.
Wywołani, przywołani mimo chęci i woli budzą umiarkowaną raczej
grozę, no może trochę całkiem zrozumiałej w tej sytuacji
poczucia niesamowitości, konkurującego z zaciekawieniem. Sami są
zresztą ciekawscy, niektórzy dystyngowani, inni dowcipni albo w
obejściu zaskakująco swojscy. Wszyscy nie nazbyt kłopotliwi. Ich
obecność każe się jednak poecie zastanowić nad własną
pośmiertną przyszłością. Mają zresztą umarli, widziani przez
autora trochę po leśmianowsku swoje przyjemności (zob. Świętej
i nieświętej pamięci).
W tym samym porządku wyobrażeń należałoby chyba umieścić
wiersze- świadectwa swoistego kultu przodków, zwłaszcza tych w
linii męskiej, reprezentujących zakorzenienie w odległej
chronologicznie, kresowej genealogii Tak głębokie, że komunikacja
z nią wymaga milczenia wynikłego nie z zakłopotania odwiecznością
antenatów (por. List do
dziadka Jana), tym
bardzie nie z onieśmielenia ich dostojeństwem, ale z bezsłownego
rozumienia związków ze wspólną przeszłością, sprawiającego,
że podmiot nigdy nie przedstawi się jako bezdomny czy wyobcowany. A
gdy na świat spogląda, gdy ten świat (na ogół impresyjnie)
opisze, czyni to z ufnością i cichą, ale pewną swej słuszności
akceptacją. Rzeczywistość ze wszystkimi jej wadami łatwo poddaje
się całkiem bezpretensjonalnemu opisowi, całkiem miłemu w
lekturze. By to sprawdzić, wystarczy poświęcić chwilkę uwagi
wierszom Diament
czy „Sen kota”. Naprawdę chwilkę – bo zwięzłe są,
lapidarne. Chyba, że wolelibyście skupić się na barwnej impresji
zatytułowanej Światło.
Generalnie mam wrażenie, że z debiutu Burczyka mówi do nas ktoś,
kto potrafi kontentować się prostym szczęściem pod warmińskim
dachem, kto ceni sobie skromność, a z otoczeniem chciałby
przestawać w jak najżyczliwszej relacji. Skłonnością do
poprzestawania na małym debiutant z Warmii może zaskarbić sobie
sporą sympatię. Prosiłbym go tylko, aby pozostał już przy dobrze
odmierzonych proporcjach prostego widzenia i skomplikowania metafor.
Osiągnął już bardzo delikatną równowagę dyskursu, który
poszukując za dalszej prostoty, w pościgu za jeszcze większą
oczywistością mógłby zupełnie niepotrzebnie naruszyć,
ześlizgując się w banał.
Fragment większej całości przeznaczonej do publikacji w Dwumiesięczniku Literackim "Topos"
piątek, 27 kwietnia 2018
Nadmorze 13. O wierszach Pawła Podlipniaka z tomu "Herzlich endlösen" (Olkusz 2017).
- W audycji wykorzystano utwór Dee-Yan-Keya "Grant them eternal rest" na licencji Creative Commons. oraz fragment kompozycji W.A.Mozarta "Sehnsucht nach dem Frühlinge".
- Blog literacki Pawła Podlipniaka: "Aubade triste" .
- Profil Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego "O Laur Czerwonej Róży
sobota, 21 kwietnia 2018
Dagmara Kacperowska, martwy sezon, Fundacja Otwartych na Twórczość, Poznań 2018
Zadana ze sformalizowanych tradycji nie może stanowić oparcia dla samotnych zmagań duchowych poetyckiej persony. Surowej krytyce poddaje chrześcijaństwo ograniczające się do fideizmu (nieboski emisariusz) względnie do mało zobowiązujących świątecznych rytuałów (telenowela). Bo to poezja starająca się wyartykułować określony światopogląd. Ale wybiera swoich wrogów tak jak publicyści w co niektórych mediach, skutkiem czego wiersze, anty-ojczyźniane, anty-katolickie, poziomu całości tomu raczej nie podnoszą. Czy przy tym ogromne zła jest jeszcze jakieś dobro? Tak, to, sugeruje poetka, które uczynimy sami, przewracając dzielące ludzi mury, szukając porozumienia i zgody (wino). To chyba najbardziej optymistyczne przesłanie debiutu Kacperowskiej.
Pełno w nim erupcji, huków, fraz kończących się wykrzyknikiem. Estetycznie poetka często jedzie po bandzie i czasem za nią wypada. Przykładowo: „(szum zwęglonych dźwięków/ pomiędzy rzędami białych lilii./przesypuje cząstki zmiażdżonych / dziecięcych główek jak kasztany/na placu Pigalle” (kasztany na placu Pigalle), lub „w domkach z piernika. leżą/ lukrowane serca i włochate zwierzę/ z rozpalonym prąciem.” (Domki z piernika). Czytelnik poezji współczesnej gorszy się raczej rzadko, ale zgódźmy się, że nawet najbardziej szalona w swej ekspresji strofa musi generować jakiś sens.
Fragment obszerniejszej całości przeznaczonej do publikacji w Dwumiesięczniku Literackim "Topos".
sobota, 7 kwietnia 2018
Nadmorze 12. O wierszach Jarosława Mikołajewicza z tomu "(odnalezione fragmenty)".
Omówienie zbioru poezji Jarosława Mikołajewicza "(odnalezione fragmenty)" wydanego nakładem Galerii Autorskiej (Bydgoszcz 2017).
W odcinku wykorzystano utwór Dee-Yan-Keya "Grant them eternal rest" na licencji Creative Commons (CC BY-NC-SA 4.0).
Przydatne linki:
www.autorska.pl/
fraza.univ.rzeszow.pl/
nowelitery.blogspot.com/
freemusicarchive.org/music/Dee_Yan-Key/jazz_for_the_dead/01--Dee_Yan-Key-Grant_them_eternal_rest
sobota, 24 marca 2018
Agnieszka Ginko, Kruche, Zielona Góra 2017.
"Iść tam, gdzie nie dochodzą myśli/ gdzie
kończy się czas,/ gdzie dzika róża/ kocha się z kroplą rosy.” – taka strofka mogłaby
reklamować poezję bezproblemową, miłą w odbiorze, niegroźną dla autorki, a tym
bardziej dla czytelnika. Tyle że w pamięci zostawiłaby nikły ślad. Szczęśliwie
z jednej strofy nie musimy wnioskować o całym debiucie. Trzeba go przeczytać od
początku do końca, chociażby dlatego, by przypatrzyć się próbom zbudowania
języka, który potrafiłby wyartykułować uczucia pozytywne. Zgodzicie się chyba
ze mną, że łatwiej na świat psioczyć, utyskiwać, stawiać mu zarzuty, mieć mu za
złe, że jakoś nie chce (łajdak! paskuda! samolub jeden!) dostosować się do
naszych wobec niego oczekiwań. Tu od samego początku podmiotka wydaje się spontanicznie,
całą sobą, zadowolona ze świata.
Percypuje go mocno, słucha, obejmuje spojrzeniem (Do zbóż), wciąga w płuca z każdym oddechem (Latem). Spadek temperatury poniżej zera uważa za szansę daną
dziecięcej fantazji (Zimowo). Nawet
wychodząc nie w porę, wypchnięta w obce miasto, nie ma zamiaru ulegać pokusom
irytacji bądź zniecierpliwienia. Sytuacje „komfortowe inaczej” traktuje jak
okazje do zauważenia czegoś zgoła niecodziennego. To jeden z głównych powodów,
dla których możemy polubić poetyckie „ja” tego tomiku. Ale nie jedyny. Czy coś
może zmącić jej pogodę? Bez wątpienia. Przykładowo strata przyjaciela
pożegnanego osobistym epicedium (Jachowi).
Bo przecież doskonale wie, że rzeczywistość nie jest wolna od przypadłości i
pobłądzeń tych, którzy ją zamieszkują (zob. Ktoś
inny). Podobnie odczuwa upływ czasu, co wartko rzeźbi ludzkie życiorysy i
bezwzględnie umieszcza Wandę nazywaną tutaj (zwróćcie, proszę uwagę na ten
piękny koncept!) „wileńską Alicją” po drugiej stronie pękniętego już lustra.
Centralne doświadczenie opisane w tym debiucie łączą się z macierzyństwem.
Wydarzeniem kosmicznym poprzedzonym sakralnym impulsem (por. Zwiastowanie) ustanawiającym związek
ciężarnej ze wszechświatem, z żywiołem wody i gwiazdozbiorami. To jakby prolog
do historii Stworzenia opowiedzianej sposób na bardzo indywidualny w cyklu Z księgi Genesis, gdzie chciałaby poetka
dać z siebie wszystko i w najlepszym gatunku. Bez wątpienia udało się jej zbudować
spójną, równą stylistycznie, opowieść o powstawaniu nowej osoby. Z całym
rozmysłem piszę tu właśnie o osobie, gdyż podstawową cechą lirycznego „ty” –
nieurodzonego jeszcze dziecka – pozostaje
jego osobność, zaś opowieść o jego rozwoju można też czytać jako dzieje
zyskiwania przez niego osobności, wyodrębniania się z matczynego ciała aż do
momentu, kiedy matkę i potomstwo łączy głównie kruchość materii, z których ich
ukształtowano. Tej samej, z której ongiś ulepiono praojca Adama. Urodzony już bohater
tego cyklu, wciąż pozostaje w ziemskim raju, gdzie wraz z nim żyją pasikoniki,
myszy, biedronki i sny. Na straży tego raju staje ta, która, w pewnym momencie,
wyraźnie strudzona, w autoironicznej imitacji wiersza Białoszewskiego określi
się jako szaranagamama. Więc co? Matka-Polka? Niekoniecznie/ Raczej matka-poetka. W dwóch rolach, w każdej – z powołania.
Wszystko wskazuje na to, że Agnieszka Ginko wie, jak używać wiązanej mowy, co ma pewnie związek z jej wcześniejszymi przedsięwzięciami literackimi (twórczość dla dzieci, przekłady). Lubi zwięzłość, przenośnią posługuje się jak generatorem nowych znaczeń. Natomiast porównania nie zawsze dotrzymują kroku metaforom (przykład: „skóra zwija się, dusi,/ a ostre fałdy dnia/tną jak psy” – z wiersza Budzić cię).
Zbiorek nieduży niby próbka degustacyjna. Posmakować jednak warto.
sobota, 17 marca 2018
Mateusz Melanowski, Uwagi do chwili, Zeszyty Poetyckie, Gniezno 2017.
Przez cały niemal tom przewija się wątek katastroficzny, manifestuje się w nim
przeczucie jakiegoś kataklizmu. Tyle, że dziwna ta katastrofa – zwieszona, niedokonana
(zob. Lekceważymy apele) albo
rozgrywająca się jako utajony proces: „Możliwe
jednak, że prawdziwy koniec już był,/ i to nie raz, bo zapisy nie są jasne.
Wiele właściwie/ by na to wskazywało. Przedmioty na przykład// co rusz
odnajdują się w zupełnie innych miejscach,/ niż je porzucam, a niektóre wręcz
giną bezpowrotnie.” – czytamy w wierszu Minuty
do wszystkich. Może się jednak równie dobrze objawić jako łagodny zanik, (Quaternion).
Melanowski z powodzeniem posługuje się formami kunsztownymi. Odświeża gatunki nieco zapomniane (vilanella, retourne, triolet), albo egzotyczne (pantum). Wszystkie je łączy element powtarzalności, koncentrujący uwagę na sformułowanym, niekiedy wprost, przesłaniu wiersza.
Żałuję, że tak późno zawarłem bliższą znajomość z wierszami Mateusza Melanowskiego. Bo Uwagi do chwili to już trzecia książka tego autora. Książka, która pobudza mój czytelniczy apetyt na tomiki poprzednie i na kolejne także.
Melanowski z powodzeniem posługuje się formami kunsztownymi. Odświeża gatunki nieco zapomniane (vilanella, retourne, triolet), albo egzotyczne (pantum). Wszystkie je łączy element powtarzalności, koncentrujący uwagę na sformułowanym, niekiedy wprost, przesłaniu wiersza.
Żałuję, że tak późno zawarłem bliższą znajomość z wierszami Mateusza Melanowskiego. Bo Uwagi do chwili to już trzecia książka tego autora. Książka, która pobudza mój czytelniczy apetyt na tomiki poprzednie i na kolejne także.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
-
Osiemnastowieczna, stojąca w miejscu wcześniejszego dworu, siedziba niegrodowych starostów mirachowskich, miała szczęście do gospodarzy,...
-
Dopiero późnym wieczorem przeczytałem porannego esemesa od AF. Zmarł Andrzej K. Waśkiewicz. Znałem go dobre dwie dekady i coraz bardziej s...